"Mama, Michael Jackson i dubstep"
Brytyjski kompozytor i wokalista Jamie Woon to kolejny po Amy Winehouse, Adele, Jessie J czy Leonie Lewis wychowanek londyńskiej Brit School. Artysta w intrygujący sposób zadebiutował albumem "Mirrorwriting", który łącząc dubstepowe eksperymenty brzmieniowe z popową melodyką, zebrał pochlebne recenzje, klasyfikujące płytę u boku znakomitego i pokrewnego stylistycznie albumu Jamesa Blake'a. Z okazji premiery płyty z Jamiem Woonem rozmawiał Artur Wróblewski.
Powiedziałeś kiedyś, że największy wpływ na twoją muzykę wywarła matka, która była wokalistką folkową, i Michael Jackson.
Jamie Woon: Matka śpiewała mi odkąd byłem małym dzieckiem. To ona właśnie przekazała mi pasję śpiewania i technikę śpiewania. Kiedy dziś słucham mojej muzyki, mogę wskazać w których momentach słuchać inspirację śpiewem mojej mamy. Mówię tu nie tylko o tonacji śpiewu, ale również o tematyce piosenek.
- Natomiast z Michaelem Jacksonem sprawa miała się tak, że pochodzę z tego pokolenia, które zasłuchiwało się w jego muzyce. Wszystkie dzieciaki z mojej szkoły słuchały Michaela Jacksona. To był pierwszy artysta, którego zacząłem świadomie słuchać. Pierwsze kupione przeze mnie płyty, to były albumy Michaela Jacksona. Tak naprawdę przed nim nie siedziałem w muzyce. Pewnie dlatego jego piosenki tkwią wciąż w mojej głowie. Ale Michael Jackson to nie jest mój jedyny idol. Kocham Steviego Wondera, Radiohead czy Jeffa Buckleya.
Ukończyłeś Brit School. Ta szkoła to prawdziwa fabryka gwiazd! Powiedz, czego się tam nauczyłeś?
- Ta szkoła dała mi możliwość nagrywania i występowania w młodym wieku. Miałem szczęście, że tam trafiłem. W Brit School nauczyłem się przede wszystkim, że mam mnóstwo możliwości w życiu. To nie tak, że tam wykształcono mnie na wykonawcę muzycznego. Pokazano mi jedynie drogę, którą mogę pójść. Na przykład raz w tygodniu mieliśmy spotkania w czasie lunchu, na których prezentowaliśmy własne utwory. To mi się bardzo spodobało i taką drogę obrałem.
Zobacz klip Jamie Woona do "Lady Luck":
Czy twój debiutancki album "Mirrorwriting" można nazwać wynikiem zderzenia technologii i natury? Powstał na twoim laptopie, ale skomponowałeś go w dużej części przebywając na prowincji.
- Tak, ta płyta zawiera właśnie takie elementy. Wiele utworów na tej płycie opowiada o niepokoju. O moich własnych obawach i niepokojach. A ja czuję niepokój, gdy nadmiernie korzystam z technologii. A natura to coś trwałego, co pozwala mi na utrzymanie równowagi. "Mirrorwriting" powstał na laptopie i został wyprodukowany przeze mnie samego. Ale płyta powstawała w specyficznym i istotnym dla mnie miejscu na wsi.
Twoją fascynację dubstepem wyraźnie słychać na "Mirrorwriting". Co tak urzeka cię w tym gatunku?
- Dubstep poszedł teraz w wiele różnych kierunków. To, co mnie w tej muzyce najbardziej intryguje, to jej atmosfera. W tej muzyce jest głębia, mrok i nieprawdopodobna przestrzeń, ciężkość i melancholia. Te elementy w dubstepie bardzo na mnie działają, ale ja sam nigdy nie chciałem robić dubstepu. Choć ten gatunek rzeczywiście robi na mnie wrażenie.
Jeżeli jesteśmy już przy gatunkach muzycznych, to kiedyś zadeklarowałeś, że "blues jest podstawą dla całej współczesnej muzyki".
- To mocne stwierdzenie, prawda (śmiech)? Ale naprawdę uważam, że większość muzyki popowej w XXI wieku ma korzenie bluesie. Rytm, forma... Popatrz na nowoczesne r'n'b, które teraz zdominowało muzyczny mainstream. Z drugiej strony mamy ogromną popularność muzyki akustycznej i folkowej, która też jest przecież spokrewniona z bluesem. Nie twierdzę, że jestem wielkim specjalistą w dziedzinie muzyki bluesowej, ale bardzo ją lubię. Trafiają do mnie uczucia w bluesie. To bardzo emocjonalna muzyka.
Zobacz klip Jamie Woona do "Night Air":
Powiedziałeś też kiedyś, że nigdy nie planowałeś zająć się muzyką. Co zatem działoby się z Jamiem Woonem, gdyby nie wydał "Mirrorwriting"?
- Nie wiem. Prawdopodobnie zająłbym się pisarstwem. Jako dzieciak chciałem zostać dziennikarzem. Przeszło mi, gdy dostałem się na uniwersytet. Od tego czasu myślałem już tylko o muzyce.
Dziękuję za rozmowę.