"Na pierwszej linii frontu"
Ohydny, brudny, wulgarny. Dlaczego zatem tak fajny? "Shemhamforash" - wydany pod koniec września 2007 roku - drugi album warszawskiej grupy Revelation Of Doom nie pozostawia wątpliwości, że "paskudna" twórczość Kaosa (eks-Hate) i kolegów nie znajdzie akceptacji wśród sympatyków My Chemical Romance. W rozmowie z Bartoszem Donarskim gitarzysta Kaos bije rekord INTERIA.PL w ilość wulgaryzmów na internetową stronę.
Podczas słuchania "Shemhamforash" nie ma zmiłuj się! Prostolinijność wyrazu i niebywały ogień. Może jestem już nie do uratowania, ale dla mnie ta płyta to ścieżka dźwiękowa do porządnej imprezy! Mam nadzieję, że chociaż w pewnym stopniu taki postawiliście sobie cel. Cholernie trudno przy tym ustać w miejscu.
Hail! Ogień musi być. Przecież to jest metal, a ta muzyka to jest bunt, emocje, agresja! Tutaj nie ma miejsca na półśrodki. To jest tak jakbyś był na pierwszej linii frontu... Każdy w ciebie napier****, by cię unicestwić - takie mam odczucie, jak słucham naszego "Shemhamforash". Nie ma czasu złapać tchu.
Czy postawiliśmy sobie tym razem za cel, że ma to bardziej napier*****, że ma być szybsze? Chyba nie. Wyszło to bardzo naturalnie tak naprawdę. Jak przygotowuję taki bardzo wstępny materiał na płytę, to nie siadam sobie i nie mówię: dobra ku***, teraz zrobimy taką płytę, żeby było szybko itp. To jest naturalny proces. Ten kto nawet w najmniejszym stopniu "tworzy muzykę", nieważne jaki rodzaj, ten doskonale wie, że nie da się uniknąć emocji i zatrzymania "pewnego okresu czasu", w którym się go tworzy i wtedy wypływają z nas dźwięki na dany krążek. Tak to już po prostu jest.
Czy dobrze zauważam, że z materiału na materiał staracie się tworzyć piosenki coraz bardziej bezpośrednie. Bez owijania w bawełnę - prosto i na temat.
Tak jak mówiłem, taki materiał uzyskaliśmy wspólnie z Amonem, Swordmasterem i Analripperem. Tak nam to wychodzi - niektóre kawałki mamy bardzo proste, inne są bardziej skomplikowane. Jednak nigdy nie będzie w naszych utworach totalnych kombinacji alpejskich w stylu Cryptopsy czy coś w tym stylu. Bo i po jaki ch**?! Muzyka musi "bujać" jak Turbonegro. Dwa riffy na krzyż, ale za to jakie! Nie ma możliwości, by przy takiej muzyce stać spokojnie. Nawet nie tupnąć sobie stopą.
Moja idea to prostota w muzyce, a prostota to elegancja i "kop w mordę"! Jeden dobry riff i dobre, napier******** bębny Amona to podstawa dobrej piosenki. Taką też muzykę też najbardziej lubię słuchać. Swordmaster też raczej nie jest wybredny i uwielbiamy ku*** prawdziwy punk rock!: Ramones, Turbonegro, Motörhead, zarówno jak i metal: Hellhammer, Morbid Angel czy Sacrofago - ataki, w których jest moc!
Amon katuje jakieś totalnie blastowe ataki.. Analripper napie***** jakieś gutturale oraz klasyczne metalowe płyty. Wachlarz u nas jest naprawdę szeroki. Punk rock to jest fundament metalu. Taka piosenka, która można po 1-2 wysłuchaniach już sobie nucić przy goleniu, to jest kur** siła i ch**! (śmiech).
Mimo oczywistych nawiązań do starej szkoły metalu, Revelation Of Doom to chyba wciąż, mniej lub bardziej death metal. Death metal w swej pierwotniej, dziś nieco zapomnianej formule, bez przesadnej technicznej ekwilibrystki. Od razu skaczecie do gardeł celem zabicia. To zdaje się pewna idea waszego zespołu. Emocje na pierwszy miejscu. Racja?
Chyba tak. Śmierć Metal. Zresztą, kogo to kur** obchodzi, co to za metal, jaki to metal. Metal to jest metal, a szufladkowanie tego zostawiam innym. W d**ie mamy, jak nas nazywają. Najlepszy efekt po wysłuchaniu płyty to taki, że wciskasz "play" jeszcze raz i mówisz: "O kuuuur**, ale moc". Udało nam się to osiągnąć.
"Shemhamforash" to również porywająca wulgarność. Ten album jest ohydny. Ale to chyba komplement?
Jest ohydny? Racja. To znakomity komplement. Nasz muzyka jest chamska i wulgarna. Dla nas powinien właśnie tak brzmieć metal. Taki naku** bez czarowania. Dobrze brzmiący, mocno brzmiący i skutecznie rozbijający bębenki w uszach. Kopy po starych czaszkach i cześć.
Nie wiem czy masz już nasze CD z Pagan Records, tzw. oficjalne lub promo w kartoniku. Zwróć uwagę na papier. On naprawdę śmierdzi! Spójrz na cały druk itp. Wygląda jakby ktoś to zakopał w ziemi i wyjął po dwóch lata (śmiech). W d**ie mam ślicznie dopracowane produkcje, jeśli chodzi o layout. Wolimy starą szkołę i tak po prostu to ciągniemy dalej.
Poza szybkimi, deathmetalowymi partiami, znajdujemy tu też sporo kapitalnych, hellhammerowych zwolnień, tej piekielnie ciężkiej motoryki. Przyznam, że świetnie się to sprawdza, daje pożądany kontrast. Co ty na to?
Hellhammer to potęga! Dużo słucham tego zespołu, jak i Celtic Frost. Nie sposób mi uciec od wpływów Toma Warriora. To kapitalny kompozytor. Jak przygotowuję podwaliny utworów to po szybkim fragmencie automatycznie ciśnie mi się w łapy jakiś wolny riff i jak widać ta koncepcja się sprawdza. Daje fajny kontrast. Tyle.
Grałeś niegdyś w grupie, która nie widziała nic poza typowym, amerykańskim death metalem. Czy muzyka Revelation Of Doom jest twoją odpowiedzą na "zmęczenie tamtego materiału"? Swoją drogą, to dwa różne światy. Stąd moje pytanie, bo nie posądzam was o podążanie za oldskulowym trendem. Ta muza bije szczerością.
Nie zgodzę się z tym. CD Hate "Anaclasis" to jedna z najbardziej oryginalnych płyt ostatnich lat. Adam [frontman i lider Hate - przyp. red.] ma łeb na karku i napier**** muzykę jaka mu się ciśnie w łapy. Nie boi się robić nowych rzeczy. Początki grupy aż do wydania "Cain's Way" były mocno deicide'owe, ale później zaczęliśmy odchodzić od tego kierunku.
Wracając do Revelation Of Doom to taki "rodzaj" siedzi gdzieś tam we mnie. Nie umiem wytłumaczyć, czemu ten kierunek obraliśmy. Tak po prostu jest i cześć. Nie jesteśmy jakimiś małolatami, którzy sobie graja pod dyktando: Grajcie pod retro metal bo teraz taka moda! Ch** z modą.
Zespoły kombinujące z płyty na płytę przychodzą i odchodzą, a te prawdziwe nie robiące niczego na siłę zostają na długi czas, raz zawieszając działalność, później wracając. Życie po prostu. Gramy tak, bo jesteśmy szczerzy w tym co robimy. Lejemy na wszystko w zasadzie i niczym się nie przejmujemy, jeśli chodzi o muzykę. Uwielbiam AC/DC, Infernal War, Taran, Sodom, Malevolent Creation, Disgorge z Meksyku, przez Bathory, Mayhem itp. itd. Ale także np. Johny'ego Casha oraz np. Dimmu Borgir od czasów "Puritanical...". Kur**, co to są za akcje, że jakiś gości nazywa się pozerami? Ch** mnie to obchodzi i nie mam nic wspólnego w zasadzie z tą całą sceną. Głupota i zawiść ludzka nie ma granic.
Konkretnie poskładałem się wokalami "Człowieka z Watykanu". Growling w porządku, ale te wrzaski ("Phalluscipher The Godcrusher", "Morbid Death"...) to istny obłęd. Jak oceniacie wyczyny Analrippera na tym albumie?
Analripper zrobił tak zajebiste wokale i w zasadzie się tego spodziewaliśmy. Dał sobie na luz, poniosło go i darł mordę tak jak chciał, sam sobie obadał jak wyglądają tracki i wydzierał się ile chce i jak chce. Nikt nie ingerował w to jak ma być zaśpiewane, może coś sugerowaliśmy, by spróbował trochę inaczej w jakimś momencie. Wybrał sobie lepsze wersje i tak zostało na krążku.
Shemhamforash to zdaje się boskie imię upadłego anioła. To tylko dobry tytuł, czy kryje się za tym coś więcej?
Oczywiście, że kryje się dużo więcej. Kto jest zainteresowany i siedzi w temacie ten wie. Tytuł mi pasował do zawartości płyty zarówno muzycznie, jak i tekstowo.
Zostając przy przesłaniu muzyki Revelation Of Doom. Podobnie jak i ona sama, tak i cały przekaz idący wraz z dźwiękami jest raczej operowaniem pewną typową symboliką, posługiwaniem się pierwotnymi ideałami, podstawową tematyką, niż filozoficzno-intelektualnym mierzeniem się z tematem w stylu, dajmy na to Akercocke. Epatowanie kozłami nie jest przecież (chyba?) do końca na serio. To pewna forma. Coś jak stary Possessed w sensie wymowy. Zgadza się?
Jesteśmy zespołem takim jak widać. Symbolika wykorzystana na "Shemhamforash" jest mi bardzo bliska. Nie mam zamiaru nikogo tutaj edukować, nawracać. To jest moja ścieżka, którą podążam od bardzo dawna i nikogo ani nie zmuszam, ani nie zachęcam, ani nie odganiam od naszej "twórczości".
Każdy ma swój rozum i niech słucha, czyta, ogląda to, co chce! Co nas to kur** obchodzi w zasadzie. Jak chce słuchać, to niech słucha. Jak nie, niech sobie idzie i coś innego poczyta, posłucha, z reszta ch** mnie to obchodzi. Płyty nagrywamy tylko i wyłącznie dla nas samych. Czerpiemy z tego radochę, no i jakieś tam na pewno spełnienie i przelanie emocji. Ja mam swoje egzemplarze na półce w domu i walę to, czy ktoś to ma czy nie.
Jak mi się chce to sobie włączę, napiję się piwa z chłopakami, pogadamy i jest bardzo dobrze! Spotykamy się na próbach, grzejemy metal i to nas jara. Napier******* razem, wylewanie potu i pier******* o głupotach. Tyle jeśli chodzi o ten temat.
Tylko w 2007 roku ukazały się trzy materiały waszego autorstwa. Tempo zadziwiające. Nie zagotujecie się?
Kasetowy live z koncertu z Empheris, split z Throneum i full CD "Shemhamforash". "Anthems Of The Alcoholic Hell" to przypadek, bo Empherion nagrał swój band i nas na jednym z wspólnych gigów, i zdecydowaliśmy się to wydać wspólnymi siłami tylko na nagrywanej kasecie z kserowaną wkładką. Split się przeciągnął, bo miał wyjść pod koniec 2006. Teraz "Shemhamforash" miał swoją "normalną" premierę. Zagotujemy? Nigdy! Będziemy napier***** metal ile starczy nam sił! Hail the Goat!
Dzięki za rozmowę.