"Gram dla tych, którzy kochają rocka"

Michael Schenker to postać dla fanów rocka niemal kultowa. Karierę zaczynał w Scorpions (w którym wciąż gra Rudolf, jego rodzony brat), aby potem chodzić swoimi drogami, angażując się w mniej lub bardziej udane projekty z których przynajmniej dwa - UFO i Michael Schenker Group - zapisały się złotymi literami w historii muzyki rockowej. Z Michalem o kondycji muzyki rockowej, najnowszej płycie MSG i skorpionach rozmawiał Jarosław Szubrycht.

article cover
INTERIA.PL

Kiedy Michael Schenker nazywa swoją płytę "Be Aware Of Scorpions", to musi coś znaczyć...

Hej, zwróć uwagę, że płyta nazywa się "Be Aware Of Scorpions", nie "Be Aware Of The Scorpions". Chodzi o skorpiony, nie zespół mojego brata... Ten tytuł przyszedł mi do głowy podczas sesji zdjęciowej. Mieszkam w Phoenix, w stanie Arizona, i wszędzie wokół jest pustynia, pełna węży, skorpionów i innego paskudztwa. Gdy robiliśmy zdjęcia na tyłach mojego studia, ktoś ostrzegł nas: Uważajcie na skorpiony! Od razu pomyślałem, że to cholernie dobry i zabawny tytuł, właśnie dlatego, że można go dwojako odczytać. Wszyscy wiedzą, że zacząłem karierę w Scorpions, mój brat wciąż gra w tym zespole, a na dodatek w ogródku mam gniazdo skorpionów. (śmiech)

A jaki jest twój znak zodiaku?

Koziorożec. Nie, tego byłoby za wiele... (śmiech)

W 2000 roku nagrałeś instrumentalną, wirtuozerską płytę "Dreams And Expressions", z kolei "Be Aware Of Scorpions" to zbiór klasycznych, rockowych piosenek. Który z tych albumów ukazuje prawdziwe oblicze Michaela Schenkera?

Oba. Myślę, że najważniejsze to znaleźć równowagę w tym, co się robi, umieć zachować odpowiednie proporcje. Kiedy czuję potrzebę nagrania płyty instrumentalnej, robię to. Innym znów razem mam ochotę na skomponowanie piosenek i zaproszenie do studia wokalisty - wtedy powstają takie płyty, jak "Be Aware Of Scorpions". Oczywiście, są to całkowicie różne doświadczenia, inne rodzaje komponowania i nagrywania muzyki, całkowicie odmienne nastroje. Oba jednak wymagają stuprocentowego zaangażowania i niemałego nakładu pracy.

Choć nieczęsto ci się to zdarza, napisałeś tekst do utworu "Eyes Of A Child", zamykającego najnowszy album MSG. Jak mniemam, ma on dla ciebie specjalne znaczenie?

Chyba tak, można tak powiedzieć... "Eyes Of A Child" to utwór, który opowiada o tym, że wychowując dzieci, wpajamy im system wartości oparty na takich uczuciach, jak miłość, wzajemny szacunek, życzliwość. Dzieci widzą jednak, że dorośli wcale się do własnych nauk nie stosują, że życie to ciągła walka, a ludzie z nieuzasadnionych przyczyn pałają do siebie nienawiścią. To rodzi wątpliwości, pytania, na które nie ma odpowiedzi.


Czy sam potrafisz jeszcze patrzeć na świat oczami dziecka?

Staram się, chociaż nie jest to takie łatwe...

Jak znalazłeś wokalistę Chrisa Logana, który śpiewa na "Be Aware Of Scorpions"?

Kiedy potrzebuję muzyków, dzwonię do Mike’a Varney'a, który zna wszystkich w San Francisco i Los Angeles. Mike ma nosa do muzyków, zawsze potrafi mi pomóc, zawsze poleci mi kogoś godnego uwagi. Tak było i w przypadku Chrisa, który jest naprawdę świetnym wokalistą. Nie przyzwyczajaj się jednak do niego - od jakiegoś czasu staram się nie tworzyć stałego składu, ale do nagrania każdej płyty zapraszam nowych muzyków. Myślę, że odbywa się to z korzyścią dla muzyki.

Twoim wiernym fanom na pewno spodoba się nowy album MSG, ale wątpię, czy potrafi zdobyć dla ciebie nową publiczność. Jak myślisz, dlaczego młodzi ludzie nie interesują się już klasyczną muzyką rockową?

Nie mam zielonego pojęcia, jak się zdobywa publiczność i nie wiem, czego się dzisiaj słucha. Kiedy zaczynałem grać, gdy miałem 15 lat, połknąłem rockowego bakcyla i do dziś kocham tę muzykę, bez względu na to, czy jest popularna, czy nie. Większość ludzi tymczasem interesuje się tym, co jest w danej chwili modne. Gazety piszą, że taki lub inny gatunek muzyczny jest dzisiaj na czasie, a wszyscy w to wierzą, bo nikt przecież nie chce być niemodny. Ja się tym jednak nie przejmuję. Ludzie kochają muzykę, którą gram, albo jej nie lubią - innego wyjścia nie ma. O tych, którzy przychodzą na moje koncerty tylko dlatego, bo ktoś im powiedział, że to jest teraz na topie, nie dbam w ogóle, oni się nie liczą. Gram dla tych, którzy kochają rocka.

A nie myślałeś nigdy o takiej płycie, jak "Engines Of Creation" Joe Satriani’ego? Chodzi mi o połączenie klasycznego, rockowego grania, z nowoczesnym brzmieniem, loopami, rytmami charakterystycznymi dla drum’n’bass, techno...

Nie mam pojęcia o czym mówisz! Jestem muzykiem rockowym i słowa, których przed chwilą użyłeś ,są dla mnie obce, nie znam tego języka... Sam posługuję się pojęciami, które należą do języka muzyki rockowej, tylko to kocham grać i tylko tym żyję. Nie analizuję innych gatunków muzycznych, nie interesuje mnie w ogóle ich istnienie. Nie jestem dziennikarzem, ale twórcą. Rock to mój świat i cała reszta mnie nie dotyczy.


Co poradziłbyś młodym gitarzystom, którzy dopiero odkryli instrument, a chcieliby osiągnąć twój poziom?

Przede wszystkim musicie pamiętać, że muzyka to sztuka i muzyka rockowa, bez względu na to, co niektórzy twierdzą, nie jest tu wyjątkiem. A jeśli decydujecie się poświęcić sztuce, czy to malowaniu obrazów, czy graniu na gitarze, musicie słuchać podpowiedzi , które dobiegają was z głębi waszych dusz. Nie ma nic złego w tym, że macie swoich mistrzów, kogoś, kogo naśladujecie, ale musicie pamiętać, by zakończyło się to wyłącznie na inspiracji. Musi nadejść dzień, w którym zaczniecie szukać własnego stylu, zaczniecie mówić własnym językiem. Piękno muzyki i sztuki w ogóle polega na tym, że każdy człowiek ma inny gust i każdy dąży w swojej twórczości do czegoś innego. Moja największa rada dla młodych muzyków brzmi więc - bądźcie oryginalni, grajcie tak, jak podpowiada wam serce. Stwórzcie coś, co należy wyłącznie do was i bądźcie z tego dumni.

Wszystkie ważne zespoły lat 70. i 80. miały w składzie wspaniałego gitarzystę, kogoś, kto miał technikę, styl i osobowość. Tak było w przypadku Van Halen, Scorpions, MSG, Aerosmith, Guns’n’Roses i wielu, wielu innych grup. Dzisiaj zespoły wciąż używają tego samego instrumentarium, ale czas herosów gitary najwyraźniej minął...

Myślę, że rockowa gitara była nadmiernie eksploatowana. Kiedy tylko coś jest modne i przynosi pieniądze, ludzie tacy jak ty - dziennikarze, pracownicy wytwórni płytowych, menedżerowie - wpychają to wszystkim na siłę. Po pewnym czasie następuje efekt, który można by porównać ze zjedzeniem zbyt dużej ilości czekolady. Sama w sobie jest pyszna, ale jeśli jesteś łakomy i zjesz jej za dużo, możesz się rozchorować i potem przez miesiące na nią nie popatrzysz. Muzyka rockowa istnieje ponad 30 lat i w końcu nastąpił moment, w którym przejadła się ludziom. Moim zdaniem najbardziej winne są temu tzw. błyskawiczne kursy gry na gitarze. Dzięki nim każdy mógł zostać wirtuozem, w ogóle nie wkładając w to uczucia. Gra na gitarze została sprowadzona do pustych popisów, do przesadnych fajerwerków, polegających na szybkim przebieraniu palcami. Publiczność szybko znudziła się taką muzyką, a wtedy radiostacje i cała machina muzycznego biznesu przestawiły się na coś innego. To efekt zwany oczyszczaniem. Na jakiś czas muzyka rockowa została zepchnięta w niebyt i tak pozostanie, dopóki ludzie za nią nie zatęsknią.


A może młodzi gitarzyści po prostu nie mają ochoty uczyć się dobrze grać? Po co mam się starać, skoro i tak nie prześcignę Van Halena czy Schenkera...

To prawda! Dzieciaki zawsze buntują się przeciwko temu, co robią ich rodzice. Gra na gitarze zabrnęła w ślepy zaułek, w pewnym momencie liczyło się tylko popisywanie się za wszelką cenę i efekciarstwo, więc młoda generacja muzyków postanowiła zrobić coś całkowicie innego. Kilkunastoletnie dzieciaki zdały sobie sprawę z tego, że nie są w stanie prześcignąć starych wyjadaczy i postanowiły zrobić coś całkowicie innego. Wtedy pojawiła się muzyka rockowa bez solówek. (śmiech) Za parę lat jednak dojdzie do głosu następne pokolenie, które głośno zapyta: Hej, gdzie podziali się ci wszyscy świetni gitarzyści?!

Mówisz, że muzyka rockowa to sztuka. A jak reagujesz, kiedy przychodzi do ciebie menedżer i mówi: Michael, fajnie grasz, ale powinieneś teraz nagrać płytę bardziej przystępną, coś, co ludzie kupią?

Przede wszystkim chciałbym wyjaśnić, że mój menedżer pracuje dla mnie, nie ja dla niego. Każdy muzyk powinien wiedzieć, co i kiedy powinien robić. Nie może pozwolić sobie na to, by menedżerowie czy wytwórnie płytowe, kontrolowały jego życie i podejmowały za niego decyzje, bo to oznacza zwykle początek końca. Dlatego mam własną wytwórnię płytową, a mój menedżer to zatrudniona przeze mnie osoba, której mówię czego potrzebuję i co powinien załatwić.

Podobno pracujesz teraz nad wspólną płytą z Martym Friedmanem?

Tak. Zaczęliśmy nawet ją nagrywać, ale zrobiliśmy sobie przerwę. Ja lada dzień jadę na trasę z MSG, Marty też ma swoje plany, więc przełożyliśmy sesję i wznowimy ją za kilka miesięcy. Nie przygotowujemy żadnych kompozycji, większość materiału zamierzamy oprzeć na improwizacjach, na tym, co podpowie nam chwila. Kiedy nadejdzie odpowiedni czas, zamierzam włożyć w tę płytę całą energię.

Zaangażowałeś się również w nowy zespół, którego nazwa brzmi The Plot. Możesz wyjawić jakieś szczegóły?

The Plot to zespół, który założyłem wspólnie z Petem Way'em [basistą UFO - red.]. Do tego doszła gitarzystka Blare. Trafiliśmy kiedyś z Petem przypadkowo na koncert żeńskiej formacji hardrockowej Betty Blowtorch i gra Blare nas po prostu zafascynowała. Od razu zaproponowaliśmy jej wspólne nagrania i miejsce w naszym nowym zespole. Chciałbym, aby występ The Plot poprzedzał koncerty MSG na naszej następnej trasie, by moi fani mogli poznać ten zespół.


Kto śpiewa w The Plot?

Pete. Zdziwisz się, kiedy usłyszysz jak dobrym jest wokalistą i jak wiele uczucia wkłada w śpiewanie. Muzyka, którą wykonujemy, to mieszanka MSG, UFO, The Rolling Stones i odrobiny punk rocka. Szczególnie Pete ma coś z punkowca i dzięki niemu materiał The Plot będzie dość surowy.

A co z UFO? Trasy koncertowej promującej album "Covenant" nie skończyliście, bo - jak wieść gminna niesie - poważnie pokłóciłeś się z Philem Moggiem. Czyżby oznaczało to koniec zespołu?

Posprzeczaliśmy się z Philem, ale to nie ma nic do rzeczy. Muzyka nie ma nic wspólnego ze stosunkami międzyludzkimi, więc następna płyta UFO na pewno powstanie w 2002 roku. Prawdziwy problem na trasie "Covenant" i powód jej odwołania, to kłopoty zdrowotne Phila, który w pewnym momencie stracił głos. Odzyskał go dopiero niedawno.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas