Reklama

"Największe ciarki mam przy soulu"

Mietek Szcześniak to wokalista obdarzony jednym z najciekawszych głosów w naszym kraju. Publiczności dał się poznać jako członek grup Walk Away, New Life M i Deus Meus. Prawdziwy sukces przyniosło mu jednak dopiero wykonanie utworu „Dumka na dwa serca”, zaśpiewanego w duecie z Edytą Górniak. Niedawno na rynku ukazał się drugi solowy album Szcześniak zatytułowany „Spoza nas”. Z tej okazji z artystą rozmawiał Konrad Sikora.

Przy okazji nowego albumu zmieniłeś nieco stylistykę swoich utworów. Dlaczego tak się stało?

MS: Nie zmieniłem stylistyki. Ja jestem muzykiem i o tej poprzedniej płycie, moim powrocie „Czarno na białym”, myślałem jako o rzeczy spójnej, ale zostawiłem sobie jedno okienko w tym monolicie – to była „Prababcia”. Ta piosenka była zapowiedzią tego, że w mojej głowie i duszy tkwią różne rzeczy i że będę próbował swoje odczucia wyrazić różnymi muzycznymi językami. Na nowej płycie dałem wyraz moim różnym fascynacjom muzycznym. Inspirowałem się troszkę muzyką latynoską, troszkę muzyką swingową. Jest to dla mnie płyta spełnionych marzeń. Gra na niej bowiem mnóstwo gości, których udało mi się zaprosić. Są tutaj Kubańczycy, jest jeden Brazylijczyk – oni w jakiś sposób uwiarygodnili te moje wysiłki i nadali im szczerości. Poza tym nadal są tam moje ulubione snujki – moje popowo-soulowo-funkowe opowieści, które najbardziej działają na moją wrażliwość. W warstwie tekstowej są to moje Stany Zjednoczone, to jest opowieść o dużej radości, fascynacji tańcem i muzyką, a momentami o ogromnym smutku – mam tutaj na myśli miniaturkę poświęconą mojemu dziadkowi. On był pierwszą bliską mi osobą, która umarła. Jest to opowieść o tym, co przeżyłem w ostatnim czasie, o tym, co zauważyłem przyglądając się życiu ludzi, których kocham.

Reklama

„No co ty na to?” to pierwszy singel z tej płyty. Dlaczego akurat ten utwór?

MS: Jest to najbardziej nośny utwór z całej płyty. Poza tym ma takie znamiona radości i zabawy, które ja w muzykowaniu najbardziej lubię, bo one się zdarzają w sposób niewymuszony i wszyscy byliśmy zgodni, że to będzie dobry wybór na pierwszy singel.

Na płycie śpiewasz jeden utwór w duecie z Kayah? Jak do tego doszło?

MS: Po prostu ją zaprosiłem, a ona się zgodziła. Kolegujemy się od dłuższego czasu i lubimy nawzajem swoją muzykę. Nie było więc z tym żadnego problemu.

Skąd wziął się tytuł płyty – „Spoza nas”?

MS: Płyta ma taki tytuł z paru powodów. Po pierwsze, piosenka o tym tytule była pierwszą, która na ten album została nagrana. Było to dwa lata temu. Powiedziałem to, co czuję słowami Jana Twardowskiego. Wykorzystałem jego „Wiersz z banałem w środku”. Tam jest taki cytat: „To co nas spotyka, pochodzi spoza nas”. Obłaskawianie trudnych chwil i przekazanie tego w tak ciekawy i bliski człowiekowi sposób, potrafi jedynie Jan Twardowski. Po drugie - jestem w pełni przekonany, że jest naprawdę tak, jak mówią te słowa. Nasz talent do różnych rzeczy skądś się bierze i nasze spełnione marzenia, także realizują się dzięki czemuś. Ciężkie chwile są też darem, który trzeba obłaskawiać. Wszystko w życiu ma swoją funkcję i cel – radość, smutek i cierpienie. Dlatego wydawało mi się, że to będzie idealny tytuł dla tej płyty.

Na polskim rynku muzycznym istniejesz już od wielu lat, czy to jako solista, czy też jako członek grup Walk Away, New Life M lub Deus Meus. Jak oceniasz obecny stan polskiego show biznesu?

MS: Trudno mi oceniać, bo nie ja jestem od tego. Raczej przeżywam rzeczy i albo mam ciarki albo nie – to jeśli chodzi o rzeczy artystyczne. Natomiast gdy mówimy o organizacji tego wszystkiego, to jest to dość dziwne. Po pierwsze - istnieje rynek piracki. Weszła w życie ustawa, ale i tak nikt się tym nie przejmuje. Po drugie - pojawiły się nagrywarki CD i teraz każdy kopiuje co chce. Dochodzi do tego wszystkiego mp3. Najgorszą rzeczą jest jednak to, że w telewizji prawie nie ma programów muzycznych i nieważne, czy jest to telewizja publiczna, czy stacje komercyjne. Szefowie telewizji nie są zainteresowani kulturą i muzyką. Stacje radiowe natomiast niechętnie puszczają polską muzykę, ponieważ trzeba płacić tantiemy. To jest jakaś bzdura i błędne koło. Nie wiadomo, co z tego wyniknie, bo sami robimy sobie koło pióra. To, co dzieje się na tym rynku, stało się dla mnie przejrzyście jasne przy okazji moje poprzedniej płyty, z którą miałem duże problemy dystrybucyjne.

Problemy z dystrybucją płyty? Na czym one polegały?

MS: O to trzeba by zapytać tych, którzy ten album zamawiali, albo raczej nie zamawiali. W takiej sytuacji, kiedy w Polsce płyty są tak okropnie drogie, nie było żadnej wielkiej reklamy tego albumu. Z drugiej strony był to mój powrót , więc hurtownicy i prowadzący sklepy nie ryzykowali. Sam byłem świadkiem sytuacji, w której w sklepie nie było mojej płyty, a kilka metrów obok na ulicy stał facet i sprzedawał po 15 złotych ‘moje’ piraty. Było to dość dziwne nałożenie się wielu okoliczności. Tym razem będzie chyba inaczej, bo już wiadomo, że jestem na tym rynku i się na nim ustatkowałem.

Duża w tym zasługa „Dumki na dwa serca”, pochodzącej ze ścieżki dźwiękowej „Krzyżaków”. Czy spodziewałeś się, że ta piosenka odniesie taki sukces?

MS: Nie spodziewałem się. Nie wiedziałem, że to wszystko aż tak się potoczy. Piosenka miała jednak znamiona wielkiego przeboju o charakterze słowiańskim, dlatego sądziłem, że wielu osobom może się spodobać. Jednak tak naprawdę stało się tak z powodu tej całej zawieruchy wokół filmu, była ogromna promocja i sukces nie był niczym dziwnym. Jest to jak dotąd jedyna piosenka, która trafiła pod przysłowiowe strzechy i chyba na zawsze pozostanie w pamięci ludzi. Każdy ma swoją „Pszczółkę maję”. Na pewno ta piosenka przysłużyła się temu, że moja pozycja na rynku jestem taka, a nie inna.

Czy zamierzasz jeszcze kiedyś powrócić do śpiewania jazzu?

MS: Ja nigdy w sumie tak naprawdę jazzu nie śpiewałem. Miałem swego czasu program autorski ze standardami jazzowymi, soulowymi i bluesowymi, ale było to bardziej potraktowanie tych gatunków jako źródeł i inspiracji. Jazzowi trzeba się absolutnie poświęcić, trzeba ten gatunek zgłębiać, uczyć się go. Poza tym trzeba kochać taką muzykę. Ja szczerze mówiąc największe ciarki mam przy soulu. To jest muzyka, która na mnie najbardziej działa. Oczywiście, doceniam wszystko, co się w jazzie stało, bo to jest rzecz niezwykła, to jest osobna całość. Nie sądzę więc, abym mógł to teraz robić.

Z New Life M i Deus Meus nagrałeś w sumie pięć płyt. Czy ten nurt jest ci nadal bliski?

MS: To jest nurt, który wchodzi w życie, głowę i serce, i który nie przestaje istnieć. To nie jest niczym przesiadanie się z samochodu do samochodu. Kiedy raz to zrobiłem, to wszystko we mnie na zawsze pozostaje, zmienił się mój sposób patrzenia na świat, zmienił się mój system wartości. Dlatego to robiłem i zawsze będę robił. Nigdy nie chciałbym dzielić muzyki na chrześcijańską i niechrześcijańską. To nie tędy droga. Muzyka jest jedna i intencje, z jakimi artysta ją tworzy, są odbieralne, nie trzeba mówić określonych słów, aby mówić o określonych rzeczach.

Jak wspominasz swój występ na konkursie Eurowizji. Wiele osób przyjęło go bardzo krytycznie.

MS: A czy jest to jakaś olimpiada, że musimy tam wygrywać? Uważam, że godnie zaprezentowałem nasz kraj i naszą muzykę, bo zaśpiewałem najlepiej jak potrafię i nikt nie może mi w tej kwestii niczego zarzucić. Piosenka, którą wykonywałem, także był adekwatnie dobrana do miejsca, w którym festiwal odbywał się – Izrael i Jerozolima. Poprzednie lata były podobne jeśli chodzi o miejsca polskich wykonawców. Co tu dużo mówić. Jest to marny festiwal, chodzi tylko o szmalec i karierkę. Nie ma on absolutnie żadnej wartości muzycznej i artystycznej. Tam nie chodzi o to. W sumie jednak fajnie było pojechać do Izraela.

Wiążesz jakieś nadzieje z powstaniem polskich edycji MTV i VIVY?

MS: Dla mnie to to samo, jak w sytuacji, kiedy przyjeżdża obcy kapitał i wykupuje fabrykę. Wiadomo, że im chodzi o zyski, o promocję rzeczy, które już wyprodukowali, na które wydali jakieś tam sumy dolarów i teraz chcą nam to wepchnąć. Tak samo jest przecież z wytwórniami. Wszyscy chcą sprzedawać swoje produkty i nie zastanawiają się w ogóle nad tym, jaka jest siła nabywcza rynku i czy ludzie w ogóle mają ochotę tego wszystkiego słuchać. Nie mówiąc już o tym, że nie inwestują w nowe produkty. Jesteśmy dla tych firm po prostu rynkiem zbytu, jesteśmy zwykłymi wyrobnikami, dodatkiem do tego wszystkiego. Te nominacje dla polskich artystów do nagród MTV, to są cukierki na osłodę. Polskie media nic nie robią, żeby promować polską muzykę, to dlaczego mieliby to robić inni?

Korzystasz z Internetu?

MS: Internet to wspaniałe narzędzie służące zdobywaniu informacji, edukacji i rozrywce. Teraz to już jest normalna rzecz, jak telefon. Podobnie jak telefon może być przydatny i może być zgubny. Natomiast mp3 to inna forma piractwa. Nie wiem jednak, czy da się je w jakiś sposób zwalczyć. Na pewno coś z tym trzeba zrobić.

Dziękuję za rozmowę

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: piosenka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy