"Nie patrzę na to, co za mną"
Nieco starszym fanom polskiej sceny metalowej nazwa Hermh z pewnością nie jest obca. Wydaną w 1997 roku płytą "Angeldemon", białostocka grupa przekonywała, że black metal można grać oryginalnie. Od tamtej pory minie niebawem 10 lat, i choć do niedawna wydawało się, że kariera Hermh zakończyła się w minionej dekadzie, zespół niespodziewanie przypomniał o sobie w październiku 2004 roku mini-albumem "Before The Eden - Awaiting The Fire".
- W tamtym okresie brakowało mi konsekwencji i uporu, jakim teraz jestem obdarzony. Być może jeśli w tamtym czasie nie zabrakłoby mi pewności w to, co robię, dzisiaj Hermh byłby w zupełnie innym miejscu. Ale nie patrzę już przez ramię na to, co za mną. Jest mnóstwo rzeczy, które chcę realizować - mówi w rozmowie z Bartoszem Donarskim Bart, wokalista Hermh.
Kolejnym ze zrealizowanych już przedsięwzięć lidera zespołu jest zapowiadany od dłuższego czasu, nowy album "Eden's Fire", który ukaże się 29 marca 2006 roku.
Promocyjny rozmach towarzyszący ukazaniu się drugiego longplaya budzi podziw. Intensywność muzyki zaskakuje, a jej brzmienie nie ustępuje dzisiejszym wymaganiom odbiorców. Można odnieść wrażenie, że o dalsze losy Hermh możemy być wszyscy spokojni. Oni tu zostaną na dłużej.
Na waszej stronie przeczytałem, że ta płyta jest spełnieniem siedmioletniego okresu marzeń. Biorąc to pod uwagę można chyba powiedzieć, że "Eden's Fire" nie jest dla Hermh nowym początkiem, a właściwie powrotem z długiego okresu hibernacji. Swoją drogą, dlaczego trwało to tak długo?
Kiedy kończyłem okres współpracy z poprzednim składem nie sądziłem, że w ogóle będę kiedyś w stanie wrócić do muzyki, a już na pewno nie sądziłem, iż zrobię to pod nazwą Hermh. Przyznam, że musiało trochę czasu minąć, abym mógł to wszystko poukładać od nowa.
Dużym bodźcem do działania okazali się obecni członkowie Hermh. To właśnie dzięki tym ludziom powróciła chęć zrealizowania tego, co pozostało niedokończone w 1998 roku. Teraz, kiedy realnym stał się fakt wydania "Eden's Fire" już nie zastanawiam się nad niczym i nie oglądam wstecz, a ta płyta stawia przed nami wiele wyzwań.
Z drugiej strony, dzięki tak długiej przerwie mieliście czas na dopracowanie wszelkich detali, i to nie tylko pod względem muzycznym. Nie wiem czy się ze mną zgodzisz, ale wasz powrót wydaje się być bardzo dokładnie zaaranżowany. Najpierw EP-ka, teraz album, jest teledysk, świetna sesja zdjęciowa, będą trasy, no i ten trochę zaskakujący ekstradopalacz promocyjny Empire Records. Pracujesz w marketingu?
(Śmiech) Rozpracowałeś mnie. Tak, rzeczywiście jestem szefem marketingu w firmie, w której pracuję od kilku lat i marketingiem trudnię się zawodowo. Te kilka lat rozbratu z aktywnym udzielaniem się na scenie pozwoliło mi na świeże spojrzenie, jeśli chodzi o poziom, jaki ona reprezentuje. Stało się jasne, że tak naprawdę niewiele jest osób pamiętających dokonania Hermh. Stąd pomysł na powrót właśnie w takiej formie.
Najpierw przypomnienie i mini-album, który "obudził" nas i przypomniał o nas starszym fanom. Teraz album, który jest produktem bardzo przez nas dopieszczonym. Fakt że zainteresował się tym Mariusz [Kmiołek, szef Empire Records - przyp. red.] bardzo mnie cieszy. Zaproponował jasny układ wydawniczy, my jako zespół mogliśmy jedynie zyskać i cieszę się, że się dogadaliśmy.
Wszystko, co jest związane zarówno z wizualną jak i muzyczną stroną Hermh musiało i musi stać na wysokim poziomie. Ja robię to dla przyjemności, więc nie będę odwalał chałtury skoro to ma mi sprawiać przyjemność.
Zostając jeszcze na chwilę przy tym, co było i jest. W przyszłym roku minie 10 lat od chwili premiery "Angeldemon". Przyznasz, że to sporo czasu. Czy przez te wszystkie lata twoje spojrzenie na muzykę metalową, twoje podejście do zespołu zmieniło się, wydoroślało?
Na pewno! W tamtym okresie brakowało mi konsekwencji i uporu, jakim teraz jestem obdarzony. Być może jeśli w tamtym czasie nie zabrakłoby mi pewności w to co robię, dzisiaj Hermh byłby w zupełnie innym miejscu.
Ale tak jak wspomniałem wcześniej, nie patrzę już przez ramię na to, co za mną, na to co za zespołem. Jest mnóstwo rzeczy, które chcę zrealizować, a mam to szczęście, że mogę realizować swoją pasję bez żadnych obciążeń i z bagażem doświadczeń, które pomagają omijać przeszkody.
"Eden's Fire" jest materiałem bardzo intensywnym, można wręcz powiedzieć, że brutalnym. Z innego punktu widzenia, przy całej tej agresji, płyta ma też swój epicki, monumentalny charakter, efektem czego Hermh nadal pozostaje grupą oryginalną. Jak to wygląda okiem twórcy?
Ciężko jest się wypowiadać obiektywnie na temat przedsięwzięcia, w którym uczestniczysz i z którym jesteś związany emocjonalnie .Ta płyta nacechowana jest dużą intensywnością i mocno zbrutalizowała nasz wizerunek, jednak przy obiorze tego krążka, po którymś przesłuchaniu łatwo dojdziesz do wniosku że w tym "tłoku" dźwięków jest drugie dno, które buduje ten klimat teatralności, wzniosłości oraz dramaturgię całej płyty.
Na pewno zależało mi, aby wlać w ten krążek jak najwięcej ekspresyjności, do tego świetna produkcja w "Hertzu". Efektem jest ten dość oryginalny sound.
Utwory jakie znalazły się na "Eden's Fire" są bardzo dopieszczone, a przez to ich klimat jest nieco mniej spontaniczny, chociażby w porównaniu do waszych starych materiałów. To znak czasu?
Tak jest! Przy takiej muzyce, jaką my gramy nie ma mowy o chamskim brzmieniu i nagraniu na odwal. Ten "bałagan" trzeba ujarzmić! Dlatego wszystko musi być wręcz sterylne, jeśli chcemy by większość dźwięków była słyszalna i dopełniała całości, a nie ją burzyła.
Produkcja i wyważenie tych elementów to naprawdę odpowiedzialna sprawa. Patrzę dzisiaj z dystansem do tej produkcji i stwierdzam, że momentami brakuje trochę spontana (śmiech).
Istotną rolę w budowaniu atmosfery "Eden's Fire" odegrały klawisze. Jak podejrzewam, był to jeden z elementów, na który zwróciliście szczególną uwagę.
Od początku istnienia Hermh, klawisze stanowiły główny budulec kolejnych utworów. Nie inaczej było i w przypadku "Eden's Fire". Większość utworów skomponowanych na płycie jest na bazie szkieletów powstałych na klawiszach.
Później oczywiście były jeszcze dogrywane kolejne ścieżki klawiszy, których w sumie w większości utworów jest po około 8-9 śladów samych klawiszy, ale są doskonale wyważone i nie sprawiają wrażenia dominującego instrumentu. Mają na celu natomiast wprowadzania w trans i budowanie atmosfery niepokoju.
Nowy album zamierzacie promować m.in. na trasie z Behemoth. Do tego potrzeba jednak stabilnego składu. Jak bardzo zwarte są aktualne szeregi Hermh?
Tak, ta trasa jest dla nas bardzo ważna, więc na tę chwilę mogę śmiało powiedzieć, iż jesteśmy dobrze przygotowani. Trzon zespołu jest ten sam i niezmienny, więc nie ma co się martwić o skład. Owszem, były jakieś roszady i przetasowania, ale raczej podyktowane poszukiwaniami niż konfliktami. Na trasie pojawimy się w pięcioosobowym składzie. Jesteśmy silni i zmotywowani, jak nigdy dotąd!
Jak należy wnioskować chociażby po samym tytule płyty, kontynuuje ona koncept rozpoczęty na poprzedzającej ją EP-ce "Before The Eden - Awaiting The Fire". Wampiryzm, biblijne inklinacje, bunt, ale i stawianie fundamentalnych pytań. Długo nad tym pracowałeś?
Większość konceptu, jak i teksty powstały jeszcze za czasów starego składu. Jasne, po kilku latach, kiedy wziąłem teksty do ręki postanowiłem troszkę je dopracować, ubrać je w lepsze słownictwo, co miało na celu podwyższenie wartości lirycznej i estetycznej. Natomiast sama treść pozostała w swej pierwotnej formie. Czyli jakby nie patrzeć te kilka lat upłynęło.
Na wersji dostępnej nakładem Pagan Records, album wzbogacono o wideoklip "Prepare To Revolt". Skąd pomysł na zrealizowanie tego, ponoć skandalicznie odpychającego obrazu, do którego scenariusz sam napisałeś? Szkoda tylko, że szanse na emisję metalowego klipu są w Polsce bliskie zeru.
Od razu skandaliczny! Może te kilka osób, które widziało ten teledysk było estetami i teraz tworzą się takie opinie (śmiech). Dla jednych to co przedstawia ten obrazek będzie obrzydliwe, ale już widzę ortodoksów jak się śmieją, że co to jest? To ma być skandaliczne? Przecież nic tam nie ma!
Ja w każdym razie osiągnąłem cel, jaki sobie postawiłem podczas pisania scenariusza. Obraz ma oddawać treść utworu: mrocznie, krwiście, obleśnie w jakimś dziwnym szale. Faktem niezaprzeczalnym jest, że teledyski metalowe robione są tak naprawdę dla siebie i nie liczę, po tym co się dzieje, na jakąś znaczącą zmianę!
Nadal pozostajecie w Pagan Records. Jak mniemam, tu nie chodzi jedynie o interesy stron. Nie jesteście czasami jedynym na świecie zespołem, który - szczerze - przyjaźni się z szefem własnej wytwórni?
Cenię sobie przyjaźń z Tomaszem [Krajewskim, szefem Pagan Records - przyp. red.]. Nie jest to na pewno żaden rodzaj biznesu na zasadzie: przyjaźnię się z szefem wytwórni, to będę miał lepszy budżet i będzie zespół traktował inaczej.
Żyjemy w ciężkich czasach jeśli chodzi o tzw. biznes muzyczny, a nie ukrywajmy, że metal jest muzyką totalnie niszową. Tomasz pomógł Hermh w wielu momentach naszej kariery, kierując się właśnie względami przyjacielskimi i sentymentalnymi, a nie biznesowymi. Podziwiam go za jego upór i stoicyzm, z jakim prowadzi Pagan Records. Dla mnie jest symbolem niezależności!
Czy postawienie na studio "Hertz" wiązało się tylko z niewielką odległością, jaka dzieli was od tego miejsca?
Absolutnie! "Hertz" to idealne studio do pracy: doskonali realizatorzy, atmosfera i zaangażowanie, z jakim pracują bracia Wiesławscy. Spędziłem tam już w sumie ładnych kilka tygodni i jakoś nigdy nie odniosłem wrażenia, że są znudzeni tym, co robią. "Hertz" mamy rzeczywiście pod bokiem, ale to tylko dodatkowy atut, a nie ten najważniejszy punkt za.
Konceptualna trylogia "Płomieni Edenu" zapewne już niebawem znajdzie swój finał na nowym materiale. Czy znacie już jakieś szczegóły tego wydawnictwa?
Tak, powoli zaczyna się wszystko klarować i myślę, że jeszcze przed wakacjami, tuż po trasie skończymy to wszystko. Mamy dwa nowe utwory, dwa w nowych wersjach, do tego dojdzie sporo bonusów w postaci nagrań live oraz na pewno, jak to u nas, jakiś teledysk.
W międzyczasie przygotowałem wznowienia naszych dwóch pierwszych wydawnictw, czyli "Echo" i "Taran" z kilkoma bonusami. Będą to ściśle limitowane digipacki dostępne na naszych koncertach!
Nie sądzisz, że "Eden's Fire" przyciągnie do Hermh, nie tyle starych fanów, którzy znają was od wielu lat, ale przede wszystkim młodsze pokolenie sympatyków black metalu, którym wasza nazwa dotychczas niewiele mówiła.
Jeśli tak będzie to na pewno nie będę nad tym ubolewał (śmiech). Każdy z nas ma w sobie odrobinę próżności! Chodzi o to, by z umiarkowaniem ją zaspakajać. Jeśli natomiast nie zyskamy nowych fanów, to też nie będzie to powód do rozpaczy. W końcu to nasza pasja. To się naprawdę liczy!
Dziękuję za rozmowę.