"Kozioł musi kopać"
Jeśli szukacie kozłów, nie musicie już jechać na poznański Stary Rynek ani zabierać rodziny na agroturystyczną wycieczkę. Od niedawna kozły, tyle że martwe, grasują w Białymstoku. The Dead Goats zadebiutowali na początku lipca 2012 roku albumem "Path Of Goat", zaś ścieżka ta wydaje się prowadzić nie tyle do piekła, co sąsiedniej Szwecji, gdzie, jak wiadomo, meble składa się śmiertelnie szybkim tempie.
Skąd płynie odwieczne uwielbienie dla szwedzkiego oldskulu w rozmowie z Bartoszem Donarski opowiedział, znany dotąd m.in. z Neuropathii, Incarnated i Squash Bowels, perkusista Psychoradek.
Czołem! Kopę lat, że tak to ujmę. The Dead Goats to nowa nazwa; zespół powstał bodaj rok temu. Krótka piłka - skąd pomysł na kolejny zespół? Swoją drogą, czyja to była inicjatywa?
- Hej Bartosz, miło ponownie urządzić z tobą pogadankę! The Dead Goats to nowy zespół, a jego początki sięgają stycznia 2012 roku. Sam pomysł już jakiś czas wcześniej chodził po naszych głowach, gorzej było z czasem i realizacją. W chwili kiedy Neuropathia przestała grać próby zabraliśmy się z chłopakami za Kozły. W dużym stopniu była to inicjatywa moja i Jawora. Gitarzysty nie musieliśmy szukać, bo nie braliśmy pod uwagę nikogo innego niż Pavlo, który pomagał nam wcześniej na trasach Neuro.
Przyznać trzeba - biorąc pod uwagę krótki staż, tego tworu, rzecz jasna - że bardzo szybko uwinęliście się z debiutem, że nie wspomną o znalezieniu wytwórni i jego wydaniu. Zawsze pracujecie w takim tempie?
- To prawda, wszystko poszło sprawniej niż myślałem. Fakt, nagranie mogło pójść trochę szybciej, ale niestety byliśmy ograniczeni czasem, więc sesja w studio przebiegała z małymi przerwami. Chociaż patrząc na to z drugiej strony - to dobrze, że mieliśmy trochę oddechu pomiędzy nagraniem gitar i wokali. Jeżeli chodzi o tempo pracy, to bywa z tym różnie. W naszym przypadku ogranicza nas wyłącznie brak własnego studia, bo na dobrą sprawę moglibyśmy co tydzień lub dwa rejestrować kolejny numer.
Prawdę mówiąc, po przesłuchaniu tego albumu, byłem lekko skołowany, acz w jak najbardziej pozytywnej wibracji. Materiał zionie oldskulowym szwedzkim death metalem, choć nie stoi tylko Entombed, Dismember czy Grave, ale i sporą melodyjnością pokroju At The Gates czy Necrophobic. Taki był pomysł?
- Pomysł był taki, że robimy kapelę, która będzie hołdowała szwedzkiemu brzmieniu i oldskulowemu death metalowi, a jak to wyszło, to musicie już sprawdzić sami. Mam nadzieję, że się udało, skoro wymieniasz nazwy tak wielkich kapel. Pozostaje nam się tylko cieszyć i dawać z siebie wszystko na koncertach.
Z drugiej strony, mimo iż te numery nie trwają po minucie czy dwie, jest w nich też coś z drzewnej szwedzkiej sceny spod znaku crustowo-punkowych kapel w rodzaju Mob 47, Asocial, Anti Cimex, bez d-beatu, ale jednak coś z tej żywiołowości odnajduje i u was. Bredzę?
- Znasz mnie Bartku dobrze. Wiesz, że moja gra na perkusji jest bardziej punkowa niż stricte deathmetalowa. Dlatego też to wszystko tak wygląda. Nie jesteśmy zapatrzeni tylko na śmierć metal. W naszych riffach można też wyłapać dużo innych naleciałości. Przecież od dawna wiemy, że wszystko to po prostu rock'n'roll, a czy zakrapiany śmiercią, czy też politycznymi problemami, nie robi dla mnie różnicy. Muzyka ma po prostu konkretnie kopać.
Gdzie nagrywaliście i jak oceniacie to z własnej perspektywy?
- Materiał nagrywaliśmy w białostockim Studnia Studio. Jest to miejsce prowadzone przez Piotra Polaka, gitarzystę znanego między innymi z Neuropathii i Pokrak. Co tu dużo mówić, już teraz wiem, że wiele rzeczy powinniśmy zrobić inaczej. Nie jest źle, ale zawsze może być lepiej, prawda? Poza tym uwielbiam pracować z Piotrem i podejrzewam, że nie zamienię tego studia na żadne inne. Uwielbiam ten klimat.
- Co do samego nagrywania to krótka piłka: jeden dzień gary, jeden dzień gitary, jeden dzień wokale. Nie ma co owijać w bawełnę: nie jesteśmy kapelą, która siedzi w studio i poprawia każdy dźwięk, bo coś nie pasuje. Słuchacz musi czuć, że ta muzyka żyje.
Okładka przypomina nieco obrazki z płyt Neuropathii. Zmierzam w dobrym kierunku?
- Wątpię, żeby Armin (Schweiger - wokalista i gitarzysta Distaste i Afgrund), który rysował okładkę inspirował się akurat Neuropathią, ale coś może być na rzeczy. Albo to ja już jestem tak do końca wypaczony, że nie umiem nic innego podpowiedzieć artyście (śmiech).
Jaka historia stoi za waszym znalezieniem się w Instant Classic?
- Po nagraniu materiału ruszyliśmy z wysyłką promo, materiał był jeszcze przed masterem, ale to nie robiło nam różnicy - chcieliśmy po prostu, żeby ludzie już nas usłyszeli, w tamtym czasie dostępne były tylko nasze nagrania z prób. Promówka poszła do znajomego, który siedzi w Anglii i lubuje się akurat w takiej muzyce (Paweł Karaś - zdrówko!). Ten natomiast przesłał nasz stuff do Maćka z Instant Classic. Maciek, nie czekając długo, zaproponował nam wydanie całego materiału na CD.
Gracie jako trio. To układ idealny, czy szukacie kogoś jeszcze?
- Niby idealny, mniej niepotrzebnych problemów. Nie ukrywam, że cały czas poszukujemy konkretnego frontmana, który oswobodzi nas - a przynajmniej mnie - od wokalowania na żywo. Staram się jak mogę, chociaż nie jest to łatwa sztuka grać na garach i do tego charczeć. W prawdzie jest już jedna konkretna osoba, która być może dołączy do The Dead Goats, ale na razie nie chcę zdradzać szczegółów.
Jak właściwie należy traktować The Dead Goats. To pełnoprawny zespół?
- The Dead Goats to pełnoprawny zespół. Chcemy grać i będziemy grać, czy wam się to podoba, czy tez nie. Od początku nie był to żaden projekt, tylko kapela z krwi i kości.
Zobaczymy was gdzieś w najbliższym czasie na koncertach? Jak w ogóle wygląda sytuacja The Dead Goats w tej materii?
- Jak dotąd zagraliśmy dwa koncerty: jeden w Białymstoku supportujac Squash Bowels, w którym się kiedyś udzielałem, drugi natomiast w Krakowie z udziałem Catheter, Cast In Iron i Watching Me Fall. Na koniec września i początek października mamy zabukowanych pięć koncertów, między innymi w Warszawie, Krakowie i Chełmie. Już teraz pracujemy nad niedużą trasą, która na pewno dotrze za granice Polski.
Zawsze ciekawią mnie kwestie wymyślania nazw. Często kryją się za tym zabawne historie. Jak to było u was?
- (Śmiech) Nie pamiętam dokładnie. Kozły na pewno z tego powodu, że już w Neuropathii miałem świra na ich punkcie i co rusz gdzieś tam się kozioł przewijał. Martwe, bo... niby dlaczego miały by być żywe?
Dzięki za rozmowę.