"Natury nie da się oszukać"
Podkarpacki Stillborn to bez wątpienia jedna z najbardziej obiecujących, nowych grup na rodzimej scenie ekstremalnego metalu. Mordercy z Mielca, jak określa się ich w labiryntach polskiego metalowego podziemia, mają już za sobą grudniową premierę swojej debiutanckiej płyty "Satanas el Grande", wydanej nakładem Pagan Records. Gwałcąc przez uszy słowem i dźwiękiem dają nadzieję na powrót autentyczności w nieco skostniałe struktury krajowego metalowego podwórka. Są młodzi, silni i pewni siebie, co doskonale słychać w agresywnym i brutalnym death metalu, z jakim spotykamy się na "Satanas el Grande". Dlaczego w muzyce jest dziś tak mało szczerości? Co zainspirowało Stillborn do takiego właśnie grania i jak to możliwe, że w ich muzyce jest aż tyle zwierzęcego szaleństwa? Na te i inne pytania Bartosz Donarski szukał odpowiedzi w rozmowie z Tomaszem "Killerem" Ziębą - gitarzystą i wokalistą Stillborn.
Materiał zawarty na waszej debiutanckiej płycie nie pozostawia wątpliwości, co do tego, jaka muzyka miała na was największy wpływ. Pierwotny death metal schyłku lat 80. zdaje się wciąż inspirować młode zespoły. Szczególnie zaś w Polsce. Jak myślisz, skąd bierze się ta nieustająca fascynacja stylem, którego - nie ukrywajmy - szczyt popularności mamy już dawno za sobą?
Tutaj nie chodzi o popularność. Sprawa jest prosta. Wszyscy tęsknią za pierwotnymi ideałami metalu: szczerością, agresją i pier****** rebelią. Dzisiaj większość osób już na samym starcie kapeli kalkuluje i wydziwia, znika spontan i dzikość serca. Metalowcy stali się technicznymi instrumentalistami, pozbawionymi charyzmy i własnego zdania. Nie sztuką jest nagrać płytę metalową, przeanalizować problem od technicznej strony wykonania. Tylko, co z tego jeśli ona będzie bezpłciowa, pozbawiona tego czegoś. Wszystko, co szalone i szczere miało miejsce właśnie na początku istnienia metalu. W miarę upływu lat emocje zaczęły opadać, wszystko stało się bardziej plastikowe, sztuczne i pozbawione emocji.
Muzyka na "Satanas el Grande" uderza w nas z potworną siłą, nierzadko ocierając się o muzyczne szaleństwo, pozostawia słuchacza w geście proszącym o choćby odrobinę powietrza. Podejrzewam, że jest to efektem działania z pełną premedytacją.
(Śmiech) Dziękuję za miłe słowa, ale nie zgodziłbym się tak do końca z tą premedytacją. My po prostu inaczej nie potrafimy. Intensywność, dynamika i agresja słuchanych przez nas albumów weszła w naszą krew. Jeśli ktoś cię bardzo wku*** to nie będziesz chylił głowy, tylko przyp******** mu z całych sił. Natury nie da się oszukać. Agresywny przekaz równa się agresywnym dźwiękom. Nie wiem czy muzyczne, ale szaleństwo na pewno. Idealne określenie.
Stillborn przez pewien okres czasu działał w trzyosobowym składzie. W tym układzie personalnym powstawało wasze pierwsze demo z roku 1999. Nieco później do waszych szeregów dołączyła kolejna osoba. Dziś mamy już do czynienia z kwintetem. Co dziwne "Promo 2004", które bezpośrednio zainteresowało Pagan Records, zarejestrowały znów tylko trzy osoby. Jak to wszystko rozumieć? I kto stoi obecnie za Stillborn?
Na dzień dzisiejszy Stillborn to już tylko kwartet. Zmiany personalne to coś, co od samego początku nam towarzyszy. Przez większość lat Stillborn był tak naprawdę zespołem dwuosobowym. Mogło się wydawać, że przy nagrywaniu "Die In Torment 666" [materiał wydany własnym sumptem w 2001 roku - przyp. red.] wszystko zmieniło się na dobre i ustatkowało.
To było niestety tylko złudzeniem, gdyż nieco później opuścił nas Rafał [Rzany] - perkusista i współzałożyciel kapeli. Wyjechał on do Japonii. Jeszcze wcześniej do Anglii wyjechał nasz wokalista [Łukasz "M" Marchewka], który i tak przyjechał specjalnie do Polski na nagranie dema. Od 2003 roku zaczęliśmy grać z nowym bębniarzem Łukaszem [Urbankiem], znanym wcześniej z Ortank. Tak oto w 2004 roku, w trzyosobowym składzie nagraliśmy promo. Na nagranie płyty przyjechał z Londynu wokalista. Do składu doszedł również gitarzysta Ikaros (śmiech). W tym roku rozstajemy się z DGI?m {Andrzej Tabor, bas / wokal, eks-Eclypse], gdyż mentalnie przestaliśmy do siebie pasować. Zrozumieć to wszystko można tylko w jeden sposób - jeśli chcesz czuć się dobrze we własnym domu, musisz żyć w nim sam, albo z idealnie dobraną rodziną.
Czy poza Stillborn działacie obecnie także w innych projektach lub zespołach? Wiem, że niektórzy z was grali już wcześniej pod innymi nazwami.
W tej chwili tylko perkusista Łukasz działa w zespole Heatenic Noiz Architect, a Ikaros gościnnie wystąpił na trasie czeskiego Hypnos, jako drugi gitarzysta i to tyle jeśli chodzi o granie na boku.
"Satanas el Grande" wieńczy cover Rotting Christ "The Sign Of Evil Existence". Muszę przyznać, że po wysłuchaniu waszych oryginalnych utworów, spodziewałbym się czegoś bardziej z półki zdecydowanie deathmetalowej. Skąd ten właśnie wybór?
Przede wszystkim dlatego, że ten kawałek zawsze mnie rozp********, a ja chciałem włożyć w niego więcej brutalności i szaleństwa. Ja nie jestem specjalnym zwolennikiem robienia deathmetalowych coverów przez deathmetalowe bandy. Jednymi z nielicznych, którym się to idealnie udawało, to Angelcorpse z np. "Burning In Hell" Possessed, "Demon Seed" Morbid Angel czy "Desecration Of Virgin" Sarcofago". No chyba, że mówimy o koncertach, a nie płytach , bo to już całkiem inna sprawa. Często miłym zaskoczeniem jest zaj**iście zagrany jakiś deathmetalowy hicior, właśnie przez deathmetalową kapelę.
Z drugiej strony, na nowym materiale daje się odczuć pewne drobne, acz wyraźne nawiązania do ekstremalnego black metalu, w stylu choćby Marduk czy Immortal z okresu "Battles...". To z kolei daje temu brutalnemu albumowi zdecydowanie więcej jadu. Jak ty to postrzegasz?
Nigdy nie ukrywaliśmy naszej fascynacji black metalem, tylko rzadko się nas o to pyta (śmiech). Akurat pierwsze płyty wymienionych przez ciebie zespołów bardzo mi pasują, ale najbardziej rozp******* mnie Darkthrone, Mayhem, Absu, Venom, Necromantia, Impaled Nazarene, Ancient Rites, Morbid, Bathory, Bestial Warlust (chociaż pewnie niektórym ciężko będzie nazwać to black metalem), Masacre, pierwszy Rotting Christ i Varathron, Blasphemy, Beherit, Mystifier ("Goetia"), Gorgoroth, Christ Agony, a ostatnio również Watain, Keep Of Kalessin, Thunderbolt i krakowski Kriegsmaschine. Na pewno black metal ma na nas równie duży wpływ, co death metal. Dlatego nie dziwię się, że jest on zauważalny na płycie, z czego jestem bardzo zadowolony. Właśnie, więcej jadu.
Album nagraliście w białostockim "Hertzu". W porównaniu z innymi zespołami, które rejestrowały tam dotychczas swoje materiały, "Satanas el Grande" brzmi bardzo obskurnie, a to - co należy podkreślić - wcale nie musi znaczyć źle. Tak czy inaczej, początkowo byłem nawet zaskoczony tym, jak barbarzyńsko obeszliście się z tą produkcją. Pewnie macie na to uzasadnione wytłumaczenie.
Obskurne i pełne ciężaru brzmienie idealnie do nas pasuje. "Hertz" słynie z wypieszczonych produkcji i dlatego nie baliśmy się tam nagrywać albumu, bo łatwe było do przewidzenia to, że bracia Wiesławscy podejdą do tej roboty ze świeżym spojrzeniem. Oczywiście, na samym początku wytłumaczyłem, o co nam chodzi i wyszło zaj**iście. Taki rodzaj brzmienia w pełni oddaje charakter tworzonego przez nas metalu.
Czy celowym było też nieco przytłumione, schowane brzmienie perkusji? Stopy słychać chyba trochę za cicho, za to wokal został wysunięty zdecydowanie na pierwszy plan, co w death metalu, zwłaszcza amerykańskim, jest na porządku dziennym. Twoje zdanie?
Nie powiedziałbym, że bębny są schowane. Jeśli chodzi o stopy, to możesz mieć takie wrażenie, dlatego, że nie są one striggerowane. Ich brzmienie jest naturalne i wręcz zbliżone do brzmienia tomów, a z wysokim brzmieniem werbla efekt zabija i rozłupuje czaszki. Prawie na wszystkich numerach są dwa wokale, mój i growl wokalisty. W ten sposób chcieliśmy dodać jeszcze więcej brutalności i nienawiści tym numerom. Słuchając tej płyty powinieneś być przekonanym, że to wszystko dzieje się naprawdę, że jesteś uczestnikiem szaleństwa.
Stąd właśnie takie brzmienie, takie wokale i taka płyta (śmiech).
W 2004 roku ukazał się wasz materiał łączony z Azarath, pod wspólnym tytułem "Death Monsters". Jak doszło do tej kolaboracji?
Tomasz Hanuszkiewicz otrzymał od nas promo, bo po prostu lubi metal wykonywany przez Stillborn, i jak tylko coś nagrywamy, to od razu mu wysyłam. Promo mu się tak bardzo spodobało, że od razu chciał je wydać. Uznał, że dobrym pomysłem będzie umieścić nas z Azarath. Tak też uczynił (śmiech). Tomasz to maniak i konkretny człowiek, nie traci czasu na rozmyślanie i gadanie bzdur, tylko działa. Proponuję sięgnąć po nagrania Throneum i od razu wyjaśni się, z jakim człowiekiem mamy do czynienia.
Jak właściwie wygląda wasz kontrakt z Pagan Records? Rozważaliście inne oferty? Są może szanse na zdziałanie czegoś poza granicami naszego kraju? Uważam, że warto.
Sprawa z Pagan Records jest bardzo prosta. My nagrywamy album, robimy do niego oprawę według naszego pomysłu, a Tomasz płaci za studio i wydaje płyty (śmiech). Pagan Records to wytwórnia, która odpowiada nam w stu procentach, daje pełną swobodę działania, nikt nie stoi nad nami z batem i nie tresuje pod swoje przyzwyczajenia i plany. Nie zapominajmy, że Tomasz to także oddany fan metalu i wydaje zespoły, które mu się podobają. Nie widzę piękniejszego układu.
Były inne oferty, ale one nie pasowały do tego czym jest Stillborn, a nie jest na pewno żadną instytucją. W tej chwili wiem, że Conquer Records dystrybuuje naszą płytę w Wielkiej Brytanii. Jest też duże prawdopodobieństwo, że uda się zagrać tam kilka koncertów. Ale nam się na razie nigdzie nie spieszy. Mamy też małe problemy z salą prób, więc na razie to odpada. Dostałem też kilka maili od ludzi z Ameryki Południowej, którzy prowadzą ziny internetowe. Wiem też, że wspomniane splity są dostępne w USA, więc ogólnie coś się dzieje, choć żadnych konkretnych ofert wydawniczych nie było.
Z waszych tekstów bije satanistyczny radykalizm i negacja wszystkiego, co dotyczy religii. Trudno byłoby to nazwać czymś nowym, choć trzeba przyznać, że dla wielu może się to okazać w swej ekspresji zbyt ekstremalne. Wygląd na to, że ten element waszej twórczości nie jest wyłącznie koniecznym uzupełnieniem muzyki.
Przekaz naszych tekstów jest bardzo bezpośredni i ściśle związany z naszymi poglądami na otaczający nasz świat i ludzi. Czytając te teksty nikt nie będzie miał wątpliwości o co w nich chodzi i nie będzie niepotrzebnych pytań o ich interpretacje. Na tym albumie nie ma krzty aktorstwa, wszystko jest szczere i prawdziwe, dlatego też może się to wydać zbyt ekstremalne, chociaż nie byłbym aż takim optymistą (śmiech). Przecież, ten album trafi do rąk ludzi o bardzo podobnych poglądach i odczuciach. Nie lubimy pustego gadania i lirycznych metafor. Nasze teksty nie są żadnym uzupełnieniem, to jesteśmy my!
Stillborn powstał w 1997 roku, co stawia was w roli zespołu dość młodego i o świeżym spojrzeniu na to, co dzieje się obecnie na polskiej scenie metalowej. Popularność takich grup, jak wspomniany Azarath, Witchmaster czy Thunderbolt świadczy chyba o tym, że zło przybiera w tym kraju coraz większe rozmiary. Na powrót popularnego niegdyś gothic metalu raczej nie ma co liczyć. Jak to wygląda z waszej perspektywy?
Jak już mówiłem, ludzie tęsknią za szczerością. Bzdety o wampirach chyba przestały robić wrażenie, a ludzie chcą wreszcie przeżyć coś z czymś się utożsamiają na co dzień, a nie na balu przebierańców. 97 procent katolików? To chyba jakaś pier****** bzdura. Nawet za czasów PRL nie było takich uroczych statystyk ludzi partyjnych. Baby modlące się na rozprawach sądowych, młodzi chłopcy pragnący zniszczyć pornografię, chociaż nie umieją jej nawet odróżnić od zwykłego świerszczyka. To jest prawdziwe zło (śmiech).
Skoro kultywujecie tradycję starej szkoły death metalu, jak zatem odbieracie ostatnie reaktywacje i przetasowania składowe największych gwiazd tej sceny? Myślę tu przede wszystkim o Morbid Angel, Deicide, Obituary, Suffocation i Gorefest. Pieniądze czy idea?
Tu nie ma żadnych wątpliwości, że chodzi o pieniądze. Przecież tym zespołom udawało się żyć z muzyki, i skoro byli do tego przyzwyczajeni przez większość życia, to teraz z tego nie zrezygnują. Normalna praca by ich zabiła i nie mam im tego za złe. Szkoda tylko, że ostatnie albumy nie są już tak świetne, jak te z początku ich działalności. Najwidoczniej zmieniła się ich życiowa postawa, a co za tym idzie i muzyka, niestety na gorsze.
Dziękuję za rozmowę.