"Nienawidzę śpiewać o pierdołach"
W 1992 roku Szymon Wydra założył zespół Carpe Diem. Na przestrzeni lat zebrał on sporo nagród oraz kilkakrotnie gościł na listach przebojów lokalnych stacji radiowych. Prawdziwa kariera rozpoczęła się jednak dopiero wówczas, gdy Szymon dostał się do finału pierwszej polskiej edycji programu "Idol". Co prawda nie wygrał go, ale stał się osobą popularną, dzięki czemu nagrał swój debiutancki album "Teraz Wiem", firmowany przez Wydrę i Carpe Diem. Z okazji ukazania się płyty, z wokalistą rozmawiał Łukasz Wawro. Nie zabrakło jednak pytań o przeszłość muzyczną Szymona, jego podejście do otaczającego świata oraz udział w telewizyjnym show.
Przez płytę przewijają się trzy główne wątki. Po pierwsze, jest to płyta o kobietach...
Mówisz kobiety, a kobiety to też miłość, która z kolei jest istotą człowieczeństwa... Wydawałoby się, że jest to temat wyświechtany, a ja chciałem spojrzeć na niego innym okiem.
Po drugie, wbrew nazwie zespołu, jest tu sporo tekstów o tym, że w życiu często bywa ciężko.
No oczywiście, że tak, ale z płyty przebija nadzieja i aura optymizmu życiowego.
I właśnie to miałem wymienić na miejscu trzecim. Rozumiem, że ten wątek jest najważniejszy.
Pomimo że ostatni utwór na płycie nazywa się "Koniec z tym", chodzi tylko o to, by skończyć z tym pesymizmem, który jest wokół nas. Tak blisko jesteś marzeń swych, nie zabijaj ich. To wszystko jest bardzo optymistyczne. Do nieba nie chodzę, bo jest mi nie po drodze tzn., że nie mam zamiaru się tym póki co przejmować. Na razie jestem tutaj. I tak dalej. Carpe Diem - chwytaj dzień i ciesz się chwilą, żeby później sobie nie pluć w brodę.
Dedykujesz tę płytę m.in. wszystkim tym, którym obca jest tzw. loża szyderców. To zjawisko szczególnie cię drażni?
Oczywiście, że tak.Loża szyderców to wszyscy ci którzy potrafią tylko krytykować, opiniować itd., a od siebie jeszcze zupełnie nic nie dali.
Przejdźmy do spraw dużo przyjemniejszych. Jak ci się współpracowało z Arturem Gadowskim?
Bardzo dobrze i w stwierdzeniu tym nie ma żadnej kurtuazji. Jesteśmy z tego samego miasta, z Radomia, i jakiś czas już się z Artkiem znamy. Ira i teraz wreszcie Carpe Diem, to dwie eksportowe kapele z tego miasta. Inna sprawa, że gdyby Artek był przedstawicielem zupełnie innej muzyki niż my gramy, to z całym szacunkiem, ale nie produkowałby tej płyty. Akurat z jego gustami muzycznymi się zgadzam. Nie do końca są to te same muzyczne fale, ale są do siebie zbliżone. Tak więc wybór Artura na producenta, był świadomy.
A jak doszło do tego, że na płycie pojawiło się nazwisko Krzysztofa Jaryczewskiego, byłego wokalisty Oddziału Zamkniętego?
Jarry jest człowiekiem, który potwierdza że ma głowę na karku. Ma niebanalne spojrzenie na pewne sytuacje i bardzo chciałem to wykorzystać. Bardzo go cenię.
Na płycie nie znajdziemy nazwisk autorów kompozycji. Czy to znaczy, że materiał napisany jest przez cały zespół?
Dokładnie tak. Nie było sensu tego pisać. Nawet perkusista dorzucił w kompozycjach sporo od siebie, a dodatkowo współprodukował album. Każdy z nas pracował na 200%. Wydawać by się mogło, że perkusiści nie komponują, u nas jest inaczej.
My jesteśmy zespołem, potrafimy bardzo często dyskutować ze sobą godzinami, zupełnie nie dotykając tematu muzyki. Interesuje nas niemal wszystko, co dzieje się w naszych domach. Jesteśmy dla siebie drugą rodziną.
Dlatego gdy jeden z nas wymyślił kawałek A, a inny kawałek X, to i tak każdy potem dorzucał coś od siebie. To była praca zespołowa.
Ten materiał powstawał przez stosunkowo długi czas. Czy na albumie znalazły się tylko wasze najnowsze kompozycje?
Zespół Carpe Diem 18 września 2003 roku będzie miał 11 lat, więc trochę czasu już minęło. "Teraz wiem" to najstarszy utwór na płycie, powstał jakieś trzy lata temu, "Marzeń dość" i "Kanibal" mają po półtorej roku, a pozostałe utwory są wręcz dziewicze. Tak więc w 90% materiał na płycie jest nowy. Starsze utwory niesamowicie ewoluowały. Na początku była to niemalże piosenka literacka. W sumie do dzisiaj sobie to chwalę, bo dzięki temu słowo jest dla mnie nadal bardzo istotne. Nienawidzę śpiewać o pierdołach, człowiek cały czas się rozwija, dojrzewaliśmy muzycznie, jest to melodyczna muzyka rockowa.
Dzisiaj rock to nie tylko solówki i riffy. Dzisiaj to także szansowanie ciszą. Musi być w tym mnóstwo emocji.
A czy to prawda, że przed premierą pojawiła się na stadionie niekompletna wersja waszej płyty?
Tak. To jest mega dramat, ale z drugiej strony to się nawet cieszę, bo jak ktoś chce kupować kota w worku, to proszę bardzo, dostał nauczkę. Teraz można dostać pełną wersję płyty.
A podobają ci się płyty Ali i Tomka?
Nie można porównać psa do kota. Te zwierzęta łączy to, że są to domowe zwierzaki. Ale jednym podoba się kot, a innym pies. Co nie zmienia faktu, że z jednym i drugim właściciel potrafi spać w jednym łóżku. Ja jestem daleki od jakichkolwiek porównań. Sztuki się nie tłumaczy, a muzykę trzeba po prostu czuć.
Czyli nie obawiasz się, że wydawanie płyt finalistów Idola jednej po drugiej, może wywołać pewien przesyt i zaszkodzić sprzedaży?
Wiesz, to już jest podyktowane zupełnie innymi względami. Nie tylko od artysty zależy kiedy płyta się ukaże, ale od innych: producentów, wydawców?, stoi za tym sztab ludzi.
No właśnie, czy nie jest irytujące, że aby wydać płytę, trzeba zostać Idolem?
To jest cholernie irytujące. Jestem wściekły, jak sobie na ten temat pomyślę. Jestem jednym ze zwycięzców programu, czyli nie powinienem tak mówić. Ale nie lubię się wdzięczyć do ludzi. Ten program uświadamia nam, w jak dramatycznej sytuacji jest rynek muzyczny. Nie chodzi mi o to, że sam program jest zły, gdyby tak było, to nigdy bym tam nie wystąpił. Dramatem jest to, iż przychodzą tam tysiące ludzi, bo jest to dla nich ostatnia deska ratunku. Wymień mi chociaż pięć młodych zespołów rockowych, które wydały w ostatnich latach płytę! Nie dasz rady.
A czy możesz zdradzić, skoro już jesteśmy przy branży, co ta za firma, która wydała waszą płytę?
Wydała nas firma Hugo Polska, która w zasadzie działa bardziej w branży telewizyjnej. Niemniej zdecydowali się współpracować z nami i chwała im za to, natomiast dystrybucję prowadzi BMG.
Sytuacja jest w takim razie komfortowa?
Powiedziałbym raczej, że bezkonfliktowa. Natomiast faktycznie cieszę się, że wydali nas ludzie, którzy dbają o nas, żyją tym, zarazili się Carpe Diem.
W Internecie można znaleźć ankietę pod tytułem: Czy Szymon powinien zaśpiewać z Deszczowymi Psami? A co myślisz na ten temat?
To jest kapela, którą stworzyłem. Właściwie to jest zespół, który powstał na podwalinach grupy Yokashin. Jakoś znaleźliśmy się niedaleko siebie i postanowiliśmy założyć kapelę. Później to się rozeszło po kościach, chłopaki się rozjechali po Polsce. A jeżeli pytasz o to, czy chcę coś z nimi zaśpiewać... No, oczywiście, że tak. Sentyment jest ogromny i to do tego stopnia, że na płycie Carpe Diem są dwa utwory, które pochodzą z repertuaru Deszczowych Psów. One są moje, więc miałem do tego prawo, mówię o Kanibalu i Marzeń nigdy dość
Nie chciałem, żeby się zmarnowały, bo są to utwory bardzo mi bliskie i postanowiłem je jednak nagrać. Chociaż trzeba dodać, że w aranżacji Deszczowych Psów wyglądało to zupełnie inaczej. Zresztą jest jeszcze kilka innych utworów z tamtych czasów, których nie chciałbym jeszcze pochować.
Spotykamy się oczywiście, ale w celach towarzyskich. Natomiast wiem, że chłopaki znowu pracują nad tym, by nagrać album jako Yokashin. Byłoby świetnie i może się zdarzyć, że dzięki temu utwory Deszczowych Psów ujrzą światło dzienne.
A powiedz mi na koniec, czy nie irytuje cię czasami, że jesteś postrzegany najpierw jako Idol, a dopiero potem jako muzyk?
Nie będę tutaj wygłaszał hymnów pochwalnych na temat programu, ale jakiś ukłon w jego stronę się należy. Może nawet nie w stronę programu, a bardziej w stronę ludzi, którzy zrobili mi zaszczyt i zagłosowali na mnie. Dzięki temu nasz zespół wypłynął. Przede wszystkim jestem muzykiem, a jeżeli ktoś postrzega mnie jako "Idola", cała przyjemność po mojej stronie.
Dziękuję za rozmowę.
Fotografie: P. Kozielski, I. Pilarska, A. Leśniewska