"Rock progresywny ma się coraz lepiej"
Szwedzka formacja The Flower Kings szersze uznanie uzyskała na początku lat 90. dzięki albumowi "The Flower King". Przez następne lata, doznając kilku zmian personalnych, grupa znalazła swój własny styl i sposób na wyciągnięcie z rocka progresywnego lat 70. wszystkiego tego, co najlepsze. Jej kolejne płyty "Back to the World of Adventures", "Retropolis" i "Stardust We Are" przysporzyły muzykom ogromną rzeszę fanów oraz status jednego z najpopularniejszych zespołów w kręgu rocka progresywnego. Jesienią 2001 roku do sklepów trafił kolejny album The Flower Kings - "The Rainmaker", a z okazji jego premiery z Roine Stoltem, na co dzień udzielającym się także w formacji Transatlantic. o sztuce komponowania, współczesności i koncertach, rozmawiał Konrad Sikora.
Na początku chciałbym cię zapytać o tytuł płyty "The Rainmaker"...
To przede wszystkim to tytuł jednej z piosenek. Poza tym był to jeden z kilku tytułów, które idealnie pasowały dla całej płyty. Na początku chcieliśmy, aby nazywała się "Last Minute On Earth", ale w końcu doszliśmy do wniosku, że to zbyt pesymistyczne i dlatego zdecydowaliśmy się wybrać "The Rainmaker".
Tytułowi towarzyszy wspaniała okładka, która stylistycznie rożni się od poprzednich.
Tak, powstała dokładnie dla zilustrowania tytułu albumu. Celowo zdecydowaliśmy się zmienić stylistykę. Stwierdziliśmy, że nie ma sensu nagrywać cały czas tych samych piosenek i opatrywać je takimi samymi okładkami. Jesteśmy zadowoleni z tej nowej okładki, ta zmiana na pewno wyszła nam na dobre.
Jak długo pracowaliście nad materiałem?
Spora część materiału powstała jeszcze w zeszłym roku. Wtedy zaniosłem je chłopakom z Transatlantica i zapytałem, czy chcą z czegoś skorzystać. Wybrali co trzeba i resztą zajęli się muzycy The Flower Kings. Napisałem w tym okresie bardzo wiele piosenek, starczyłoby na trzy lub cztery albumy. Te piosenki, które trafiły na "The Rainmakera", wydawały mi się najlepsze i w sporej części zostały napisane w lutym tego roku.
Doszło także do zmiany na pozycji basisty. Czy w jakiś sposób wpłynęło to na sposób powstawania nowych piosenek?
W jakimś stopniu tak. Jonas dodał trochę świeżego brzmienia tej muzyce. Jednak biorąc pod uwagę fakt, iż ja piszę większość materiału, nie można powiedzieć, że ten wpływ nie jest bardzo duży.
Tak się jakoś zdarza, że nowy album The Flower Kings ukazuje się mniej więcej w tym samym czasie co płyta Transatlantic. Czy to nie jest dla ciebie problemem?
Trochę problemów pojawia się przy promocji. Dlatego zdecydowałem, że nie będę udzielał się zbytnio przy promowaniu płyty Transatlantic i skupię się wyłącznie na The Flower Kings. To jednak na niewiele się zdaje. Ludzi i tak będą mnie pytać o obydwa zespoły. Przyzwyczaiłem się do tego, że są to jakby nierozerwalne tematy i podchodzę do tego z pełną wyrozumiałością.
Powiedziałeś, że komponujesz dla obydwóch zespołów. Nie wolałbyś, aby jakiś utwór znalazł się jednak na płycie Transatlantic niż The Flower Kings lub na odwrót?
Nie. W przypadku Transatlantic jest tak, że przynoszę kilka pomysłów i chłopaki wybierają to, co im się podoba. Reszta odpada i przynoszę to do The Flower Kings. Nie jest jednak tak, że automatycznie ten odrzucony przez nich materiał jest gorszy. Zdarzyło się już tak, że po usłyszeniu jakiejś piosenki Neal i Mike mówili mi: Świetny utwór, szkoda, że myśmy go nie zagrali. Mówię im wtedy, że mieli swoją szansę, ale jej nie wykorzystali. Właściwie kiedy piszę muzykę, jest mi obojętne, gdzie ona będzie wykorzystana - liczy się tylko to, że mogę ją nagrać i wykonywać na koncertach.
A czy z kolei twoi koledzy z The Flower Kings nie są trochę zazdrośni, że niektóre lepsze pomysły oddajesz dla Transatlantic?
Szczerze mówiąc to chyba ich powinieneś zapytać. Ale nie wydaje mi się, aby tak było. Wiedzą przecież, że dla TFK także robię bardzo dużo i zawsze mogą na mnie liczyć. Nie ma chyba takiego problemu, przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo.
Jeszcze jakieś pół roku przed wydaniem płyty w mediach pojawiały się informacje podające całkiem inne tytuły piosenek, które trafią na wasz nowy album. Zmieniły się utwory, czy też tylko zmieniły się ich tytuły?
Zmieniły się tytuły. Powód takich zmian jest dość prosty. Kiedy układaliśmy pierwszy zestaw utworów, nie zawsze były gotowe teksty i były to po prostu tytuły robocze. W miarę upływu czasu pojawiały się teksty i tytuły siłą rzeczy musiały się zmieniać. To jednak ciekawe, bo nigdy oficjalnie nie podaliśmy żadnej tracklisty, a ona rzeczywiście była dostępna w Internecie. Być może powiedziałem coś kiedyś w jakimś wywiadzie. Tak czy inaczej tytuły bardzo się zmieniły.
Kilka z nich brzmi nieco przerażająco... Czy to był celowy zabieg?
Nie. Teraz, po wydarzeniach w USA, bardzo często jesteśmy o to pytani. To bardzo pechowy zbieg okoliczności, ale tym bardziej cieszę się, że zmieniliśmy tytuł albumu. Przy innym tytule moglibyśmy mieć całkiem nieszczęśliwą okładkę, a to byłoby już okropne.
Słuchając płyty można odnieść wrażenie, że pisałeś te piosenki patrząc wstecz na swoje życie...
Tak, to prawda. Ten album jest w jakimś stopniu moją refleksją na temat życia, ale niekoniecznie tylko mojego. To w pewnym sensie także odzwierciedlenie lęków ludzi, którzy nie mogą odnaleźć się w dzisiejszej rzeczywistości. Dzisiaj wszystko jest tworzone dla ludzi młodych, wszystko rozwija się tak szybko, dlatego spora część ludzi już w średnim wieku czuje się zagubiona i nie wie, jak sobie z tym wszystkim poradzić. To może u niektórych pogłębiać różnego rodzaju frustracje. To przerażające, że z takiego powodu niektóre osoby mogą czuć się jak obywatele drugiej kategorii. Ja na szczęście jeszcze do nich nie należę, ale uważałem, że trzeba coś o tym powiedzieć.
Jesteś autorem sporej części muzyki The Flower Kings. Czy jednak pozwalasz producentowi mocno angażować w nagranie i często ulegasz jego sugestiom na temat ewentualnych zmian?
Szczerze mówiąc nasza współpraca zawsze przebiega bezproblemowo. Sugestiom ulegam tylko wtedy, gdy dochodzę do wniosku, że naprawdę mogą poprawić dany utwór. W przeciwnym razie zostaję przy swoim zdaniu.
Na albumach The Flower Kings da się zauważyć pewną prawidłowość. Zawsze są na nich utwory trwające blisko lub ponad 10 minut i piosenki znaczenie krótsze, które jakby spinają te dłuższe. Podobno zawsze trudniej jest napisać te krótkie... Czy to prawda?
To zależy. Cieszę się, kiedy uda mi się napisać coś prostego i wiem, że to jest dobra piosenka. Tak samo cieszę się, że udało mi się zebrać wiele akordów, fraz i przejść tak, że powstaje kilkunastominutowe dzieło. Zgadzam się jednak z tym, że nie jest łatwo napisać dobry, krótki utwór, dlatego zawsze podziwiałem tych, którzy nie mieli z tym problemów. Mam tu na myśli przede wszystkim The Beatles i Abbę. To naprawdę sztuka, nie każdy może to robić. W rocku progresywnym dominują długie kompozycje, ale to też wcale nie oznacza, że będą dobre. Nie raz miałem okazję usłyszeć dwudziestominutowe gó**o.
Czy planujesz trasę koncertową The Flower Kings? Znajdziesz na to czas, skoro musisz koncertować z Transatlantic?
Na pewno uda nam się wyruszyć w trasę. Co by nie mówić, Transatlntic, podobnie jak w przypadku innych chłopaków, będzie dla mnie drugim zespołem. The Flower Kings będą zawsze najważniejsi. Tak się zdarzyło, że akurat możemy w końcu znów trochę pograć razem jako Transatlantic, jednak przede wszystkim zamierzam koncertować z TFK.
Czy jest jakaś szansa, że w takim razie zobaczymy was w Polsce?
Niestety nie. Wiele razy słyszałem pytanie: Dlaczego u nas nie gracie?, i mogę jedyne powiedzieć, że bardzo chcielibyśmy odwiedzić wasz kraj, ale to nie jest takie proste. To nie jest tak, że wsiądziemy w autobus, weźmiemy sprzęt i już możemy grać. Potrzebny jest ktoś, kto to wszystko zorganizuje. Jeśli tylko znajdzie się jakaś osoba lub agencja, która będzie chciała nas zaprosić, od razu rozpoczniemy rozmowy na ten temat. Może naszym fanom uda się kogoś namówić na takie przedsięwzięcie?
Na okładce albumu umieszczona jest informacja, aby umieszczać go na półkach obok innych płyt z rockiem progresywnym. Powiedz w takim razie, czy rock progresywny jeszcze według ciebie jeszcze istnieje, a jeśli tak, to jak będzie wyglądał w XXI wieku?
Ludzie zawsze znajdą sobie coś, co mogą nazwać rockiem progresywnym. Wystarczy, że pojawią się długie utwory, jakieś partie symfoniczne, a muzyka ociera się o psychedelię. W ostatnim czasie powstaje wiele muzyki generowanej przez maszyny i dlatego wydaje mi się, że wkrótce ludzie się tym zmęczą i rozpocznie się powrót rocka progresywnego. Być może już jesteśmy tego świadkami. Kiedy patrzę na wyniki sprzedaży Transatlantic i The Flower King, dochodzę do wniosku, że rock progresywny jeszcze nie umarł i czeka go dobra przyszłość. Może nigdy nie osiągnie już takiego statusu, jak w latach 70., ale będzie chyba coraz lepiej.
Dziękuję za rozmowę.