"Nie jestem zupełnym debiutantem"
Krzysztof Kiljański rozpoczął profesjonalną karierę wokalisty na początku lat 90., ale sukcesy zaczął odnosić stosunkowo niedawno, w projektach o charakterze jazzowym. Współpraca z wieloma wybitnymi polskimi jazzmanami zaowocowała laurami, zdobytymi między innymi na Międzynarodowych Spotkaniach Wokalistów Jazzowych w Zamościu czy Old Jazz Meeting "Złota Tarka" w Iławie w 2001 roku. Jego głos zrobił tak duże wrażenie na Kayah, że zaproponowała mu wydanie płyty w jej wytwórni Kayax, a także zgłosiła go do eliminacji festiwalu "TOPtrendy". Z tej okazji Krzysztofem Kijlańskim rozmawiał Krzysztof Czaja.
W oczach przeciętnego fana Krzysztof Kiljański uchodzi za debiutanta. Ale tak naprawdę zajmujesz się muzyką już od końca lat 80. Czy mógłbyś opowiedzieć, co się z tobą działo przez cały ten czas?
Na początku moje muzykowanie miało trochę inny charakter. Byłem związany z kilkoma zespołami, które parały się tzw. piosenką autorską. Braliśmy udział w wielu imprezach typu Festiwal Piosenki Studenckiej w Krakowie czy Spotkania Zamkowe z Poezją Śpiewaną w Olsztynie. To było w czasach szkolnych. Natomiast na profesjonalnej scenie zadebiutowałem na początku lat 90., więc zupełnym debiutantem nie jestem, choć w świadomości przeciętnego fana tak mogę być odbieramy.
Masz na koncie współpracę w muzykami jazzowymi. Co ona ci dała?
Tak, ten etap rozpoczął się w mojej karierze parę lat temu. Współpraca z jazzmanami daje bardzo dużo. Bardzo ciekawie jest spojrzeć z perspektywy jazzu na muzykę popową, bluesa czy rocka. Myślę że wzbogaciło mnie to w jakimś sensie. Do dziś zresztą współpracuję z jazzmanami i bardzo sobie tę współpracę cenię. Śpiewam też z big bandem, co jest wielką frajdą, życzę każdemu wokaliście, żeby choć raz w życiu tego spróbował. Jest to znakomite doświadczenie.
W końcu jednak poszedłeś w stronę popu - czy to dlatego, że z jazzu nie da się wyżyć?
Nie, niekoniecznie. Moja płyta to w zasadzie współprojekt dwóch nazwisk: Witold Cisło i Krzysztof Kiljański. Nie jest to do końca mój autorski album...
Ale będzie firmowany twoim nazwiskiem?
Tak, będzie to firmowane moim nazwiskiem. Uznaliśmy, że wokalistę widać jednak lepiej, bo stoi z przodu. (śmiech) Na tej płycie będzie można odnaleźć zapewne jakieś pierwiastki jazzu. Mam jednak nadzieję, że będzie ona na tyle różnorodna, że ktoś, kto będzie chciał, odnajdzie tam i odrobinę ballady, i popu, i paru innych gatunków muzyki.
Jak wam idzie praca nad tą płytą?
Premiera, planowana pierwotnie na przełom maja i czerwca, zostanie niestety przesunięta na drugą połowę sierpnia, ze względu na to, iż czekamy na pewnych gości, których chcielibyśmy jeszcze zaprosić do studia.
Czy to będą jakieś znane nazwiska?
Nie chciałbym zdradzać w tej chwili, żeby nie zapeszyć.
Rozumiem. Powiedz w takim razie, jak wspominasz udział w eliminacjach do Konkursu Eurowizji?
Bardzo mile. Było to bardzo dobre doświadczenie, chociaż chyba tak do końca nie wierzyłem, że uda mi się osiągnąć coś poważniejszego w tym konkursie. Zająłem dziesiątą pozycję - myślę że jak na artystę, który był chyba najmniej znany z całej tej piętnastki, jest to bardzo dobry wynik.
Niedługo czeka cię potyczka z zespołem Paranormal, tym razem w eliminacjach do festiwalu "TOPtrendy". Jak oceniasz swoje szanse w tej rywalizacji?
Myślę że szczęśliwie się złożyło, że trafiłem na takich konkurentów. Tak się składa, że zarówno Paranormal, jak i ja wykonamy piosenki po angielsku, stąd myślę, że choćby pod tym względem będzie to w miarę równa rywalizacja. Bardzo mi się podoba Paranormal i jest to naprawdę godny przeciwnik. Jak oceniam swoje szanse? Pozytywnie. (śmiech)
Czy masz jakąś stronę internetową? Próbowałem znaleźć, ale mi się nie udało...
Serwis nie jest jeszcze gotowy, ale mam nadzieję, że już niedługo będzie można znaleźć mnie pod konkretnym adresem www. Ma to związek z premierą płyty.
Czyli można się spodziewać, że strona pojawi się w okolicach sierpnia, gdy planowana jest premiera płyty?
Tak, dokładnie.
Dziękuję za rozmowę.
Fot. Jacek Poremba