Marcelina - śpiewa i tańczy (nowa płyta "Koniec wakacji")
"Koniec wakacji" - tak wynika z kalendarza i to głosi tytuł nowej płyty wydanej przez Marcelinę. Z pracy nad albumem, który nagrywała w domu znajomych w Szklarskiej Porębie, pamięta imprezy w pustym basenie. Tam odsłuchiwała pierwsze wersje utworów i tam oddawała się radosnemu tańcowi.
Twój teledysk do piosenki "Tańcz" jest niesamowicie energetyczny. Biegasz, tańczysz, harcujesz na dachu. Czy miałaś zakwasy na drugi dzień po zdjęciach do klipu?
Marcelina: - Nie, staram się dużo ruszać na co dzień. Ale miło było wejść do wanny po całym dniu skakania i biegania. Daliśmy z siebie wszystko!
Czy to, jak się poruszasz w tym teledysku, to był efekt pracy z choreografem?
- Nie, po prostu tak tańczę (śmiech).
Czy wcześniej zdarzało ci się tańczyć do swoich piosenek?
- No właśnie nie, miałam z tym problem. Jakoś nie umiałam się poruszać do swojej własnej muzyki, szczerze mówiąc. Co mnie odmieniło? Ta płyta powstawała w swobodnej atmosferze i przestrzeni - nagrywaliśmy w domu w górach i między nami powstała dosyć specyficzna relacja. Wieczorami przesiadywaliśmy w pustym basenie. Muszę dodać, że ten dom jest niezamieszkały od długiego czasu, była tam z nami tylko kuna i pająki (śmiech). W tym basenie super odsłuchiwało się tego, co nagraliśmy. Raz tańczyłam tam sobie do rana, gadaliśmy i analizowaliśmy to, co powstało. Tam mnie natchnęło na teledysk, w którym tańczymy do upadłego.
Czy tatuaż, który zdobi twoje ramię - "Let's dance", zrobiłaś pod wpływem emocji, jakie towarzyszyły ci podczas pracy nad płytą?
- To jest hołd dla Davida Bowiego, ale też przyszedł mi do głowy w tym basenie.
Zupełnym przeciwieństwem utworu "Tańcz" jest nostalgiczny kawałek "Nie rycz".
- Te piosenki dzieli pół roku. "Tańcz" powstało podczas naszych wesołych kolonii w górach, przy pięknej pogodzie. A "Nie rycz" to piosenka, nad którą pracowaliśmy w Warszawie w styczniu, kiedy panuje depresyjny nastrój. Pamiętam, że po nieprzespanej nocy przyszłam do studia i nagle do harmonii nowego kawałka zaczęłam śpiewać melodie z refrenu "Tańcz". Tak zrodził się pomysł tej klamry w piosenkach. Najpierw tańczysz, potem żałujesz (uśmiech).
Twoja ekipa, pracując z tobą, mogła czuć się bezpiecznie. Jesteś przecież dyplomowaną fizjoterapeutką.
- Owszem, skończyłam fizjoterapię, ale poza praktykami w szpitalu nigdy nie wykonywałam tego zawodu. Pamiętam, jak dzień przed obroną grałam na Open'erze. Ledwo zdążyłam na te egzaminy. Już wiedziałam, że raczej nic z tego nie będzie, ale studia skończyłam. Pomogło jak złamałam rękę! Szybko doprowadziłam się do ładu. Przynajmniej tyle!
Masz bardzo dziewczęcy głos - i kiedy mówisz, i kiedy śpiewasz. Czy gdy szukałaś swojej tożsamości muzycznej, próbowałaś się tego wyzbyć?
- Każdy na początku ma taki etap, że naśladuje innych po to, by poznać swój głos, nauczyć się nim sterować. Myślę, że wszystko się wyklarowało, jak zaczęłam śpiewać po polsku i to swoje własne piosenki. Stworzyłam własną tożsamość i z niczym nie walczyłam.
Czy w sprawie nowej płyty radziłaś się Piotra Roguckiego, z którym przed kilku laty nagrałaś wielki przebój "Karmelove"?
- Z Piotrem historia jest niespodziewana, bo nie planowałam gościa na płycie, to się wydarzyło z dnia na dzień. I tak samo z dnia na dzień się jakoś polubiliśmy i tak zostało do dziś. Piotrek przyjaźni się też z Kubą Karasiem, producentem płyty. Zjedliśmy wspólnie jakieś miliony litrów zupy pho koło domu Kuby (śmiech). Piotr wpadł raz posłuchać, co tam nagrywamy i nawet zaciągnęłam go za mikrofon, by wykonał spektakularny okrzyk w jednej piosence. Zostało. Szukajcie go w piosence "Psy".
Rozmawiał Andrzej Grabarczuk (PAP Life)