"Państwo na Marsie"

Swoją twórczość grupa Pustki określa mianem "muzyka ściany wschodniej". Pod tym określeniem kryje się gitarowy post rock, który powinien spodobać się sympatykom np. Lecha Janerki. Trzecia płyta w dorobku Pustek, "Do Mi No", wydana została 20 marca 2006 roku i w porównaniu do poprzednich "Studio Pustki" i "8 Ohm" jest bardziej melodyjna i piosenkowa. Nie zmieniło to faktu, że grupa nadal zbiera niemal same dobre recenzje. Do promocji płyty "Do Mi No" wybrano utwory "Telefon do przyjaciela" i "Słabość chwilowa". O nowym materiale Emilia Chmielińska i Paweł Amarowicz rozmawiali z Jankiem Piętką i Radkiem Łukasiewiczem, odpowiednio wokalistą i śpiewającym gitarzystą Pustek. Muzycy opowiedzieli o swojej współpracy ze sceną filmową i teatralną, odbiorze swojej twórczości za granicą, a także znaczeniu tytułu "Do Mi No". Z wywiadu możecie się także dowiedzieć, na czym Janek i Radek zamierzają zbić dużą kasę.

article cover
INTERIA.PL

Recenzje "Do Mi No" są bardzo pozytywne. Czy też macie poczucie, że to bardzo dobra płyta? Czy spotkaliście się z jakimiś negatywnymi opiniami?

Janek Piętka: U nas w zespole są negatywne opinie, bo z zewnątrz w tej chwili jeszcze nikt nam nie powiedział, ani nie napisał nic negatywnego. My tak naprawdę jeszcze nie mamy dystansu do tej płyty , bo jest na to za wcześnie. Nagraliśmy ją i musimy trochę odczekać, odsapnąć, odłożyć ją, posłuchać za pół roku czy za rok. Wtedy będziemy mogli powiedzieć, jaka ta płyta jest.

Radek Łukasiewicz: Chociaż tak z drugiej strony, to na najmłodsze swoje dziecko zawsze patrzy się najbardziej bezkrytycznie. Jakieś ewentualne uwagi narastają dopiero po jakimś czasie, ale tuż po nagraniu płyty chyba nikt nie powie, że ona jest zła. W przeciwnym razie wcale by tego nie robił. Dlatego jest nam ciężko w tym momencie odpowiedzieć na to pytanie. Ja uważam, że to nasza najdojrzalsza płyta i najbardziej spójna.

Prezentujecie także swoją muzykę poza granicami, bo graliście niedawno w Anglii i Niemczech. Jak tam jesteście odbierani, w dodatku śpiewając po polsku?

J.P.: Śpiewamy po polsku, bo chcemy śpiewać po polsku i wyjeżdżamy na Zachód, żeby promować język polski i kulturę polską. Przynajmniej mamy takie założenie i wyjątkowo dobrze jesteśmy odbierani. Zarówno w Niemczech, jak i w Anglii czy też we Francji, w każdym z tych krajów przychodzą ludzie na koncerty, są praktycznie komplety, sprzedajemy prawie wszystkie bilety i naprawdę ludziom się bardzo podoba.

My jesteśmy zadowoleni i z przyjemnością wyjeżdżamy na jakiś koncert zagraniczny, bo zazwyczaj okazuje się, że jest on bardzo udany.

R.Ł.: Tym bardziej, że zespół z Polski, który nie jest tam żadną gwiazdą, jest traktowany jako ciekawostka.

Słychać, że ta płyta jest dopracowana, choć - jak sami mówicie - nagrywana była na setkę.

R.Ł.: Jedno drugiego nie wyklucza.

J.P.: Nagrywając płytę na setkę, jeśli się ma dobre warunki studyjne, naprawdę można osiągnąć zamierzony efekt i uzyskać dobre brzmienie. To nie jest synonim - złe brzmienie i nagrywanie na setkę. Przy okazji płyty "Do Mi No" mieliśmy na tyle dobre możliwości techniczne i studio, że mogliśmy nagrać setkę, jednocześnie zachowując i dopracowując brzmienie, które sobie założyliśmy. Jedno drugiego nie wykluczyło.

R.Ł.: Zawsze staramy się grać na setkę. A tu mieliśmy po prostu trochę lepsze warunki niż poprzednio. Myślę, że dla takiego zespołu jak my, nagrywanie na setkę ma największy sens.


Czy uważacie, że przez swoją "piosenkowość" Pustki mogą zdobyć szerszą popularność, jeszcze mocniej zaistnieć na listach przebojów? Przypomnijmy, że "Do Mi No" zadebiutowało na 30. miejscu listy OLiS.

R.Ł.: To się okaże. Nie można tego regulować, ani przewidzieć. Z każdą płytą chcemy dotrzeć do jak najszerszego grona słuchaczy i to nigdy od nas nie zależy. My sobie też nie stawiamy takiej bariery. Nie jesteśmy zespołem z etosem undergroundu, że chcemy, by nas słuchało pięć czy dziesięć osób. Jeżeli będzie nas słuchało więcej osób, to świetnie - będziemy się tylko z tego cieszyć.

A co do tej piosenkowości, rzeczywiście może to trochę pomóc, ale nie są to też takie piosenki dla wszystkich. Są to piosenki może bardziej skomplikowane niż te, które przeważnie się w radiu słyszy.

Mówiliście, że tytuł "Do Mi No" oznacza trzy dźwięki, z których składają się nagrania na nową płytę.

J.P.: Wielu ludzi zadaje nam pytanie, co to oznacza. Oprócz tego, że jest to nazwa gry, dla nas oznacza o wiele więcej. Są to trzy dźwięki, dzięki którym skomponowaliśmy i nagraliśmy tą płytę. Dźwięki "Do" i "Mi" są wszystkim bardzo dobrze znane, natomiast dźwięk "No" poznaliśmy przy okazji robienia materiału na tę płytę i został też użyty do nagrania piosenek. Wszelkich informacji udziela nasz basista Filip Zawada, który mieszka we Wrocławiu. Prosimy dzwonić i mejlować do niego w tej sprawie.

R.Ł.: "Domino" pisane razem, jest też dla nas przenośnią komponowania piosenek. Tak jak w domino układa się kostki, które do siebie pasują, tak samo my robimy komponując muzykę.

O czym opowiadają nagrania z "Do Mi No", bo słychać, że wbrew tytułowi jednego z utworów, Pustki nie mają "Nic do powiedzenia"?

J.P.: Cała płyta jest tak naprawdę o jednym - o tym, jak cienka jest granica pomiędzy dwoma skrajnymi uczuciami, czyli miłością i nienawiścią. O tym, jak łatwo ją zerwać. To, co jednego dnia było białe, następnego staje się czarne. To tak w bardzo dużym skrócie.

Na single trafiły nagrania "Telefon do przyjaciela" i "Słabość chwilowa", chyba najbardziej melodyjne utwory z płyty. Opowiedzcie o teledysku do "Słabości", który pierwotnie miała robić Anna Maliszewska.

R.Ł.: Teledysk powstaje ostatecznie w reżyserii Tomka Nalewajka. Gra w nim taka aktorka Kamila Baar, którą być może znacie [w kinie zadebiutowała w filmie "Vinci" Juliusza Machulskiego - przyp. red.]. Niedługo wszyscy zobaczymy, jak klip będzie wyglądał, bo sami jeszcze go nie widzieliśmy.

Nagraliście muzykę do filmu "Doskonałe popołudnie" Przemysława Wojcieszka. Możecie opowiedzieć więcej o tej przygodzie?

J.P.: Może zaczniemy od końca, dlaczego w ogóle zrobiliśmy muzykę do tego filmu. Przemek Wojcieszek kiedyś sobie pewnie kupił płytę zespołu Pustki, posłuchał jej i stwierdził, że to chyba całkiem dobry zespół. Zadzwonił do nas i zapytał, czy nie chcielibyśmy przyjechać do Katowic i zagrać jedną scenę kręconą w klubie. Potrzebował zespół, żeby mu tam w tle grał.


R.Ł.: Zrobił taki koncert. Tak jak jest w filmach - wchodzą bohaterowie do klubu, gdzie gra zespół.

J.P.: Oczywiście zgodziliśmy się, pojechaliśmy do Katowic. Nagraliśmy tę scenę, wtedy się też dowiedzieliśmy, że ukradł nam tytuł piosenki i postanowił sobie go przywłaszczyć na tytuł do filmu. Ma taką dziwną zasadę, że wszystkie filmy tytułuje istniejącymi tytułami piosenek.

W każdym razie po tym spotkaniu zaproponował nam zrobienie całej muzyki do filmu. Też się zgodziliśmy. Muzyka jest instrumentalna, jak to w filmie. Wykorzystaliśmy tematy, które pojawiają się w piosence "Doskonałe popołudnie", na bazie kilku tematów rozwinęliśmy to w cały ciąg różnych utworów, które składają się na muzykę do filmu.

Czy muzyka, którą graliście do "Aelity", radzieckiego filmu niemego, może się ukazać na płycie?

Z założenia ten projekt, czyli pięciu taperów jako Pustki, grających do filmu "Aelita, królowa marca" był projektem "live", czyli koncertowym. Zagraliśmy z tym programem sporo seansów na żywo. Nie przewidywaliśmy nagrania, ale pojawiły się w Polsce pierwsze DVD z muzyką do niemego filmu i nie wykluczam, że coś takiego w przyszłości może zrobimy.

Tym bardziej, że film jest dość atrakcyjny dla współczesnego widza. Raz, że jest to film propagandowy, probolszewicki, a dwa, że przedstawia wspaniałe dekoracje, imitujące państwo na Marsie. Jest to spora ciekawostka.

Czy Pustki będą rozwijać współpracę z X Muzą?

R.Ł.: Jeśli będą takie propozycje, to na pewno - my bardzo je lubimy. Tym bardziej, że dla zespołu są one bardzo rozwijające. Nie wyobrażam sobie, żebyśmy mieli cały czas grać tylko i wyłącznie piosenki. To, że uaktywniamy inne pola eksploatacji, pozwala z jednej strony mieć większy dystans do utworów bardziej piosenkowych, ale także komponować je lepsze, przenosić doświadczenia z gruntu muzyki filmowej czy teatralnej na grunt piosenek.

To bardzo je ożywia, i dzięki temu wydaje mi się, że są atrakcyjniejsze. Wydaje mi się, że przez to, że graliśmy w zeszłym roku muzykę dla filmu i teatru, nasza płyta jest dużo lepsza.

J.P.: Poza tym mają o nas szansę usłyszeć ludzie, którzy o Pustkach nigdy nie słyszeli, nie mieli okazji się z tym zetknąć. Tak było w przypadku teatru i sztuki, do której gramy na żywo muzykę w Teatrze Rozmaitości. Przychodzi zupełnie inna publiczność, która widzi zespół, słyszy muzykę i zaczyna się interesować.

R.Ł.: Przychodzi do teatru taka starsza pani i wychodzi ogłuszona, bo nigdy nie była na koncercie (śmiech). Ale za to z płytą, bo jest jej wszystko jedno i kupuje płytę.

Jak wygląda promocja materiału z "Do Mi No"?

R.Ł.: Chodzimy na wiele czatów internetowych i udzielamy wielu wywiadów, szczególnie w internecie. Stawiamy na to medium przyszłości, które jest teraz jednym z najważniejszych i chcemy je krzewić w Polsce. Dlatego najczęściej można nas spotkać w internecie, w portalach typu INTERIA.PL.


Na naszej CZATerii powiedzieliście, że szykuje się wam współpraca z popularnym duetem Skalpel, laureatem ostatnich Paszportów "Polityki". Możecie coś więcej zdradzić?

R.Ł.: Do końca jeszcze nie wiadomo, bo jesteśmy ostatnio mocno zalatani i nie możemy się z Marcinem [Cichym, połową duetu Skalpel - przyp. red.] dogadać. Natomiast już od dawna dostarczamy mu tracki, żeby zremiksował nasz utwór "Kosmos skończył się" z naszej poprzedniej płyty ["8 Ohm" z 2004 roku - przyp. red.], bo bardzo chciał to zrobić. Tylko nie możemy mu jakoś dosłać tych płytek, ale Marcin obiecujemy, że to zrobimy.

Nasza płyta "Do Mi No" jest cała do zremiksowania i mamy nadzieję, że uda mu się to zrobić w najbliższym czasie. Wtedy to wydamy i razem wszyscy zbijemy na tym duże pieniądze. Pozdrawiamy Skalpel.

Dziękujemy za rozmowę.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas