Bezsenność w wielkim mieście

- Polska publiczność to idealna kombinacja inteligentnego słuchania i entuzjazmu - mówi Moby w rozmowie z INTERIA.PL.

Moby zagubiony w anonimowej przestrzeni
Moby zagubiony w anonimowej przestrzenioficjalna strona wykonawcy

Długą drogę przeszedł Moby, by dojść do punktu, w którym nie musi z niepokojem obserwować wyników sprzedaży swoich albumów i może nagrywać to, na co tylko ma ochotę. I pomyśleć, że 15 lat temu chciał rzucić muzykę...

Po tym, jak 1996 roku wydał ambientowo-punkową płytę "Animal Rights", Moby był bliski zakończenia kariery.

Album spotkał się z krytycznym przyjęciem prasy i odbiorców, nie udało mu się też odnieść komercyjnego sukcesu.

"Byłem supportem dla Soundgarden i za każdym razem ludzie rzucali we mnie różnymi przedmiotami. A kiedy grałem własną trasę, na koncerty przychodziło po 50 osób" - wspominał Moby.

Co zatem sprawiło, że Moby nie zrezygnował? Telefon od Axla Rose'a, który powiedział mu, że słucha "Animal Rights" na okrągło. Również Bono zadeklarował, że uwielbia twórczość Moby'ego. To go zmobilizowało.

Muzyk spróbował raz jeszcze i osiągnął oszałamiający sukces. Wydawnictwo "Play" z 1999 roku rozeszło się w ponad 10 milionach egzemplarzy i przyniosło aż dziewięć singli, w tym takie przeboje jak "Natural Blues", "Porcelain" czy "South Side".

Zobacz teledysk do "Natural Blues":


Od tamtej pory Moby może się uważać za niezależnego artystę. Jest ustabilizowany finansowo, na dodatek deklaruje, że luksus go nie kręci. Po radosnej, tanecznej płycie "Disco Lies" z 2008 roku, uznał, że pora na powrót do melancholijnych klimatów. I wyszedł na tym świetnie, czego dowodem płyta "Wait For Me" z 2009 roku.

Zobacz teledysk do singla "Pale Horses" z tego albumu:

45-letni Amerykanin w maju wyda nowy album - "Destroyed". To refleksyjna, hipnotyczna płyta, której inspiracją były dłużące się trasy koncertowe. Moby za pomocą dźwięków kreśli obraz uśpionych miast, samotności, wyobcowania, sterylności hotelowych pokoi. Charakter nowych kompozycji w dużej mierze ukształtowały zmagania Moby'ego z bezsennością.

O nowym wydawnictwie, o kłopotach ze snem oraz o polskiej publiczności rozmawiał z artystą Michał Michalak.

"Destroyed" wydaje się jeszcze bardziej wyciszonym wydawnictwem niż "Wait For Me". Czy to twój aktualny stan ducha?

Moby: - Chciałem nagrać album, który odzwierciedlałby atmosferę dużego miasta o godzinie drugiej w nocy. Od wielu lat zmagam się z bezsennością. Duża część mojego dorosłego życia to wyglądanie przez hotelowe okna i obserwowanie opustoszałych ulic. Jest w tym widoku coś dziwnego, przerysowanego, ale jednocześnie czuć pewien spokój, komfort. Chciałem to właśnie oddać na tej płycie.

Czy można zatem powiedzieć, że bezsenność była dla ciebie w pewnym sensie czymś inspirującym?

Moby: - Tak, gdybym miał normalne, "wyspane" życie, gdybym miał rodzinę, o drugiej w nocy spałbym w swoim łóżku. Być może wtedy tworzyłbym uśmiechniętą, folkową muzykę.

- Kiedy jednak nie śpisz o tej porze, widzisz obrazy, których inni nie widzą. O trzeciej nad ranem prawie każde miasto na tej planecie śpi. Nie mówię o piątku, czy sobocie, wiadomo, wtedy być może coś się dzieje, ale jeżeli jest to środa w Stuttgarcie, czujesz się, jak ostatnia osoba na Ziemi.

Odnoszę wrażenie, że samotność w tych utworach nie jest czymś smutnym.

Moby: - Lubię przebywać z ludźmi, ale faktycznie, sprawia mi też przyjemność taka komfortowa izolacja.

Czułeś się kiedyś "zniszczony"?

 

Moby: - Tytuł tego albumu wziął się z długotrwałych podróży - kiedy jesteś w trasie nie masz ze sobą rzeczy, którymi oswajasz przestrzeń, które tworzą twój dom. Nie ma też przy tobie rodziny, przyjaciół, ludzie mówią w innym języku, jest inna kultura, inne ubrania... Będąc w rozjazdach, poruszasz się po obcych, anonimowych przestrzeniach. Masz wtedy wrażenie, że wszystko, co było ci bliskie, zostało zniszczone. Pojawia się pytanie - co w takim razie pozostało? Skąd czerpać szczęście?

I jaka jest twoja odpowiedź na to pytanie?

Moby: - Dla mnie tym źródłem jest muzyka. A czasem wystarczy po prostu usiąść, odprężyć się i rozmyślać.

Zdecydowałeś się nagrać nowy materiał przy użyciu analogowego sprzętu - dlaczego?

Moby: - W ciągu ostatniej dekady technologia cyfrowa była stale ulepszana. Dziś każdy może nagrać bardzo dobrze brzmiącą muzykę przy pomocy swojego laptopa. To oczywiście świetna wiadomość. Ale teraz, kiedy tylu wykonawców idzie w stronę nowoczesnych technologii, postanowiłem pójść w odwrotnym kierunku i użyć starego sprzętu.

- Lubię analogową technologię, ponieważ jest w nią wpisana pewna skromność i nie determinuje ona tak dalece brzmienia kompozycji. Na komputerze, przy pomocą oprogramowania możesz wykreować dowolny dźwięk, ale brak ograniczeń jest tu tylko pozorny.

Na "Wait For Me" tylko w jednym utworze mogliśmy usłyszeć twój głos, teraz jest ich więcej. Dwa lata temu powiedziałeś mi, że nie przepadasz za brzmieniem swojego wokalu...

Moby: - Bardzo lubię śpiewać i żałuję, że nie mam dużo lepszego głosu. Muszę więc pogodzić się z faktem, że mój wokal jest dość prosty, a jeśli chodzi o technikę to też nie wygląda to najlepiej.

Ostatnio oświadczyłeś, że nie będziesz już współpracował z gwiazdami rocka, ponieważ są "wrzodem na d...". Naprawdę są aż tak irytujące?

Moby: - Pracując z gwiazdami rocka, musisz obcować z ich agentami, menedżerami, prawnikami, mnóstwo osób. Na dodatek mają zawsze jakieś wymagania - kapryszą przy wyborze hoteli itd. Kiedy nagrywam z moimi przyjaciółmi, jest to znacznie prostsze. Dzwonię do nich, oni wpadają do mnie i tworzymy muzykę. Zero stresu.

Czy wciąż myślisz o komercyjnym aspekcie kolejnych albumów? Zastanawiasz się, ile płyt uda ci się sprzedać?

Moby: - W dzisiejszych czasach i tak mało ludzi kupuje płyty. Przygotowując album, staram się zebrać utwory, w których jestem zakochany. Później ta muzyka idzie w świat i ludzie chcą jej słuchać - to dla mnie ważne. Komercyjny aspekt nie jest moim zmartwieniem, dopóki mogę tworzyć i grać dla ludzi. To wyzwalające podejście. Kiedy muzycy zbyt często myślą o sprzedaży nagrań, popełniają wiele błędów, idą na kompromisy.

W czerwcu zagrasz na Orange Warsaw Festival. Jak podobało ci się na Open'erze dwa lata temu?

Moby: - Powiem zupełnie szczerze: Polska to mój ulubiony kraj ze wszystkich, w których do tej pory grałem. Polska historia i kultura są dla mnie bardzo inspirujące. Wasza publiczność to idealna kombinacja inteligentnego słuchania i entuzjazmu. Będąc w Polsce, za każdym razem byłem pod wielkim wrażeniem tego zjawiska.

Miło mi to słyszeć.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas