"Kreatywny chaos"
Pojawienie się Yattering to jedno z największych wydarzeń ostatnich lat w polskim metalu. Trójmiejska formacja osiągnęła poziom muzycznej ekstremy dotąd polskim wykonawcom niedostępny, wykorzystując nieprzeciętne umiejętności techniczne wprowadzili w czyn uwielbienie dla najbardziej brutalnej odmiany metalu. To między innymi dzięki nim mówi się teraz na świecie o „nowej fali polskiego death metalu” i o „polskim brzmieniu”. Z Świerszczem, śpiewającym basistą Yattering, rozmawiał Jarosław Szubrycht.
Wasza pierwsza płyta „Human’s Pain” ukazała się nakładem maleńkiej, niezależnej wytwórni Moonlight. Czy nie był to falstart?
To był debiut zarówno nasz, jak i wytwórni, więc trudno było się wypromować. Jednak płyta sprzedała się dość dobrze, jak na takie podziemne warunki – stało się to możliwe dzięki maniakom, głosującym na nas w różnych podsumowaniach. Dzięki nim uznano Yattering za debiutanta roku. Bardzo pomógł nam również wyjazd Ząbka na trasę z Vaderem, który zagrał ją w zastępstwie Doca. Dzięki temu mogliśmy uderzyć wyżej. Znaleźliśmy menedżera, a za tym poszedł kontrakt z francuską wytwórnią Season Of Mist.
Niedawno stwierdziłeś, że teraz jesteście w większej wytwórni, ale w tej mniejszej było wam lepiej. Co miałeś na myśli?
Teraz jesteśmy wypromowani, bardziej znani, zagraliśmy wiele prestiżowych koncertów w przeciągu bardzo krótkiego czasu, czego wcześniej nie udało nam się dokonać. Nagraliśmy oficjalną kasetę wideo „Creative Chaos”, rzecz niespotykaną na rynku polskim, jesteśmy promowani na całym świecie, znani jesteśmy już w Japonii i na kontynencie amerykańskim, gdzie wydania naszej płyty podjęła się firma Relapse. Paradoks jednak polega na tym, że chociaż ludzie są zainteresowani naszym zespołem, wytwórnia nie robi tak dużo, jak mogłaby. Tymczasem gdyby zechcieli, moglibyśmy przynieść korzyści zarówno im, jak i nam samym.
Czym różni się debiutancki album Yattering od nowej płyty – „Murder’s Concept”?
W przypadku pierwszej płyty podjęliśmy decyzję, że niezależnie od postanowień jakiejś wytwórni trzeba nagrać materiał. Postanowiliśmy, że zdecydujemy się na studio Selani, że na nagranie i promocję możemy wyłożyć taką a taką kasę... Niestety, tak to wygląda, że trzeba zainwestować, żeby kogoś zainteresować. Natomiast przy nagrywaniu „Murder’s Concept” dysponowaliśmy już większym budżetem, o który zadbała wytwórnia. Sytuacja była o tyle lepsza, że mieliśmy do dyspozycji trzy studia. W Selani nagrywaliśmy analogowo ślady, potem w szczecińskim studiu Elvis Van Tomato robione były miksy i w jeszcze innym miejscu mastering. Poza tym płyta była promowana konkretnie na terenie całej Europy, gdzie występowaliśmy właściwie w roli debiutanta.
Słyszałem, że możemy liczyć na reedycję „Human’s Pain”?
Rzeczywiście, nasz wydawca zdecydował, że warto wznowić ten materiał, stosując tę samą taktykę promocyjną, która sprawdziła się w przypadku „Murder’s Concept”. Uważam, że to bardzo dobry pomysł. Nie znam jednak jeszcze żadnych szczegółów dotyczących daty wydania płyty.
Mieliście również plany nagrania płyty koncertowej?
Rzeczywiście, kiedy jechaliśmy na trasę z Hate na początku 2000 roku, myśleliśmy o nagraniu płyty koncertowej i nakręceniu jakiegoś teledysku. Okazało się jednak, że firma Metal Mind zaproponowała nam nagranie koncertu przed festiwalem Metalmania w krakowskim studiu „Łęg”, który ukazał się jako oficjalna kaseta wideo o której już wspominałem. Owszem, podczas trasy z Hate nagraliśmy kilka utworów, których jes za mało na całą płytę, ale być może opublikujemy je jako dodatek do reedycji „Human’s Pain”.
Powiedz coś więcej o koncercie na którym zarejestrowaliście „Creative Chaos”?
Bardzo sympatyczna, od początku do końca profesjonalna obsługa. Wszystko było przygotowane, zapięte na ostatni guzik, co rzadko się spotyka. Traktuję to jako wielki sukces, że mogliśmy zrobić coś nowego. Mieliśmy pełen komfort. No, a dzień później Metalmania – zawodowy koncert. Kiedy na scenie Spodka mówiłem, że przed nami grali tu więksi, a teraz jest nam to dane, nasz najmłodszy gitarzysta Mariusz nie mógł powstrzymać łez wzruszenia. Jakby nie było, udało nam się wystąpić w legendarnym miejscu. Pamiętam, że jako gówniarz tam ganiałem, jeździłem kolejką, a teraz mogłem zagrać. To w ogóle inny film, inny świat...
Zagraliście również w innym legendarnym miejscu – w Jarocinie. Jakie wrażenia?
Byłem na kilku ostatnich edycjach festiwalu w Jarocinie i cieszę się bardzo, że mogłem tam zagrać. Była to kolejna duża promocja dla zespołu i czuję, że Yattering wyszedł z tej próby obronną ręką. Cieszę się też, że poznałem te wszystkie zespoły, nawet grające odmienną muzykę.
Powiedz coś na temat tajemniczego projektu Nyia, w którym od niedawna się udzielasz?
Wszystko zaczęło się od tego, że dwie osoby spotkały się na budowie – China, były gitarzysta Vader i Wojtek Szymański, były perkusista grupy Kobong. Jak to rockandrollowcy zgadali się i postanowili pograć razem. W Dołączył do tego gitarzysta Szymon z Prophecy i Third Degree. W pewnym momencie dostałem materiał od Szymona wraz z propozycją, czy nie zaśpiewałbym u nich. Nie mogłem przepuścić takiej okazji, chociażby poznania takich muzyków jak China i Wojtek, których od dawna szanuję. Poza tym zawsze jestem otwarty na nowe projekty, bo jestem muzykiem i mam czas na granie, nie chcę pracować gdzieś na budowie. Nyia to w ogóle inna muza niż Yattering, powstaje bez jakichkolwiek naprężeń. Śpiewam tym razem po polsku, bo Wojtek ułożył bardzo fajne teksty. Mamy już kilka propozycji koncertowych i pierwsze propozycje od wydawców. Bardzo możliwe, że firma Demonic wyda cztery utwory Nyia na splicie z jakimś innym zespołem. Jednak chcemy przede wszystkim coś zrobić, pograć, bez żadnego ciśnienia. Jest po prostu czterech facetów, którzy chcą coś zrobić i dobrze się przy tym bawią.
Dziękuję za wywiad.
Ja również dziękuję. Zapraszam wszystkich do odwiedzenia naszej strony http://yattering.iq.pl i kontaktu z nami pod adresem yattering@yattering.iq.pl.