"Typowy angielski humor"

Cradle Of Filth
Cradle Of Filth 


Gdy w 1994 roku, nakładem Cacophonous Records, na rynku ukazywał się ich debiutancki album "The Principle Of Evil Made Flesh" muzyka Cradle Of Filth zdecydowanie wyróżniała się na tle ówczesnego boomu na norweską scenę blackmetalową. Wtedy, choć już po kasetowym splicie z Malediction i kilku demówkach (mocno zakorzenionych w death metalu) Anglicy nie byli jeszcze tak rozchwytywani przez media, jak to dzieje się obecnie. Dziś z oryginalnego składu pozostał jedynie wokalista Dani Filth, a dyrygowany przez niego zespół jest, jak na metalowe warunki, sporym źródłem dochodów.

Pod koniec września 2004 roku do sklepów trafiła "Nymphetamine" - siódma duża płyta wampirycznych czcicieli kobiecego piękna z Suffolk, która wydaje się spełniać oczekiwania zagorzałych zwolenników formacji.

Koncerty Cradle Of Filth przyciągają aktualnie rzecze fanów i... fanek. Na kilka godzin przed jednym z takich spektakularnych występów, w ramach festiwalu "Metalmana", na pytania Bartosza Donarskiego odpowiadał gitarzysta Paul Allender.

Od chwili wydania "Nymphetamine" minęło już kilka miesięcy. Czy z biegiem czasu, twoja opinia na temat tego albumu uległa zmianom? Czasami z dalszej perspektywy pewne rzeczy postrzegamy nieco inaczej.

Nadal ją uwielbiam. Wszyscy w zespole zgodnie uważamy, że jest to zdecydowanie najlepszy album, jaki do tej pory nagraliśmy. Rozmawiamy z wieloma ludźmi, od przyjaciół do fanów, i wszyscy ci ludzie mówią nam, że "Nymphetamine" nie jest po prostu kolejnym "Dusk And Her Embrace".

Pod koniec stycznia rozstaliście się z waszym dotychczasowym basistą. Z czym związana jest ta zmiana składu?

To nie jest tak naprawdę zmiana. Dave [Pybus, eks-Anathema, Dreambreed - przyp. red.] ma wiele osobistych problemów i w związku z tym powiedział nam, że nie będzie w stanie pojechać z nami na trasy. Aktualny basista dołączył do nas tylko na czas grania koncertów, nie zostanie z nami na dłużej. To jedynie muzyk sesyjny. Naszym stałym basistą wciąż pozostaje Dave. Mamy nadzieję, że niebawem do nas powróci.

Niebawem na rynku pojawi się specjalna edycja "Nymphetamine". Z tego, co czytałem wersja ta nie będzie tylko regularną płytą, w nowym opakowaniu i z inną okładką.

Ta wersja składa się z dwu płyt. Gdy otworzysz to wydawnictwo, po lewej stronie znajduje się album "Nymphetamine". Z kolei po prawej stronie umieszczony jest kompakt zawierający "Bestial Lust" - cover Bathory, przeróbka "Mr. Crowley" Ozzy?ego Osbourne'a i kawałek Cliffa Richarda "Devil Woman". Do tego dorzuciliśmy dwa zupełnie nowe utwory, które są nieco inne od typowego grania Cradle. Jesteśmy ciekawi, co na ich temat powiedzą nasi fani. Poza tym na drugim dysku znalazło się też kilka kawałków z "Nymphetamine" zagranych na żywo oraz trochę remiksów. Uważam, że ten drugi album jest również całkiem interesujący.

Skąd bardzo osobliwy pomysł na przerobienie przeboju Cliffa Richarda? Wasza ekstrawagancja nie ma chyba granic.

Utwór Cliffa Richarda wybraliśmy głównie z powodu tytułu - "Devil Woman". Sądzimy, że będzie to coś ciekawego i nietypowego, jak na Cradle Of Filth. To w końcu Cliff Richard! (śmiech). A prócz tego, taki utwór jest chyba ostatnią rzeczą, o której można by pomyśleć, biorąc pod uwagę ewentualne covery, które moglibyśmy wziąć na warsztat. Dlatego właśnie zdecydowaliśmy się na ten krok.

A dwa pozostałe covery?

Przeróbkę Bathory zrobiliśmy już lata temu, zanim jeszcze umarł Quorthon i dlatego nie ma to nic wspólnego z jego śmiercią. Muzyka Bathory miała na nas ogromny wpływ. Tak samo było zresztą z "Mr. Crowley" Ozzy?ego, którego pierwsze albumy, takie jak "Diary Of A Madman", wciąż pozostają dla nas źródłem inspiracji. To bardzo interesująca muzyka i dlatego zdecydowaliśmy się ją przerobić.


W roku 2003 zagraliście na "Ozzfest". Mimo możliwości szerszego pokazania się w Stanach, nie była to do końca sama przyjemność. Ponoć mocno was to wszystkich wyczerpało.

O tak! Było wyczerpująco i gorąco. Najgorsze były wysokie temperatury, jakie panowały podczas tych koncertów. Pocieszające było to, że graliśmy na drugiej scenie, ok. 4 po południu. Osobiście podczas całego pobytu na tej trasie wydziałem Ozzy?ego dwa razy. Wydawał się być w stanie lekkiego szoku, nie wiedział w ogóle kim jesteśmy i skąd pochodzimy (śmiech). Widziałem go już wcześniej, kilka lat temu podczas jednej z jego tras i był w doskonałej formie. Będąc szczerym, na "Ozzfest" rozczarowała mnie jego kondycja i stan ducha.

Ozzy wciąż jeszcze śpiewa, czy też ma to już dziś więcej wspólnego z półplaybackiem? Swego czasu można było tu i ówdzie usłyszeć podobne plotki.

Śpiewa, w pewnym sensie, choć osobiście uważam, że powinien udać się już na emerytuję (śmiech). Widząc go zrobiło mi się w jakimś stopniu smutno. Na scenie nie ma już w sobie tego wariactwa, z którego był kiedyś znany. Wiesz, cieszę się, że wciąż stara się być aktywnym, ale dla mnie wygląda to trochę tak, jakby nie bardzo miał już na to wszystko ochotę. Ale to moja osobista opinia i nie wiem do końca, jaka jest prawda. Wiem za to, że zdecydowanie należy mu się przerwa (śmiech).

Wracając do "Nymphetamine", album ten ukazał się nakładem nowej dla was wytwórni - Roadrunner. Muszę przyznać, że firma ta kojarzy mi się gównie z amerykańskimi zespołami, które bardziej skaczą, niż grają.

Największym błędem tej wytwórni było wejście w układy z Sony. To tak naprawdę Sony spowodowała to, że obniżył się poziom zespołów z Roadrunnera. Ale to mają już za sobą. My z kolei dobrze wiemy skąd jesteśmy i co sobą reprezentujemy, a Roadrunner rzeczywiście pomaga nam w osiągnięciu wyższego pułapu. Oni rozumieją scenę metalową. Zawsze pojawiają się jakieś problemy i tego nie da się unikną, jednak do tej pory Roadrunner zrobił dla nas bardzo wiele, że wspomnę tylko o nominacji do nagrody "Grammy" w Ameryce. To właśnie ich zasługa. Pozostaje nam się tylko z tego cieszyć.

Niedawno amerykański sąd wydał werdykt w sprawie rzekomej obrazy uczuć religijnych, jakiej miał się dopuścić człowiek zwyczajnie noszący koszulkę Cradle Of Filth, na której widniało znane wielu hasło "Jesus Is A C***". Co prawda, sędzia wypuścił biednego fana, choć nie omieszkał dodać oskarżonemu, aby wreszcie wydoroślał. To chyba jakieś szaleństwo, nie sądzisz?

Tak, to rzeczywiście szalone. Nie słyszałem wcześniej o tym, co powiedział ten sędzia. Nie wiem za bardzo, co na to odpowiedzieć. To po prostu żałosne. Cały pomysł ze sloganem dotyczącym Jezusa wymyśliliśmy dobre dziesięć lat temu, siedząc kompletnie pijani u kogoś w domu. Właściwie nie był to świadomy zamiar zaszokowania kogokolwiek. Chcieliśmy mieć tylko jakieś hasło na tyle koszulki. Nie było w tym żadnego aspektu religijnego.


Co ciekawe, do dziś jest to najlepiej sprzedająca się koszulka Cradle Of Filth. Upchnęliśmy tego dosłownie tony. Oczywiście, ktoś, kto ją nosi urazi pewnych ludzi, ale decyzja o ubraniu się w tę koszulkę pozostaje w gestii danej osoby. To nie ma ku** nic wspólnego z nami.

Kiedy powstał ten pomysł nie był związany z aspektem religijnym czy obrazoburstwem chrześcijańskiej ikony. Zrobiliśmy to z miłości i pijaństwa, które miały miejsce kiedyś, dawno temu, u kogoś w domu (śmiech). To nigdy nie miało nic wspólnego z reklamą czy większym rozgłosem. Złożyliśmy to w całość wyłącznie dla zabawy. To typowy angielski humor (śmiech).

W wywiadach podkreślacie, że nowy album jest bardziej ekstremalny. W którym właściwie miejscu?

Myślę, że ten album naprawdę bardziej niż inne idzie w kierunku ekstremalnego heavy metalu. Uważamy, że utwory na nim zawarte doskonale sprawdzają się na żywo, są do tego wręcz stworzone. Płyta brzmi bardziej dojrzale, zwłaszcza w porównaniu z tym, co zrobiliśmy do tej pory. To rozwinięcie i ewolucja tego, co można było usłyszeć na "Damnation And A Day". Obranie tej drogi nie było zamierzone, tak się po prostu stało. Już w tej chwili mamy pięć nowych utworów i ten materiał jest po prostu zaj***cie wspaniały. Te kompozycje to znów krok naprzód, jaki stawiamy od nagrania "Nymphetamine". Riffy są agresywne, całość jest bardzo bezpośrednia. Można się przy nich konkretnie wyżyć.

Z płyty na płytę, a zwłaszcza w porównaniu z tym, co graliście na samym początku, w waszej muzyce pojawia się coraz więcej elementów gothic metalu. Zgodzisz się z tym?

Coraz więcej elementów gotyckich? Naprawdę?

Jak chcesz, mogę to nazwać gotycką atmosferą.

Atmosfera, a owszem. Podejrzewam, że coś w tym jest. My wolimy to nazywać atmosferą grozy, a nie gotyku. Prawdę mówiąc uważamy się za ekstremalny zespół metalowy, i tyle.

W planach macie również wypuszczenie kolejnej płyty DVD. Co będzie można na niej zobaczyć?

Sfilmowaliśmy nasz ostatni koncert w ramach trasy po Europie. Nie wiem, czy widziałeś nasze DVD "Heavy Left-Handed And Candid", gdyż krótko mówiąc, nowy materiał jest jego rozwinięciem. Z tego, co wiem, tym razem zaoferujemy fanom około dwu godzin zakulisowych ujęć rejestrowanych na żywo. Myślę, że to wystarczy, aby zdać sobie sprawę, jak jesteśmy porąbani. Banda kompletnych popie********* ludzi.

Poza tym, znajdzie się tam również kilka teledysków. Obecnie powstaje menu do tego DVD oraz składane są sceny spoza sceny. Dostarczono nam jakieś 80 taśm z tymi materiałami, a to obejmuje zaledwie ostatnie dwa lata naszej działalności. Ale nawet jeśli skończymy przygotowywać ten album, to i tak nie ukaże się on przed końcem tego roku. Czeka nas jeszcze sporo pracy.

Dziękuję za rozmowę.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas