"Mam to generalnie w nosie"

Artur Gadowski, były frontman zespołu I.R.A, od dłuższego czasu próbuje sił jako solista. Jego drugi solowy album „G.A.D”, spotkał się z dość dobrym przyjęciem, a pochodzące z płyty nagrania dość często pojawiają się na antenie rozgłośni radiowych. Korzystając z obecności wokalisty na pierwszym koncercie w ramach tegorocznej edycji Inwazji Mocy Radia RMF FM, Jarosław Szubrycht zapytał go o możliwość reaktywowania grupy I.R.A., współpracę ze Zbigniewem Hołdysem i najbliższe plany.

article cover
INTERIA.PL

Czy lubisz takie imprezy jak Inwazja Mocy?

Lubię takie imprezy, dlatego że ludzie mogą przyjść za darmo i nie muszą wydawać pieniędzy na bilet. Dlatego przychodzi ich dużo i bawią się fajnie. W Lublinie zagraliśmy dobry koncert i publiczność również dała nam to odczuć. W takich przypadkach wpadamy na zaskakujące pomysły, które w ogóle nie są przez nas ustalone. W Lublinie było dużo takich sytuacji, na przykład na bis zagraliśmy piosenkę, której nigdy nie graliśmy wcześniej w tym składzie, czyli “Hey Joe”. Było super!

Zaskoczył mnie repertuar, który wykonaliście. Usłyszeliśmy materiał nie tylko z twoich solowych płyt, ale również utwory z repertuaru IRA oraz “Highway To Hell” wylansowany przez AC/DC...

W moim zespole na bębnach gra Wojtek Owczarek, na basie Piotr Sójka, a więc jest nas trzech z zespołu IRA. Gramy te utwory, ponieważ wcale nie odcinam się od swojej przeszłości i od tego, co wówczas robiłem. IRA to było całe moje dorosłe życie, to wszystkie doświadczenia, które mam, jeśli chodzi o muzykę, jeśli chodzi o pracę w studiu, granie koncertów itd. Wszystko, co wiem na temat swojego zawodu, wyniosłem z zespołu IRA. Uważam, że powinienem grać te utwory, nawet po to, żeby ludzie nie zapomnieli, że kiedyś taki zespół był. W Lublinie miałem przykład tego, że nie zapomnieli. A to, że gram piosenkę AC/DC “Highway To Hell”, czy “Wish You Were Here” Pink Floyd oznacza, że po prostu lubimy te piosenki. Czasami słyszę jakiś utwór i myślę sobie – ‘Kurcze! Jaka szkoda, że nie ja mogłem to zaśpiewać, że to nie mój zespół zrobił!’. Dlatego te utwory gramy na koncertach i wiem, że ludziom się to podoba, a my też dobrze się przy tym bawimy.

Odnoszę wrażenie, że w rockowym repertuarze podobasz się ludziom bardziej, niż w piosenkach popowych, które teoretycznie powinny trafiać do szerszej publiczności.

Trudno mi tak naprawdę powiedzieć, co jest komercyjne, bo to się tak szybko zmienia... Robię to, co robię. Uważam, że to, co robię w tej chwili, jest kontynuacją zespołu IRA. Będę tak robił dalej, czy to się komuś podoba, czy nie. Mam na myśli ludzi, którzy decydują w naszym kraju, jaką płytę wydać, jaką muzykę lansować, kogo warto pokazać, a kogo nie należy. Ja mam to generalnie w nosie.

Polski show biznes przypomina mi czasy PRL, czyli to, jak nam reglamentowano wędlinę, cukier, obuwie i parę innych rzeczy. Wmawia się ludziom, że powinni jeść przez dwa tygodnie kaszankę i ją jedzą, bo nie mają żadnego innego wyboru. Nagle firmy dochodzą do wniosku, że dzisiaj lansujemy Stasia – i Stasio jest mistrzem świata. Drugiego dnia dochodzą do wniosku, że lansują Zosię i Zosia zostaje mistrzynią świata. To jest ludziom wtłaczane, czy tego chcą, czy nie. Nieprawdą jest, że w Polsce nie ma ludzi, którzy chcą słuchać muzyki rockowej, czego dowodem jest chociażby dzisiejszy koncert. Tyle tysięcy osób - ale o nich już nikt nie myśli, dla nich nic już nie chce zrobić. Trochę mnie śmieszy polski show biznes, bo tak naprawdę jest to taka karykatura show biznesu. Zajmujemy się jednym produktem, sprzedajemy fioletowe buty, bo fioletowe buty są modne. Niech wszyscy je noszą, czy im pasuje, czy nie. Niestety, nie sądzę, aby miało to się zmienić.


Czy możliwe jest, aby IRA kiedykolwiek stanęła na znowu razem na scenie, choćby na jeden koncert?

Wszystko jest możliwe. Ten zespół powinien wziąć się do kupy, zacząć grać, zacząć coś razem robić. Jeżeli znajdzie się pomysł na muzykę, jeżeli dojdziemy do wniosku, że to jest fajne, i że można to ludziom pokazać, to wtedy może coś z tego będzie. Dopóki jednak nie myślimy o tym, to po prostu nie ma zespołu. Mam kontakt z kolegami z którymi gram. Z Kubą - z przyczyn ani od niego, ani ode mnie niezależnych - nie mam, natomiast z Piotrkiem Łukaszewskim nie utrzymuję żadnych kontaktów.

Jak ci się podoba jego nowy zespół Karmacoma?

Z tego co wiem, to jest muzyka, która ludziom się podoba. Ja akurat nie przepadam za tym stylem. Jest w tym coś, jest to coś nowego na naszym rynku, ale dla mnie w tym wszystkim za mało jest gitarzysty Piotra Łukaszewskiego. Ale to już jego problem – nie mój.

Mógłbyś podzielić się z nami wrażeniami z współpracy ze Zbyszkiem Hołdysem?

Współpraca ze Zbyszkiem jest po prostu bajkowa. Możesz robić wszystko, na co masz ochotę, a on jeszcze cię podkręca, żebyś wyrzucił z siebie wszystko, co tylko masz. Zbyszek jest takim trochę wampirem, bo wysysa z wszystkich, którzy grają w tym zespole, to co najlepsze... Ostatnio zagraliśmy sześć koncertów w Stanach Zjednoczonych i wszystkie miały bardzo dobre recenzje. Do tej pory zagraliśmy więcej koncertów w Stanach niż w Polsce, ale mam nadzieję, że to się zmieni.

Znałem Zbyszka już dosyć długo i traktuję go jako swego guru i z każdym problemem, nawet życiowym, idę do niego. Muszę powiedzieć, że jeszcze nigdy źle mi nie podpowiedział. W momencie, kiedy zaprosił mnie na próbę do zespołu i powiedział, ze jeżeli mi się spodoba i jeżeli ja się spodobam, to zostanę. Trafiłem więc na próbę i tak jest do dzisiaj.

Jak ci się śpiewało “Niewiele ci mogę dać”?

Powiem ci szczerze, że tę piosenkę traktuję wyjątkowo i Zbyszek nawet o tym nie wiedział. Intuicja podpowiedziała mu, że ja powinienem wykonać ten utwór. To było dla mnie duże wyzwanie. Trochę się bałem, ponieważ ludzie znają tę piosenkę w świetnym wykonaniu Grzegorza Markowskiego. Okazało się, że nie zrobiłem dziadostwa, zaśpiewałem poprawnie i jest OK.


Czy jest szansa, że na nowej płycie Hołdysa będziesz śpiewał w większej ilości utworów?

Trudno powiedzieć. Powinieneś o to zapytać Zbyszka, nie mnie. W każdym razie następną płytę będziemy nagrywali już jesienią. To będą bardzo dziwne rzeczy, bo każdy z nas będzie miał na tej płycie swój solowy utwór.

Zostawmy Hołdysa, wróćmy do Artura Gadowskiego. Z jakim przyjęciem spotkała się twoja ostatnia płyta?

Byłem zaskoczony tym, jak płyta została przyjęta. Nie spodziewałem się, że rozgłośnie radiowe – głównie RMF FM – tak będą lansowały moje piosenki. Bardzo się cieszę, że tak się stało. Nawet na to nie liczyłem, bo miałem pełną świadomość tego, że inne rzeczy się w Polsce lansuje i na zupełnie inną muzykę kładzie się nacisk. Jestem więc zadowolony, że mogę grać dalej, razem z moimi przyjaciółmi występować na scenie i zabawiać ludzi. To jest dla mnie najważniejsze.

Najbliższe plany?

Muszę zorganizować swojej rodzinie jakieś wakacje, pierwsze od czterech lat. Może ja nie będę miał wakacji, ale może chociaż ich uda mi się gdzieś wywieźć na tydzień. Potem generalnie koncerty, granie, występowanie, spotkania z ludźmi – takie rzeczy.

Ile w tym prawdy, że pobyt w Stanach zmienił twoje podejście do muzyki?

Bardzo zmienił. Ja się tam czuję wolny i chodzę w miejsca, które mi odpowiadają, czyli do klubów, w których gra się żywą muzykę. Wchodzisz do klubu, który może nie wygląda najlepiej, ale okazuje się, że to jest kultowe miejsce i wszyscy tam chodzą. Masz okazję spotkać się z muzyką, którą kochasz i którą grają najwięksi. Jest cudownie, publiczność szaleje, średnia wieku 21 lat – coś czego tutaj nie ma. Poza tym w Ameryce zrozumiałem, skąd w ogóle wzięła się ta muzyka. Kiedy byłem w Kalifornii, wsiadłem w samochód i pojechałem sobie do Las Vegas. Jechałem kilka godzin przez pustynię, gdzieś tam daleko były góry, zachodziło słońce, żadne radio już tam nie docierało, nie było żadnego samochodu w pobliżu. Byłem sam i pomyślałem sobie – ‘To jest właśnie ta przestrzeń!’. To było coś, co jest w tej muzyce, coś o czym oni nie tyle śpiewają, ale to grają. Oni mają inny feeling – to jest inny czas, inne myślenie...


Ale nie, nie, nie, nie ucieknę stąd?

No nie ucieknę! Przecież jestem...

import rozrywka
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas