"Sarkastyczni nowojorczycy"
Prawie cztery lata trzeba było czekać na kolejną płytę amerykańskiej grupy Type O Negative. Na jej koncert polscy fani czekali z kolei aż siedem lat. Na szczęście w 2003 roku mieli powody do radości, ponieważ w połowie czerwca zadebiutowała płyta "Life Is Killing Me", a niespełna miesiąc później Type O Negative zjawił się na jedynym koncercie w Polsce w ramach europejskiej trasy promującej swoje najnowsze wydawnictwo. Zanim warszawski klub "Stodoła" wypełnił się niemal do ostatniego miejsca, Josh Silver, klawiszowiec Type O Negative i współproducent jego płyt, wyraźnie zmęczony długą podróżą i zabawą po poprzednim koncercie, znalazł kilkanaście minut czasu na rozmowę z Lesławem Dutkowskim.
Josh, "Life Is Killing Me" zadebiutowała na 39. miejscu listy "Billboardu", co jak na obecne czasy jest bardzo dobrym wynikiem. Pokonaliście nawet Black Label Society, którego nowa płyta wystartowała od miejsca 50. Spodziewaliście się takiego sukcesu?
Może biznes nieco się otworzył na taką muzykę, ale w sumie masz rację. Tak, spodziewałem się takiego wyniku. Myślałem, że płyta zadebiutuje pod koniec trzeciej lub na początku czwartej dziesiątki. "World Coming Down" zadebiutował na 28. miejscu. A Black Label Society puszczano w radiu o wiele częściej niż nas. Zresztą w każdym medium było ich pełno. Nie mogłeś uciec od Black Label Society. (śmiech)
Peter Steele podkreśla niemal w każdym wywiadzie, że jest bardzo rozczarowany płytą "World Coming Down". Jak ty się na nią teraz zapatrujesz?
Moim zdaniem, to jedna z najlepszych płyt, jakie Type O Negative nagrał. Każdy z nas nie był wtedy w najlepszej formie psychicznej, a Peterowi chodziło najprawdopodobniej o to, że ta płyta przywołuje u niego niezbyt miłe wspomnienia. Dlatego też on nienawidzi słuchać tego albumu.
Płytą "Life Is Killing Me" wypełniliście zobowiązania kontraktowe wobec Roadrunnera. Prowadzicie już rozmowy z innymi potencjalnymi wydawcami?
Tak. Tylko tyle mogę ci powiedzieć.
Po tak dobrym debiucie, jaki miał wasz nowy album, macie w ręku silny atut.
To prawda. Ale chyba sam wiesz, że obecnie przemysł muzyczny jest do niczego. Przelewają się wielkie pieniądze, a z drugiej strony wielu ludzi traci pracę. Obecnie bycie w środku tego wszystkiego jest naprawdę przerażające.
Twoje i Petera podejście do strony producenckiej różni się. Jak w takim razie osiągacie kompromis? Na albumach Type O Negative jesteście podpisani jako ich producenci.
Nie bardzo wiem, o jakiej różnicy mówisz... Cały czas wspólnie pracujemy nad materiałem. Podejście chyba jest mniej więcej takie same.
Peter powiedział, że ty wolisz pracować nad jedną piosenką od początku do końca, a on z kolei preferuje nagrywanie partii wszystkich instrumentów do wszystkich kawałków i dopiero później zajmowanie się kawałkami.
Ale w taki sposób nie powstało naszych pięć ostatnich płyt. Powiem ci, że to mój chyba trzeci wywiad, w którym muszę to dementować. (śmiech) Tak więc powiem ci po prostu, że to prawda i nie będę się już z tobą dłużej kłócił. (śmiech)
Może ktoś źle zinterpretował jego słowa?
Nie, sądzę że Peter nieźle się nawalił, kiedy udzielał wywiadu, w którym to powiedział. (śmiech)
"Life Is Killing Me" różni się od waszych poprzednich płyt. Jest tu więcej chwytliwych numerów, materiał jest dość zróżnicowany...
Nie zgadzam się, ale w porządku, jeśli taka jest twoja opinia. Masz do niej prawo.
Z czym się nie zgadzasz?
Moim zdaniem ta płyta nie jest tak jednorodna, jak "October Rust" i "World Coming Down", ale są na niej elementy każdej płyty, którą nagraliśmy. Nie ma tutaj jakiegoś nowego podejścia z naszej strony. Są pewne podobieństwa do "Bloody Kisses", tempa są bardziej zróżnicowane, także nieco bardziej zróżnicowane są tematy poruszane w tekstach, co - o dziwo - budzi w Peterze nienawiść, bo on uwielbia takie jednorodne płyty. Nie wiem, co ci mam jeszcze powiedzieć, bo wprawiłeś mnie w zakłopotanie swoim pytaniem. (śmiech)
Jednak w moim odczuciu jest tu na pewno więcej przebojowych kawałków, niż na przykład na "October Rust" i "World Coming Down", które wymieniłeś.
Na każdej płycie są rzeczy, które lubię i takie, których naprawdę nienawidzę.
Sam podkreślałeś w wywiadach, że nie planowaliście nagrania takiej płyty.
Nigdy czegoś takiego nie planujemy.
Powiedz mi w takim razie, co się stało w zespole albo w życiu każdego z was, że ta płyta jest o wiele weselsza niż każda z poprzednich płyt Type O Negative?
Zgadzam się, że jest weselsza. Tutaj masz powrót do tego sarkazmu, który mieliśmy w sobie od samego początku istnienia. Zawsze byliśmy sarkastycznymi nowojorczykami. Nie wiem, czy tę nową muzykę nazwałbym czymś radosnym, ale możesz tak to odbierać. Tym, co jest najpiekniejsze w muzyce, jest to, że każdy, kto jej słucha, ma o niej zupełnie inną opinię, inaczej ją odbiera. To dla mnie jest część piękna w sztuce, jaką jest muzyka. Każdy widzi w tej samej rzeczy coś zupełnie innego. Tak więc masz wszelkie prawa widzieć w naszej nowej płycie co tylko ci się żywnie podoba. (śmiech)
Ja bym może nie użył słowa "weselsza". Na pewno taka może się wydawać w porównaniu do "World Coming Down", która jest bardzo depresyjna. Jednak ja na przykład słyszę o wiele więcej tej radości na "October Rust", niż na "Life Is Killing Me".
Teraz chciałem cię zapytać o coś innego. Wasza piosenka "(We Were) Electrocute" została wykorzystana na ścieżce dźwiękowej do filmu "Freddy vs. Jason"...
Naprawdę?!
Tak podał serwis Roadrunnera.
Nie wiedziałem tego. Dopiero od ciebie się tego dowiedziałem. Muszę to sprawdzić. Cholera, codziennie jakieś niespodzianki. (śmiech) Będę musiał więc wykonać telefon w tej sprawie.
Nie o to jednak chciałem cię zapytać. Interesuje mnie, czy interesowałoby cię napisanie muzyki do filmu? Na płytach Type O Negative jest dość sporo takich przestrzennych partii klawiszowych, które można by spokojnie wykorzystać jako podkład do jakiegoś obrazu. A może realizujesz się artystycznie w stu procentach w Type O Negative?
Pewnie, że bym chciał. Tylko pamiętaj o rozróżnieniu dwóch rzeczy - "soundtracks" i "sound beds". "Soundtrack" obecnie polega na tym, że wytwórnie biorą kawałki kilkunastu zespołów i umieszczają to na płycie, podczas gdy "sound beds", to ta ilustracyjna muzyka, która pojawia się w filmie i coś takiego z pewnością chciałbym napisać.
Masz jakiś uluboiny gatunek filmowy, do którego chciałbyś napisać muzykę?
Wydaje mi się, że to musiałoby mieć coś wspólnego z jakimś suspensem, dramatem, science-fiction lub horrorem. Nie chciałbym pisać do jakiejś gównianej historii ze szczęśliwym zakończeniem. Nie wyobrażam sobie siebie piszącego muzykę do czegoś takiego. Mogłoby to być wszystko poza romantyczną komedią.
Chciałbym sprawdzić jeszcze jedną informację. W jednym z wywiadów powiedziałeś, że wolisz produkowanie od grania. Czy to prawda?
Absolutna prawda.
Czy to znaczy, że zamierzasz skończyć jako producent, a nie jako muzyk sesyjny, czy muzyk grający trasy koncertowe?
Na pewno nie będę muzykiem sesyjnym, bo oni są znakomici pod względem warsztatu, a ja na pewno takim nie jestem. Wolałbym produkować. To na pewno jest bardziej zabawne, bo nie musisz cały czas być uwikłany w tę samą sytuację. Ja bardzo nie lubię życia w autokarze, podczas tras koncertowych. Mamy już za sobą na tej trasie kilka trzynastogodzinnych podróży. Z Warszawy jedziemy do Helsinek i to potrwa minimum 30 godzin. To jest do niczego stary! Nie ma w tym niczego zabawnego. (śmiech)
Lubię w sumie grać koncerty, ale tego nie da się robić przez bardzo długi czas. Tak mnie się przynajmniej wydaje. Inna sprawa, że jestem straszliwym dupkiem i ciężko się ze mną pracuje. Możesz zapytać Petera i jestem pewny, że się z tym zgodzi. Jestem apodyktycznym, narzucającym wszystkim swoje opinie śmieciem. Powiem ci, że biznes muzyczny polega na włażeniu do dupy, zostawaniu przyjacielem tego czy owego, sprzedawaniu tekstów w stylu: Cześć, jestem przyjacielem tego i tego. Ja nie mam w tym biznesie żadnych przyjaciół, bo mówię prawdę prosto w oczy, a to nie czyni mnie zbyt popularną osobą.
Jeśli już poruszyliśmy wątek produkowania płyt, co jeszcze chciałbyś w tej sztuce poprawić, czego się nauczyć?
Zawsze jest coś, czego możesz się nauczyć. Produkowanie to jest potężna dziedzina i nigdy nie ma tak, że wie się o niej wszystko. Możesz się nauczyć miliona różnych rzeczy i uczyć się bez końca. Powiem ci, co jest problemem obecnych producentów, chociaż nie było tego w twoim pytaniu. Oni większą wagę przykładają do miksów, do tego, jak płyta brzmi, zaś mało ich interesuje jej zawartość. Tak więc mamy wiele wspaniale brzmiących płyt z gównianą muzyką, zamiast dobrej muzyki, która może nie ma wybitnego brzmienia, ale jest naprawdę dobra.
Weź na przykład The Beatles, którzy nagrali wiele wspaniałej muzyki, która jednak nigdy nie miała wielkiego brzmienia. Brzmieli interesująco, mieli swój styl, ale brzmienie nigdy nie było wielkie. Wielką rzeczą za to było słuchanie ich muzyki, bo zawartość płyt była wspaniała.
A masz swojego ulubionego producenta? Też jest nim George Martin, jak w przypadku Petera?
George Martin to z pewnością znakomity producent, ale ja nie mam jednego ulubionego, bo myślę, że różni producenci robią różne rzeczy wspaniale. Terry Date to znakomity producent, ale czy chciałbym, żeby on produkował The Beatles? Nie. Czy chciałbym, aby George Martin produkował Soundgarden? Nie. Wiesz chyba, o co mi chodzi? Jest też Bob Ezrin. Czy podoba mi się album "Destroyer" Kiss? Nie. To jedna z moich najmniej lubianych płyt Kiss. Czy lubię Pink Floyd? Oczywiście. Ich płyty produkowane przez Boba Ezrina są genialne. Lubię wielu producentów i sam chciałbym mieć możliwość współpracy z każdym z nich. Uważam, że różni producenci należą do różnych gatunków.
Jakbyś opisał Petera jako współpracownika?
Trudny. Ale on pewnie powiedziałby to samo o mnie.
Czy w Type O Negative jest tak, że to Peter przynosi kompozycje, a potem cały zespół pracuje nad nimi?
Można tak powiedzieć. Czasami jednak utwory powstają całkowicie spontanicznie. Ktoś coś zagra na perkusji albo na gitarze. Powstawanie kompozycji Type O Negative zdarza się na sto różnych sposobów. Nie ma jednego. Bywa tak, że jakiś kawałek powstaje w sposób przemyślany od początku do końca i to jest słyszalne na płycie. Type O Negative nie pracuje w jeden sposób. Type O Negative pracuje na wiele sposobów.
Płytą "Life Is Killing Me" Type O Negative powrócił na właściwą drogę, a tak przynajmniej się pisze i mówi...
Nie zgadzam się z tobą bracie, ale w porządku. Weź pod uwagę jednak to, że ja nie stawiam w jednym rzędzie sukcesu artystycznego z popularnością. To dwie różne sprawy. "Life Is Killing Me" to moim zdaniem dobry album, ale czy uważam go za najlepszą płytę, jaką nagrał Type O Negative? Absolutnie nie. "Slow Deep And Hard" to dobra płyta, "Bloody Kisses" to też dobra płyta, podobnie jak "World Coming Down" i "October Rust". Ta ostatnia ma swoje dobre momenty, choć jest moją najmniej ulubioną spośród z naszych albumów. Nie obchodzi mnie to, że sprzedała się dobrze. To nic dla mnie nie znaczy.
Czyli przede wszystkim wartość artystyczna?
Tak, to mnie przede wszystkim interesuje. Owszem, masz rację, że jest tu sporo melodii i kilka chwytliwych piosenek, ale nie powiem, że jest to najlepsza płyta Type O Negative.
A gdybym cię zapytał o to, jakie jeszcze cele stawiasz przed sobą jako muzyk, to co byś mi odpowiedział?
Dla mnie byłoby to wzięcie udziału w czymś, co tak wstrząsnęłoby ludźmi, jak kiedyś "Sgt. Pepper's...". Ale nie wydaje mi się, abym miał na to wystarczająco dużo talentu. Będę więc chyba musiał oglądać, jak robi to ktoś inny.
Interesuje cię zaangażowanie się w jakiś projekt uboczny, w którym mógłbyś nagrywać zupełnie inną muzykę od tej, którą grasz w Type O Negative? Peter, Kenny i Johnny robią coś tam na boku z kolegami z Dust To Dust.
Nie wydaje mi się, aby Peter brał w czymś takim udział, ale jeśli gdzieś to znalazłeś, to może jest to prawdą. Nie mówię jednak, że ja nie wezmę udziału w takim projekcie. Nie da się czegoś automatycznie odrzucić, jeśli nie słyszało się muzyki. Być może coś mnie zainspiruje do tego stopnia, że się w to zaangażuję. Ale aktywnie czegoś takiego nie poszukuję. Nie lubię muzyków, to takie dupki.
Wszyscy?
Większość z nich.
A może powiedziałbyś o kilku, którzy dupkami nie są?
Nie potrafię takich wymienić. Jeszcze ich nie spotkałem.
Nawet Ozzy Osbourne jest dupkiem?
Nie znam go wystarczająco dobrze. Dla nas był bardzo miły. Ale czy jest nim, czy nie, musiałbyś zapytać Sharon. (śmiech)
Może jednak sobie podaruję to pytanie.
Chyba by cię zabiła, gdybyś je zadał. (śmiech) Jednak podczas "Ozzfest" byliśmy traktowani naprawdę bardzo dobrze i nie mówię tego po to, aby komuś wleźć do tyłka. Naprawdę wszyscy traktowali nas bardzo dobrze. Także zespoły, z którymi wcześniej graliśmy, jak Motley Crue czy Pantera, traktowały nas bardzo dobrze. Chyba jesteśmy szczęściarzami, bo wiele zespołów otwierających koncerty gwiazd jest traktowanych jak gówno. My na szczęście mamy wyłącznie dobre doświadczenia.
Josh, pochodzisz z nowojorskiej rodziny żydowskiej, ale czy to prawda, że masz jakieś związki z Polską, podobnie jak Peter?
To prawda. Jeden z moich pradziadków pochodził z Polski, ale nie mam pojęcia, z której jej części, bo nigdy mi o tym nie opowiadano.
I na zakończenie coś wesołego. Zgodziłbyś się na taką sesję, jaką Peter zrobił do "Playgirl"?
Mam za małego penisa, więc byłaby to komedia.
Dziękuję ci za rozmowę.