Reklama

Kilkaset małych karteczek

Per Gessle to założyciel słynnego, szwedzkiego zespołu Roxette, w którym śpiewał obok Marie Fredriksson. Grupa sprzedała ponad 45 milionów płyt i wypromowała takie przeboje jak: "Listen To Your Heart", "It Must Have Been Love" czy "Joyride".

W marcu ukazał się solowy album Pera zatytułowany "Party Crasher". Na płycie wcześniejsza filozofia Pera dotycząca produkcji analogowej została wyparta przez syntezatory, niedzisiejsze instrumenty elektroniczne i inne urządzenia, dzięki którym udało się otrzymać klasyczne brzmienie taneczne lat 70. i 80.

22 kwietnia Per Gessle wystąpi w warszawskim klubie "Stodoła". Ze szwedzkim królem popu rozmawiał Michał Michalak.

Jakie idee przyświecały ci podczas prac nad albumem "Party Crasher"?

Per Gessle: Chciałem się trochę zabawić z muzyką, z elektroniką. Tym razem pisałem piosenki, zaczynając od instrumentów perkusyjnych, od rytmu, nie od melodii. Album przypomina trochę dawne nagrania Bee Gees, klasyczną muzykę disco. To coś odmiennego od tego, czym się zajmowałem do tej pory. Świetnie się bawiłem, tworząc nowe utwory. Zacząłem je pisać już w 2006 roku.

Reklama

Podoba ci się, kiedy ludzie nazywają cię maszynką do robienia przebojów?

Per Gessle: Uwielbiam być tak nazywany (śmiech). Przez te wszystkie lata miałem niezwykłe szczęście, ponieważ mogłem się realizować jako twórca. Z zespołem Roxette wydałem 53 single. Wiele z nich było na pierwszych miejscach list przebojów całego świata. To fantastyczne.

Tęsknisz za czasami Roxette?

Per Gessle: Czasami tak. To było wstrząsające, kiedy Marie zachorowała w 2002 roku (u wokalistki wykryto guz mózgu - przyp. red.). Nie wiedziałem, co robić. Był taki okres, kiedy bardzo intensywnie podróżowaliśmy po świecie. Taka przygoda już się nie powtórzy, jesteśmy już starsi... Na pewno nie da się tak funkcjonować przez całe życie. Ale oczywiście tęsknię za tymi doświadczeniami. Zespół Roxette nie powiedział ostatniego słowa. Marie jest w coraz lepszej kondycji, miała niedawno małą trasę koncertową, która okazała się sukcesem.

Czyli Roxette to nie jest zamknięty rozdział?

Per Gessle: Absolutnie nie. Roxette jest zdecydowanie bardziej realne niż było dwa lata temu. A były takie momenty, kiedy wydawało mi się, że reaktywacja nigdy nie będzie miała miejsca.

To świetna wiadomość. W kwietniu wystąpisz w Warszawie. Planujesz coś pozwiedzać?

Per Gessle: Jak tylko znajdę czas, to oczywiście. Byłem już raz w Warszawie i świetnie się tam bawiłem. Fantastycznie będzie tam zagrać koncert.

Pytanie może wydać się trywialne, ale mam nadzieję, że takie nie jest - w jaki sposób piszesz piosenki?

Per Gessle: Przede wszystkim muszę być zrelaksowany. Moi przyjaciele, którzy pracują jako kompozytorzy, twórcy, każdego dnia zamykają się w studiu o 10 rano, wychodzą o 5 po południu i wracają do domów. Ja tak nie potrafię. Potrafię pisać tylko wtedy, kiedy czuję, że coś z tego będzie, kiedy mam odpowiedni nastrój. Siadam z gitarą, albo przy pianinie, albo z kartką, na której zapisany jest pomysł na tekst czy melodię... mam kilkaset takich małych karteczek, na których zapisuję te pomysły. Przeglądam to wszystko, próbuję jakoś pójść z tym dalej i nagle zauważam, że z danej zlepki pomysłów może powstać ciekawy utwór.

Czy śledzisz to, co dzieje się w światowym popie? Na pewno słyszałeś o powrocie Michaela Jacksona na scenę. Co o tym sądzisz?

Per Gessle: Myślę, że to fantastyczny człowiek i dobrze, że znów zaśpiewa. To taki typ osoby, o której ciągle czytasz, ale tak naprawdę nic o niej nie wiesz. Mam nadzieję, że zrobi znakomity show, ponieważ w przeszłości tak właśnie było. Wiadomość o jego powrocie była dla mnie sporym zaskoczeniem, wiele mówiło się o tym, że jest chory. Na pewno życzę mu wszystkiego, co najlepsze na świecie. To wspaniały artysta.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: party
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy