Nie można mieć kompleksów

Przebój "Dziewczyny są gorące" zna w Polsce niemal każdy. Jego autor, Norbi, chce umilić nam lato 2001 roku swoim nowym, czwartym już w karierze albumem. Dla jego fanów będzie on sporym zaskoczeniem nie tylko z powodu nowego brzmienia, ale także z powodu duzej ilości zaproszonych do współpracy gości. Wśród nich znaleźli się m.in Deidra Jones znana ze współpracy m.in. z Michaelem Jacksonem, Randy Crawford, La Bouche i kilkoma raperami. Na kilka dni przed premierą płyty "Norbihouse" o planach podoboju niemieckiego rynku muzycznego, nagrywaniu albumu i pracy dziennikarza z Norbim rozmawiał Konrad Sikora

article cover
INTERIA.PL

Tytuł twojej płyty - "Norbihouse" - dość jednoznacznie sugeruje styl w jakim nagrana jest ta płyta. Dlaczego zdecydowałeś się na taką zmianę brzmienia?

Muszę wytłumaczyć wszystko od początku. Dla ludzi z branży to wszystko jest zrozumiałe, ale dla zwykłego naszego wąsacza nie. Zacznę od początku. W tamtym roku, jak zapewne wszyscy bywalcy dyskotek wiedzą, wielki sukces odniósł niejaki DJ Spiller i grupa Modjo. Zakochałem się w tych kawałkach i powiedziałem sobie No nie Norbi, tędy droga chłopie! i zacząłem tonami kupować płyty w tym stylu, szczególnie te wydawane przez wytwórnię Zyx. Do dzisiaj je kupuję.

Stwierdziłem z moimi przyjaciółmi i menedżerem, że powinniśmy tego spróbować. Jako, że taka muzyka opiera się głównie na wokalach i do tego najlepiej w języku angielskim, to najprościej było zaprosić panią i pana, którzy śpiewają w tym języku.

No własnie jak udało ci się zwerbować tych wszystkich współpracowników?

Skorzystaliśmy z dobrodziejstwa jakim jest Internet i zaczęliśmy szukać i szperać po niemieckich agencjach artystycznych prosząc ich o wysłanie taśm demo wokalistów chórkowych, którzy z nimi współpracują. Dostaliśmy parę maili w stylu, A Norbi to dziewczyna? Co śpiewa?, ale przyszło w sumie ponad 100 ofert. Co ciekawe, zdarzały się pośród nich także oferty cyrkowców, ludzi połykających noże, plujących ogniem i innych tego typu dziwaków. Wśród nich było jakieś 40, które były godne uwagi. Jedne były słabsze, drugie lepsze, aż w końcu trafiliśmy na Deidrę Jones znaną ze współpracy m.in. z Michaelem Jacksonem, Randy Crawford, La Bouche i kilkoma raperami. Ona przywiozła swojego chłopaka, młodego wokalistę T-One, współpracującego wcześniej z artystą o pseudonimie Sasha. Bardzo nam się przydał. Oni przyjechali do studia do Olsztyna. Mousse-T sprzedał nam wokale do "Come On Everybody". Dziewczyny, która zaśpiewała w tym kawałku nigdy nie widziałem na oczy. Od niego dostałem tylko wokale w różnych tonacjach i podzielone na wyrazy. Deidra i jej chłopak byli zaskoczeni, że w Polsce nie ma autostrad i nie mogli się nadziwić, że koło drogi może paść się krowa. Ale mimo wszystko było bardzo przyjemnie. Byli oczarowani kuchnią.


Nie miałeś jakichś kompleksów pracując z tak znanymi artystami?

Oni nigdy by nie przyjechali, gdyby najpierw nie usłyszeli dema. Dopiero po tym, jak wysłaliśmy im materiał zgodzili się przyjechać. Poza tym skasowali dużo pieniędzy. W czerwcu wysłaliśmy 20 egzemplarzy albumu do różnych renomowanych niemieckich wytwórni zajmujących się muzyka klubową. W odpowiedzi trzy z nich zgłosiły się z ofertą zakupienia dwóch kompozycji. To naprawdę coś znaczy. Zadzwonili, aby kupić piosenki "Hello" i "Mr.DJ". Dzięki takim ofertom wiem, że warto było wydać te pieniądze i zrobić ten krok. Te piosenki będą testowane na rynku niemieckim. Być moze nic się z tym nie wydarzy, ale być może coś z tego wyjdzie. Tego nikt nie wie. Nie należy mieć kompleksów. Wszystko może się udać. Jeśli jest pomysł i chęć, to nie należy tego zmarnować.

W przypadku tej płyty bardziej jesteś producentem aniżeli wokalistą. Wolisz

taki sposób pracy?

Tak, rzeczywiście tak jest. Tylko trzy z dziewięciu piosenek, które znalazły się na płycie są w moim typowym stylu "zagadane". Reszta jest już czymś nowym. Mój udział jest tylko częściowy. Takie zabiegi na Zachodzie stosuje się już od wielu lat. DJ Spiller z Sophie w piosence "Groovejet" - u mnie jest to samo. Norbi and T-One w piosence "Hello". A gdzie jest Norbi? Nie ma. On tylko firmuje całą rzecz swoim nazwiskiem i pokazuje się w teledysku. Kompozycja jest moja, mój jest pomysł i aranż, a śpiewa ktoś inny. To nie jest nic nowego.

Czy ta płyta to efekt zmian jakie w tobie zaszły? Podobno wyleczyłeś się z nerwicy i wydoroślałeś...

Chyba tak. Przede wszystkim stałem się ojcem i głową rodziny. Mam córeczkę, która mówi do mnie "mama". Ona ma 17 miesięcy i wystąpiła w teledysku do "Come On Everybody". Jest przykładem diabła i przestępcy i w ogóle złoczyńcy roku. To w jakiś sposób musiało wpłynąć na mnie jako artystę.

Czy ta płyta jest już spełnieniem twoich wszystkich muzycznych ambicji?

Poprzeczka na pewno jest ustawiona teraz wysoko. Puszczałem ten album kilku znajomym nie mówiąc, że to moja płyta i prawie wszyscy mnie pytali z jakiej składanki zachodniej to wziąłem. Produkcję pochwalili też szefowie Edel Records, wytwórni, która wydała Craiga Davida, to o czymś świadczy. Na pewno przez jakiś czas mogę czuć się spełniony. Tym bardziej, że taką płytę nagraliśmy w studiu w Olsztynie. Polak też potrafi.


No właśnie, Polak potrafi, a mimo wszystko nikt z naszych artystów nie ma szans przebicia się na Zachodzie...

Lansowanie numerów. Tylko to mogę powiedzieć. Bez promocji nikt nie ma szans. To jest krótka piłka.

Polscy artysci jadąc na Zachód grają głównie dla Polonii, jak mają się więc przebić?

Jadę na serię koncertów do Niemiec i co ważne, nie są to występy dla Polaków. To jest tak, że jeśli zagram "Kobiety są gorące" to nikt nie rozumie o co chodzi. Bariera językowa jest często nie do przeskoczenia. To jest chyba główny powód dla którego tak to wszystko wygląda.

Powstały polskie oddziały stacji MTV i VIVA. Czy to jest jakaś szansa na przełom?

Jeśli piosenka w jakis sposób trafi na niemieckie listy przebojów i zacznie być grana w tamtejszych radiostacjach, to VIVA sama się zgłosi po teledysk. Jeśli nie istniejesz w stacjach radiowych, to nikt nie weźmie teledysku. Taka jest prawda.

Wspomniałeś tytuł "Kobiety są gorące". Czy czujesz się niewolnikiem tej pisoenki?

Tak, bardzo. Chociaż przyznam, że na koncertach bardziej ludzie szaleją przy "Polska do boju" albo "Pokręciło się w głowie". Mam etykietkę na plecach i nie ma żadnych szans, aby to zmienić. Ale taki mam zawód. Trochę się przyzwyczaiłem. Wśród ludzi wzbudzam skrajne opinie. Każdy ma prawo do swojego zdania. To jest wolny kraj.

Masz za sobą karierę jako prezenter telewizyjny. Chcesz jeszcze wrócić do tej pracy?

Tak, pracowało się co nieco w telewizji. Bardzo miło wspominam te chwile. Czy wrócę do tego - nie wiem. Jeśli otrzymam taką propozycję to kto wie. Zazwyczaj to do mnie się zgłaszano i taka jest procedura. Wszystko zależy od propozycji. Niczego nie będę robił na siłę. Mamy ludków z Big Brother - totalna porażka, którzy nagle stają się gwiazdami. Nie mam z nimi zamiaru konkurować. Ale nasze społeczeństwo tego nie rozumie, skoro jego większość stanowią faceci z wąsami z klapkami na nogach i wielkimi brzuchami, którzy chleją piwo i siedzą na plaży lub na działce. Od wielu lat pracuję w radiu w Olsztynie i tu też mam wiele zastrzeżeń.


Czy w takim razie kariera dziennikarska pomaga ci w muzyce?

Nie wiem. W tym kraju na muzyce zna się tylko kilka osób, może kilkanaście. Ja myślałem, że się znam, ale chyba nic z tego. Kiedy widzę, że hitem jest zespół Ich Troje i Brathanki, to przestaję wierzyć, że się znam. Ale się wytłumaczę, żeby nie było. Bardzo szanuję Brathanków i to samo jest z Golcami, którzy przecież nawet grali na mojej pierwszej płycie. To są moi dobrzy znajomi, a nawet przyjaciele. Ale mimo wszystko tej muzyki nie znoszę, nie trawię. Robię coś, co wydaje mi się, że jest fajne, ale się nie sprzedaje. Ja nie zrobiłem żadnej rewolucji w swojej muzyce. Te nagrania to przecież kalka tego, co na Zachodzie grają już od dawna, ale mimo wszystko Niemcom się to podoba, oni się przy tym potrafią bawić, a u nas... u nas ludzie bawią się słuchając zespołu Łzy. Śpiewać może każdy, to nie o to chodzi. Nawet Kaja Paschalska, która śpiewać nie umie i ma kluski w gardle. Teraz może coś zwojuje Jarek Weber, który podpisał kontrakt z Sony. Ale powiem jeszcze raz. Jeśli u nas hitami są Ich Troje i Łzy - to ja się na muzyce nie znam.

Wspomniałeś o koncertach w Niemczech, a co z występami w Polsce?

W lipcu odpoczywałem. W sierpniu gram dużą ilość koncertów, ale dokładnie nie wiem gdzie, bo tym zajmuje się mój menedżer. We wrześniu chyba pojadę do Stanów, a jesienią wybieram się do Niemiec. Wszystkich serdecznie zapraszam.

Jak jako muzyk i użytkownik Internetu odnosisz się do zajwiska jakim jest format mp3?

Płyty w sklepach są bardzo drogie. Na szczęście w przypadku mojego albumu udało się utrzymać cenę poniżej 30 złotych. Mp3? Jak najbardziej! Gdybym ja był normalnym zjadaczem chleba i zarabiał tyle, co facet w fabryce to nigdy nie wydałbym 50 złotych na płytę. Sam chodziłbym na place targowe i kupował piraty. Dlatego zupełnie rozumiem ludzi, którzy to robią i nie mam nikomu tego za złe. Oczywiście można sobie ściągnąć mp3, co jest innym rozwiązaniem, ale sprowadza się to do tego samego. Nie mam nic przeciwko temu. Wszystko jest dla ludzi.


Dziękuje za rozmowę