"Mam coś do powiedzenia"

Piosenka "Królem być..." ponad 40 razy kończyła wydania programu "Bar" telewizji Polsat. Wspólnie z zespołem The Crackers Band wykonywał ją Grzegorz Markocki. Utwór bardzo szybko przypadł słuchaczom do gustu, a 26-letni wokalista, który ma na swoim koncie m.in. wygraną w programie "Szansa na sukces", zdecydował się na nagranie płyty. Album "Królem być... rock'n'rolla" pojawił się na sklepowych półkach we wrześniu 2002 r. O pracach nad płytą, udziale w programach "Bar" i "Idol" oraz planach na przyszłość, z Grzegorzem Markockim rozmawiał Konrad Sikora.

article cover
INTERIA.PL

Twoja debiutancka płyta zatytułowana jest "Królem być... rock'n'rolla", ale słychać na niej zapożyczenia także z innych gatunków muzycznych...

Jestem facetem, dla którego muzyka jest jedną z najważniejszych rzeczy w życiu. Zajmuję się nią już od wielu lat i mam na koncie kilka sukcesów, o czym wszyscy, którzy mnie znają, doskonale wiedzą. Wymienię tu choćby zwycięstwo w "Szansie na sukces". Ta płyta jest wynikiem moich muzycznych fascynacji i podsumowuje okres wspaniałej współpracy z zespołem The Crackers Band. Udało nam się połączyć na niej muzykę funky, rocka i pop. To niejako wynika z tego, że wychowywałem się na takich artystach, jak Sting i U2, ale z drugiej strony z tego, że nie ograniczam się do jednego stylu. Świadczyć może o tym utwór "Open Your Mind", w którym słychać nieco nowych technologii.

No właśnie, ten utwór jest bardzo dobrze oceniany przez słuchaczy. Czy to oznacza, że zamierzasz odejść w stronę takiego bardziej elektronicznego grania?

Utwór "Open Your Mind" to rzeczywiście kompozycja, która na płycie wyraźnie odstaje od pozostałych. Zdaję sobie z tego sprawę, ale ma to być sygnał dla wszystkich słuchaczy, że nie ograniczam się tylko do jednego nurtu. Ten album nagrałem z zespołem The Crackers Band i choćby z tego powodu piosenki musiały być utrzymane w określonej stylistyce.

Następna płyta, która - mam nadzieję - za jakiś czas powstanie, będzie już całkiem inna i zdecydowanie bliższa temu, co można usłyszeć w kompozycji "Open Your Mind".

Czy praca w studio sprawiała ci jakieś problemy?

W sumie nie. Jak już mówiłem, obracam się w tym interesie już od wielu lat i wiele zdążyłem się nauczyć, dlatego nie miałem jakichś trudności z pracą. A wręcz przeciwnie, odczuwałem sporą motywację i mówiłem sobie, że znów się czegoś uczę. W show-biznesie nic nie przydaje się bardziej niż doświadczenie.

Jesteś zadowolony z tego albumu?

Oczywiście. Jakby nie patrzeć, jest to moje dziecko. Wiadomo, że zawsze można zrobić coś lepiej. Ale na ten moment uważam, że jest to bardzo dobra płyta i mam nadzieję, że podobnie ocenią ją słuchacze.


Obawiasz się, jak zostanie przyjęta?

Każdy artysta chyba obawia się, jak jego dzieło będzie przyjęte. Nie zapominajmy, że choć w muzyce siedzę od lat, to większości osób i tak będę się zawsze kojarzył z programem "Bar". A wiadomo, jak patrzy się na takich ludzi, którzy wychodzą z reality-show i próbują coś zrobić. Nawet jeśli będziesz dobry, będą się czepiać i pytać, dlaczego nie jesteś bardzo dobry? Dla takich osób poprzeczka jest zawsze wyżej powieszona. Ale mnie to po części motywuje. Nie mam zamiaru nikomu nic udowadniać, bo to, kim jestem i co potrafię, pokazałem już dawno temu. Wierzę, że wciąż jeszcze mogę się rozwijać i o to najbardziej mi chodzi. Oczywiście uznanie słuchaczy jest bardzo ważne, ale nie można powiedzieć, że od niego wszystko zależy.

Próbowałeś także swych sił w programie "Idol". Wiele osób twierdzi, że to dobrze, że w nim nie wystąpiłeś, bo udział w nim raczej zaszkodziłby ci.

Tu muszę wyjaśnić pewną rzecz, bo słyszałem taką opinię, że odpadłem z programu "Idol". W sumie cała sprawa wyglądała tak, że jednocześnie trwały eliminacje do "Baru" i do "Idola". Kiedy okazało się, że trafiłem do "Baru", wiedziałem, że nie mam szans na to, aby jednocześnie pracować przy "Idolu". To było fizycznie niemożliwe. Musiałem zrezygnować, bo co by nie mówić, "Bar" dawał mi większe możliwości.

Ale jak reagujesz na tezę o szkodliwym wpływie "Idola" na twoją karierę?

Nie wiem, czy byłoby to szkodliwe, ale rzeczywiście coś w tym jest. W "Idolu" musiałbym poddać się pewnemu formatowi. Prawda jest taka, że ja nie znoszę ograniczeń, muszę mieć swobodę. W tym programie nie było na to miejsca. Nie mówię, że byłem murowanym kandydatem do zwycięstwa, bo mogło być różnie, ale rzeczywiście, może mój wizerunek nieco by ucierpiał, ale najbardziej to chyba ja sam czułbym jakiś dyskomfort.

Nie to co w "Barze"...

No, oczywiście. W tym programie mogłem pokazać prawdziwego siebie. To była wspaniała przygoda. Telewizja pokazywała tylko pewien wycinek tego. Pamiętajcie, że dla nas były to 24 godziny na dobę. Tam rozpoczęła się moja współpraca z The Crakers Band, która zaowocowała płytą. W "Barze" czułem się świetnie, byłem w swoim żywiole. Mogłem bawić ludzi, bawić się z nimi. To było coś wspaniałego. Jestem człowiekiem, który nie znosi stateczności, spokoju, nudy. Muszę wciąż być w ruchu, mam setki pomysłów na sekundę. Mam nadzieję, że ludzie to zauważyli.


Na pewno zauważyli to szefowie Polsatu, zlecając ci prowadzenie programu muzycznego "Hitmania". Jak czujesz się w tej roli?

Bardzo dobrze. Jestem medialnym zwierzęciem. Bardzo dobrze czuję się przed kamerami. Raz, że przeszedłem szkołę "reality-show", a dwa, że grałem już w kilku filmach i nie boję się patrzeć w to szklane oko. Prowadzenie takiego programu to kolejne wyzwanie, które z chęcią podjąłem i muszę przyznać, że bardzo mi się to podoba. Mam okazję poznać wielu ciekawych ludzi, rozmawiać z najpopularniejszymi polskimi artystami.

Czy zauważasz, że jesteś przez tych artystów traktowany jako osoba z zewnątrz, czy też można powiedzieć, że stałeś się już trybem w tej machinie przemysłu muzycznego.

Ciężko powiedzieć. Ogólnie reakcje są bardzo dobre. Ludzie przekonują się, że nie jestem jakimś "gogusiem z reality show", ale mam coś do powiedzenia. Jak na razie nie spotkałem się z żadnymi negatywnymi reakcjami, ale na pewno nie mogę też powiedzieć, że jestem kochany i lubiany przez wszystkich. Jestem artystą, który tak jak inni robi swoje. W muzyce tak naprawdę nie ma miejsca na jakieś przyjaźnie. Przyjaźnisz się tylko z tymi, z którymi na co dzień pracujesz. Reszta to raczej znajomi, ale oczywiście są wyjątki.

Jesteś zaskoczony tym, jak ten cały przemysł funkcjonuje?

Raczej nie. Obracam się w nim, czy też ocieram się o niego już od wielu lat, więc raczej nic mnie nie zaskoczyło. Ogólnie jest bardzo sympatycznie i mam nadzieję, że jeszcze uda mi się sporo nawojować.

Powiedz coś o planach koncertowych? Planujesz jakąś oficjalną trasę?

Koncertów, mam nadzieję, będzie bardzo dużo. Po okresie pracy nad płytą przyszedł czas, aby ją promować. Pracujemy nad trasą koncertową. Chcemy ją profesjonalnie przygotować, a pomóc ma nam w tym jedna z najlepszych polskich agencji koncertowych. Czekam na te koncerty z niecierpliwością. Scena wyzwala masę adrenaliny. Jest to coś niesamowitego i mam nadzieję, że i wy to poczujecie.


Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas