"Więcej szacunku i miłości"
Grand Agent zaczynał na ulicach Filadelfii, tworząc w 1995 roku, wraz ze swoimi przyjaciółmi, grupę Name. Trio, w skład którego wchodzili Mr. Cisum, Old Man i Agent, wydało w 1997 roku debiutancki singel "12". Rok później niektóre kawałki z nigdy oficjalnie niewydanego albumu "The Lost Page Of The B-Boy Document", stały się powerplay'ami filadelfijskiej audycji radiowej, prowadzonej przez Bahamadia. Jednym z tych numerów był "Essay Tee", solowy popis Agenta. W roku 2000 ukazała się EP-ka "Artist of the Yeah", zawierająca cztery utwory. Wkrótce drogi trójki raperów rozeszły się (Old Man został dyrektorem teatru) i nadszedł czas płyty "By Design" - solowego debiutu Grand Agent. Pierwszy singel, promujący album, optymistyczny "Every Five Minutes", został wyprodukowany przez Kut Masta Kurt. Z Grand Agentem rozmawiał eNn.eSs (mhh.pl).
To był twój drugi występ w Polsce, wcześniej występowałeś w Szczecinie, podczas trasy koncertowej "Superrapin Tour". Co sądzisz o polskiej publice?
Ludzie tutaj okazują mi szacunek i miłość, wszystko jest w porządku. Byłem w Szczecinie półtora roku temu i była tam naprawdę świetna publiczność. Dzisiaj jestem tutaj, w Warszawie i wszystko jest w porządku. Zapowiada się naprawdę nieźle.
Wiem, że obecnie mieszkasz w Europie, a konkretnie w Kolonii, w Niemczech. Powiedz, co było przyczyną tego, że przeprowadziłeś się z Filadelfii?
Tutaj, w Europie, jest zdecydowanie więcej możliwości do tworzenia naprawdę dobrej muzyki. Ludzie są zupełnie inni. Mają zdrowe podejście do hip-hopu. Ludzie w Europie okazują mi więcej szacunku i miłości, w przeciwieństwie do ludzi u mnie w domu. Z tego powodu zdecydowałem się, aby tu pozostać przez pewien czas.
Jaka jest według ciebie różnica pomiędzy europejską a amerykańską sceną hiphopową?
W Europie ludzie są zdecydowanie mocniejsi!
Co masz na myśli mówiąc: mocniejsi?
Ludzie są zdecydowanie bardziej wyluzowani, bardziej niezależni, mają większą swobodę w tym, co robią.
Pochodzisz z miasta, z którego wywodzi się dużo naprawdę dobrego hip-hopu, między innymi The Roots. Powiedz mi o twoich początkach, jak się zaczęła twoja przygoda z rapem?
Wiesz, jak byłem młody, to po prostu zacząłem to robić. Ja dorastałem z tą muzyką. Rap mnie otaczał, był wszędzie. Swój pierwszy prawdziwy rym napisałem w 1986 roku i to były początki. Kilka lat później wraz z kumplami zaczęliśmy robić muzykę. Były to pierwsze doświadczenia z nagrywaniem płyt i występowaniem na scenie. W 1997 roku nagrałem swój album, to był przełom, wtedy tak naprawdę wszystko się zaczęło.
Jak długo jeszcze zamierzasz grać, koncertować?
Mam 28 lat, więc jeszcze wszystko przede mną.
Tak, faktycznie jesteś w dobrym wieku dla artysty. Możesz opowiedzieć o twoich muzycznych inspiracjach, o artystach których lubisz, szanujesz, mam na myśli oczywiście tych zza Oceanu?
Artystów których lubię? A więc tak, bardzo lubię Nasa, lubię Jay-Z. Co jeszcze, hmm... Dilated People. Wiesz, tak naprawdę lubię wielu wykonawców, jest ich naprawdę dużo.
Wspomniałeś o MC's, takich jak Nas i Jay-Z, to dziwne połączenie. Oczywiście słyszałeś o ich beefie. Jakie jest twoje zdanie, co sądzisz na ten temat?
Moim zdaniem to już przeszłość, wszystko skończone! To była tylko część przemysłu rozrywkowego i tyle. Ale to już koniec! Według mnie Jay-Z, co by o nim nie powiedzieć, jest naprawdę bardzo dobrym raperem. Wielu ludzi postrzega go raczej jako komercyjnego MC. Uważam, że on jest naprawdę dobrym MC. I co za tym idzie, każdy dobry raper może sobie wybierać bity, jakie mu się podobają i jakie chce użyć w swoich piosenkach. Każdy MC może też kreować swój image, tak też jest z Jay-Z.
Osobiście uważam, że ludzie nie powinni osądzać, bo to, co artysta robi, albo im się podoba i go lubią, albo nie. Moim zdaniem nie ma jednego rodzaju hip-hopu, albo nie istnieje coś takiego, jak prawdziwy hip-hop lub nie. Hip-hop jest tylko i wyłącznie twoją własną interpretacją tego, jak to wszystko widzisz.
Na zakończenie twojego występu zagrałeś utwory Wu-Tang Clanu, między innymi "C. R. E. A. M" oraz "Brooklyn Zoo" Ol' Dirty Bastarda. Kim są dla ciebie artyści z Wu-Tangu? Czy byli ważni dla twojej twórczości?
Ooo, jasne! Oczywiście, to jedni z najważniejszych twórców w całej historii rapu, nie tylko dla mnie, ale myślę, że dla wielu ludzi. Oni zrobili ogromnie dużo dla rapu. Nieważne, czy ktoś ich lubi czy nie, wszyscy powinni ich szanować!
Można odnieść wrażenie, że uwielbiasz grać na żywo, kochasz występować, że to twój żywioł.
Tak! To dla mnie naprawdę ważne. Gdy jestem na scenie, jest wtedy czas, w którym mam wrażenie, że naprawdę mogę przemówić do ludzi!
Znasz jakiegoś polskiego artystę?
???
OK. Moje ostatnie pytanie. Co dla ciebie jest ważniejsze - robienie dobrego rapu czy, może robienie rapu dla wszystkich?
Takie rzeczy są w moim sercu. Czasami tak bywa, że trzeba tworzyć muzykę dla ludzi, bo ludzie cię wspierają. Czasami jednak robisz to, co czujesz, to, co jest w twoim sercu, i mówisz sobie: pier**lić wszystkich!
Dziękuje bardzo za rozmowę!
(Podziękowania dla Mateusza z Konktretu za pomoc w zorganizowaniu wywiadu).