"Góry, rzeka i my"
W krakowskim studiu Radia Bez Kitu pojawili się muzycy śląskiej grupy Cree: lider, wokalista i gitarzysta Sebastian Riedel oraz gitarzysta Sylwester Kramek. W rozmowie z Romkiem Stankiewiczem opowiedzieli o nagraniach z nowej płyty "Tacy sami" (premiera 10 grudnia 2007 roku), o pracy w stołówce, polskiej scenie blues-rockowej i występie z orkiestrą. Nie zabrakło również wspomnienia o Ryśku Riedlu, legendarnym wokaliście Dżemu i ojcu Seby.
Jesteście tutaj między innym dlatego, że wczoraj wystąpiliście w krakowskim klubie Gwarek, jak było?
Sebastian Riedel: Było myślę tak jak zawsze czyli dużo muzyki i koncertowo.
Sylwester Kramek: Dokładnie, koncertowo.
Tak jak zawsze na koncercie czy tak jak zawsze w Krakowie?
S.R.: Tak jak zawsze na koncercie, przede wszystkim.
Jak wspominacie jakieś poprzednie koncerty w naszym pięknym mieście?
S.R.: Kraków jest specyficznym miejscem. Wydaje mi się, że OK. Ciężko jest mówić o miastach. Przede wszystkim jest dużo młodzieży, studentów.
S.K.: Publika jest tutaj może bardziej w wieku studenckim i to może jest tak dla nas nie wiem czy lepiej czy gorzej, aczkolwiek fajnie się gra.
Myślicie, że wasza muzyka dociera bardziej do młodych ludzi czy w różnym wieku?
S.R.: Myślę, że przedział jest różny, od najmłodszych do najstarszych.
S.K.: Na nasze koncerty przychodzą ludzie w wieku od 15 do nawet 40-50 lat i się dobrze bawią. Także jest chyba OK.
Waszą najnowszą płytę można było kupić przedpremierowo na tegorocznym Tyskim Festiwalu Muzycznym. Na tej płycie, którą będzie można kupić w sklepach ukaże się także jeden nowy utwór, którego jeszcze nikt nie słyszał.
S.K.: Tak, właśnie na niego czekaliśmy, bo ta przedpremierowa płyta była bez tego numeru, a teraz ten numer już zrobiliśmy, poskładaliśmy i już go praktycznie mamy.
Co to za numer?
S.K.: Fajny numer.
S.R:: Ten, którego brakowało na tej płycie i ten, który wiąże tą płytę i zamyka.
Kto tam gościnnie wystąpił?
S.R.: Tak, goście byli na tej płycie. Był pan Jerzy Styczyński, który zagrał de facto w dwóch numerach.
S.K.: W utworze "Swe drugie ja" i właśnie w tym numerze, który będzie dodatkowo.
Gdzie była nagrywana ta płyta, jak powstała?
S.R.: Płytę nagraliśmy właśnie niedaleko Krakowa. Kraków był przelotową drogą do miejsca, gdzie powstała ta płyta. Powstała w Dębnie za Nowym Targiem.
W jakimś zamku?
S.R.: W zamku nagraliśmy "Za tych", teraz nagrywaliśmy w ośrodku wczasowym. To był bodajże luty-marzec, zima.
No to spadek standardu. Najpierw zamek, teraz ośrodek wczasowy (śmiech).
S.R.: Niekoniecznie. Ośrodek wczasowy, który jest zamknięty. Jest bodajże wynajęty na nasze potrzeby. Gdzie nikt nie przeszkadza, gdzie nikt nie może wyjechać ani dojechać. Jesteśmy sami odizolowani od świata. Tylko są góry, rzeka i my.
Przyjechaliście tam razem ze sprzętem czy znajduje się tam jakieś studio nagraniowe?
S.K.: Sami zrobiliśmy studio. Przyjechał realizator ze swoim sprzętem, żeśmy to wszystko podłączali. Wszystko żeśmy robili. Po prostu był taki klimat, że nie da się tego powiedzieć. Super klimat. Cisza, spokój. Najbliższy sklep jakieś 5 km. Można sobie wyobrazić, po prostu dzicz. Ale bardzo fajnie.
S.R.: Komfortem przynajmniej dla mnie jest coś takiego, że ten sprzęt i ta muzyka może być tworzona 24 godziny na dobę, że nie jesteśmy związani jakimiś godzinami pracy. Nikt nam nie narzuca co mamy robić. Czy można palić czy nie.
S.K.: Po prostu. Chce się grać to się gra. Nie chce się grać to się nie gra. Tak ta płyta właśnie powstała.
Żadnych wczasowiczek nie było?
S.K.: Niestety nie.
Kto napisał muzykę, kto napisał teksty na nowy album?
S.R.: Muzykę tworzyliśmy po części wspólnie, aczkolwiek kompozytorem w większości jestem ja, że tak się przyznam. Razem tworzyliśmy ją tam już na miejscu. Przyjechaliśmy praktycznie z dwoma kawałkami i nie mieliśmy nic.
Czyli pomyśleliście, że trzeba nagrać płytę, zapakowaliśmy sprzęt i wynajęliście ośrodek?
S.K.: I się nagrało.
S.R.: I stworzyliśmy to.
Ile to trwało?
S.R.: Byliśmy tam 10 dni. Z tym, że bardzo długo trwało instalowanie, przekształcanie stołówki na studio nagraniowe.
S.K.: Sama właścicielka tego ośrodka się zdziwiła, bo jak żeśmy to wszystko zbudowali to się popatrzyła i nie mogła sobie wyobrazić, że tak może wyglądać jej ośrodek. Wszystko się da, jak się chce.
Jakoś specjalnie wyciszaliście tę stołówkę, żeby dostosować akustykę?
S.K.: Tam akurat klimat jest taki, że wszystko jest w drewnie, także nie trzeba było dużo robić.
S.R.: Wybraliśmy to miejsce, bo akustycznie było idealne, żeby generalnie nie trzeba było nic robić. Dlatego tam, poprzez tą akustykę, ten klimat.
Ostatnio nagraliście także akustyczny koncert w studio Radia Katowice.
S.K.: To był koncert akustyczny live z publiką. Nagrywany na nośnikach DVD. Ukaże się w przyszłym roku, mam nadzieję gdzieś koło kwietnia, tak na święta.
Jak wyszło?
S.R.: 100% live przede wszystkim. Wydaje mi się, że jest tam taki specyficzny klimat. Ten koncert był dedykowany mojej mamie, która odeszła niedawno. Dlatego coś takiego się tam wydarzyło, co zostało zarejestrowane. Dźwięk już jest skończony. Prawdopodobnie będą z tego dwie płyty CD, bo jest za dużo materiałów żeby zmieścić na jedną, a szkoda wyrzucać numery, które były zagrane w takim klimacie.
Nie rejestrowaliśmy jeszcze żadnego koncertu, szczególnie akustycznego. To może być ciekawostką dla wszystkich. Radio Katowice zaprosiło nas i udostępniło nam studio.
S.K.: Radio Katowice ma okazję, bo obchodzi 80 lecie. No i nas zaprosili. Oczywiście zgodziliśmy się z chęcią. Tak to wyszło.
To o wszystkich najnowszych wydawnictwach zespołu już wiemy. Przejdźmy teraz do ostatnich koncertów. Na przykład graliście w Hard Rock Cafe w Waszawie, jak było?
S.R.: Całkiem miłe przyjęcie. Świeży w sumie klub. Myślę, że jakoś się to tam rozkręci i będzie sympatycznie. Mamy w planie na początku roku wystąpić ponownie.
6 października odbył się I Festiwal Muzyczny im. Pawła Bergera.
S.R.: Wystąpiłem z zespołem Dżem, ale to z Cree nic wspólnego nie miało. Myślę, że w przyszłym roku będzie Cree. Myślę, że jak na pierwszy raz było całkiem nieźle. Parę tysięcy ludzi. Coś z tego będzie na pewno.
Jak oceniasz zespoły konkursowe, które wystąpiły na tej imprezie?
S.R.: Myślę, że OK, jak na pierwszy raz. Poziom był całkiem, całkiem. Było całkiem sympatycznie.
W wielu wywiadach wspominasz dobrze koncert przed Johnem Mayallem.
S.R.: Tak, to był w ogóle chyba drugi koncert taki, gdzie graliśmy poza Śląskiem. Od razu udało nam się zagrać w Sali Kongresowej. Pierwszy koncert na takiej scenie przed telewizją i w ogóle. Przed taką gwiazdą. Udało nam się potem chwilę pobyć z Johnem Mayallem, zrobić wspólne zdjęcia. Piękne przeżycie.
Ostatnio zagraliście także z orkiestrą miasta Tychy AUKSO.
S.R.: Z orkiestrą graliśmy teraz drugi raz. Pierwszy koncert to był bożonarodzeniowy Jurka Owsiaka z Filharmonią Wrocławską. To też jest coś ciekawego. Stuosobowy chór plus orkiestra około dwieście osób na scenie.
S.K.: Podmuch na plecach czuć.
S.R.: Aranże napisał Mateusz Pospieszalski. Zagraliśmy na oczku Andrzeja E-molla, bo to był jego koncert urodzinowy. Być może zagramy kiedyś wspólnie z orkiestrą cały koncert, dobrze przygotowany. Być może też się uda utrwalić to gdzieś.
Jak się czuliście z chórem i orkiestrą?
S.R.: Przede wszystkim było tyle muzyki, że nie trzeba było grać. Pięknie się słucha swoich numerów. Jest to coś przyjemnego słuchać swoich pomysłów poprzez dużą orkiestrę grającą.
Jak wspominacie Przystanek Woodstock? Jak wam się podoba tego rodzaju impreza?
S.R.: Kilkakrotnie graliśmy. Na początku to był bardzo potężny festiwal. Myślę, że jest do dzisiaj jednym z największych chyba. Przede wszystkim to jest to, że jest przed dwa, kiedyś trzy dni, jest cały czas muzyka na żywo i każdy może poczuć się wolnym, nie ma żadnych nakazów, zakazów.
S.K.: Przeżycie jest naprawdę przednie jak się wchodzi na scenę i widzi się duże miasto i po horyzont ludzi, różnych flag i podobnych. Nogi się robią z waty.
Myślicie, że taka przestrzeń wolności w tej chwili jest potrzebna? Czy jest jeszcze o co walczyć?
S.R.: Myślę, że teraz od 21 października trochę się rozluźniło. Trochę Polska nabierze więcej spokoju i przestrzeni.
Słuchając utworu "Sam sam sam" z najnowszego albumu myślę sobie, że jest on o kontynuacji muzycznej ojca, później śpiewasz Ty, a później można zobaczyć Twojego syna na scenie, który czasem wchodzi i gra na harmonijce.
S.R.: Nie gra, jeszcze na niczym nie gra. Wchodzi na razie na scenę, żeby zobaczyć jak to jest. Dobrze, że wchodzi, że się nie boi.
S.K.: Ostatnio na festiwalu właśnie patrzymy, a tutaj młody wchodzi, ciekawe...
To, co robisz, to kontynuacja muzyczna tego, co robił twój ojciec?
S.R.: Po części, jakoś to nawiązuje już nie tyle do twórczości tylko, że w ogóle do tego, że on grał, że ja teraz gram. Myślę, że byłby chyba zadowolony z tego, co robię i jak to robię. To też nie jest takie proste. Człowiek się uczy całe życie. Myślę, że mam jeszcze parę lat, także myślę, że czegoś się jeszcze zdążę nauczyć.
Jak wspominasz swojego ojca?
S.R.: Przede wszystkim tak jak każdy syn swojego ojca. Ale też wspominam go z trasy, z koncertów, bo głównie tam przebywał. Ja też dużo jeździłem. Od małego obcuję z tą muzyką, z tą sceną, z tym wszystkim.
Co sądzisz o filmie "Skazany na bluesa"?
S.R.: Nie chcę się wypowiadać na temat filmów, bo nie znam się na filmie.
Dotyczy on twojego taty. Czy dobrze przedstawia go?
S.R.: Są wątki biograficzne, ale nie można stwierdzić, że jest to film biograficzny. To jest film fabularny. To jest idea reżysera. Cały scenariusz i tak dalej. Tam są wykorzystane dosłownie trzy, cztery momenty. Jakoś musiał to pokazać i określić w tak krótkim czasie. Nie da się pokazać całego życia w dwie godziny. Tych wszystkim momentów. Wydaje mi się, teraz po dłuższym czasie, że on jest za szary, za mroczny. Mój ojciec był bardziej kolorowy jak na tamten szary czas. Trochę za mało kolorów było w tym wszystkim.
Jak oceniacie sytuację muzyki rock-bluesowej w Polsce i inne zespoły grające w tych klimatach?
S.R.: Myślę, że nie jest łatwo teraz z tą muzyką. Ta muzyka ma swoich odbiorców i jest takie grono, które słucha takiej muzyki. To nie jest już taka powszechna muzyka wśród młodzieży, ale młodzież do tego, tak mi się wydaje, wraca i jest już zmęczona tym wszystkim co się dzieje wokół. To jest tak jakby narzucanie czegoś takiego, tak to odbieram.
S.K.: Niektórzy mówią, że muzyka rockowa już, że tak powiem umarła. Patrząc na frekwencję koncertów nie tylko naszego zespołu, ale także innych polskich zespołów rockowych. Przychodzą ludzie na koncerty. Przyzwyczaili się z powrotem do płacenia za bilety, bo tak się ostatnio stało, że wszystkie imprezy były ostatnio za darmo. Nie zgadzam się, że tak muzyka umarła. Jest to oczywiście nie łatwe w tym kraju promować taką muzykę, ale da radę.
Jakie zespoły wam się teraz podobają? Czego słuchacie?
S.K.: Z polskiej muzyki to ja nie wiem nawet szczerze mówiąc. Bardziej zza oceanu muzyka.
Nic z polskiej sceny?
S.K.: Nie znam może nazw. Tak jak jest Festiwal im. Ryśka Riedla w Tychach i przyjeżdżają kapele konkursowe, mniej lub bardziej znane, poziom jest bardzo wysoki. Chłopcy bardzo fajnie, dobrze grają. Tylko są mało widoczni. Ludzie nie promują właśnie takich zespołów, żeby te zespoły jakoś funkcjonowały tutaj medialnie. Bo to teraz niestety medialnie to musi wszystko być.
S.R.: Myślę, że one są, one grają, mają swoich już fanów. Może nie grają koncertów po całej Polsce. Każdy taki zespół ma swoje grono, swój teren do grania. No i to jest fajnie, fajnie, że grają. Ja często też jeżdżę, będąc gdzieś tam, słuchając tych zespół mnie się to podoba, że chcą grać. I to coraz młodsi. Ostatnio widziałem takich małych chłopców, którzy grają na basie. To jest coś niesamowitego. I dziewczynki małe, które śpiewają reggae. Nie pamiętam właśnie też tego zespołu.
Jakieś rady dla nich?
S.R.: Przede wszystkim grać, grać jak najwięcej i nie patrzeć za siebie.
S.K.: Dużo cierpliwości.
Wystąpiłeś w telewizyjnym programie "Bar". W wywiadach mówisz, że zrobiłeś to z ciekawości i żeby pomóc w promocji zespołu. Czy pomogło?
S.R.: Nie wiem czy to pomogło czy nie pomogło. W każdym bądź razie może parę osób więcej nas usłyszało.
S.K.: Patrząc po naszej stronie internetowej, patrząc później jak się to wszystko zakończyło to dużo ludzi nie wiedziało, że w ogóle istniejemy, Sebastian jest na ziemi i gra. Pomogło, że ludzie nas poznali. Teraz już jak gdzieś się jedzie, to ktoś tam mniej więcej wie o co chodzi.
Jak było w "Barze", bo nie oglądałem?
S.R.: No co się działo, no nic się nie działo. Siedziałem, sprzedawałem drinki, lałem piwo.
S.K.: Piwo mi sprzedał jedno. Wpadłem zobaczyć, gdzie pracuje kolega z zespołu.
S.R.: Graliśmy tam parę koncertów. To była promocja płyty "Parę lat". Niestety "Bar" musiał jeździć ze mną na koncerty. Telewizja jeździła i kręcili program na temat naszej trasy.
W utworze "Wszystko co mam" na nowej płycie śpiewasz, że "życie trwa tyle, ile siebie innym dasz". Czyli to takie przesłanie, że trzeba żyć dla innych?
S.R.: Wydaje mi się, że tak. Dla siebie samego jak można żyć?
Niektórzy tak żyją.
S.R.: Ale to są pewnie smutni.
S.K.: Mają problem.
Są jeszcze jakieś inne myśli, które chcecie przekazać czy po prostu piszesz teksty o życiu czy masz jakąś filozofię, ideologię?
S.R.: Nie piszę o ideologii, piszę raczej o tym co przeżyłem, co mnie boli czasem, co chciałbym przeżyć.
Tylko co boli czy co cieszy też?
S.R.: Teraz był taki okres w moim życiu, miałem trochę takich przykrych sytuacji dlatego też po części są niektóre smutne te piosenki. Myślę, że teraz przyjdzie taki czas, że w końcu jakoś to się rozchmurzy wszystko.
Na poprzednich nagraniach też jest troszkę rock'n'rollowych utworów, na przykład "Rokowiec".
S.R.: To jest jeszcze akurat tekst, który mój ojciec napisał. Także to dobry czas.
Uważacie się za rock'n'rollowców? Żyjecie w taki sposób?
S.R.: Ja chyba nie, ja jestem normalnie zwykłym facetem, który gra. A że mam taki tryb życia... może jestem, ale nie będę sam siebie określał.
S.K.: Nie wiem, jestem tak samo normalnym człowiekiem. Nie wiem co to znaczy być rock'n'rollowcem. Nie wiem czy to znaczy chodzić w podartych spodniach, z długimi włosami, pić non-stop whisky. Niektórzy mają takie mniemanie o rock'n'rollowcach. Jestem zwykłym człowiekiem, który stara się grać.
Dzięki za rozmowę.