"Dorastałem ze szwedzkim death metalem"
Hołd dla szwedzkiego death metalu początku lat 90. - tak najkrócej można by określić zawartość "Pleasure Of Consumption", drugiej płyty białostockiej formacji Incarnated, której premierę w barwach wytwórni SelfMadeGod zaplanowano na 9 marca 2006 roku. Jak mówi w rozmowie z Bartoszem Donarskim gitarzysta i wokalista Pierścień, w produkcjach z tamtego okresu czuje się serce, jakie zespoły wkładały w to, co tworzyły i nagrywały. Z czasem to gdzieś zanikło, muzyka stała się bardziej techniczna i wyrafinowana. Na szczęście są jeszcze takie grupy, jak Incarnated, które z muzycznych fascynacji uczyniły własną drogę. Drogę bardzo dobrze znaną i przez wielu wydeptaną, choć z pewnością nie pozbawioną osobliwego uroku, który odszedł gdzieś wraz z minioną dekadą.
Długo nic nie było o was słychać. Od wydania albumu "Human Flesh" mija już szósty rok. Co skłoniło was do powrotu na scenę i spróbowania raz jeszcze?
W sumie nic, ponieważ nigdy z niej nie zeszliśmy. Można powiedzieć, że staliśmy się zespołem bardziej podziemnym. Przez ten cały czas graliśmy próby i koncertowaliśmy. W tym okresie zmienił się trochę skład kapeli, czego wynikiem jest nasz najnowszy album.
Właśnie, skład Incarnated uległ zmianie. Dziś trzon grupy stanowi trzech muzyków. Dlaczego to wszystko tak się pozmieniało?
Tak czasami bywa w życiu. Dużą rolę odegrała tu ingerencja osób szóstych i to było też przyczyną takiego poślizgu w nagraniu i wydaniu nowego materiału. Trzy osoby to wszystko, czego potrzebuje Incarnated. Myślę, że to optymalne rozwiązanie do tego rodzaju muzyki. Po za tym wreszcie dogadujemy się, co do koncepcji tej "sztuki".
Płyta "Pleasure Of Consumption" to muzyczny powrót do początku lat 90., nawiązanie do twórczości takich formacji, jak chociażby wczesny Entombed, Dismember czy Grave. Skąd w was aż tak duża fascynacja tą właśnie odmianą death metalu, tamtymi latami i sceną?
Wtedy, gdy rodził się szwedzki death metal, ja zaczynałem stawiać pierwsze kroki muzyczne. Można powiedzieć, że dorastałem z tą muzyką i mam pewien sentyment do tamtych lat.
W produkcjach z tamtego okresu czuję serce, jakie wkładały zespoły w to, co tworzyły i nagrywały. Z czasem to gdzieś zanikło i muzyka stała się bardziej techniczna i wyrafinowana.
Zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego wciąż wielu z nas czuje tak olbrzymi sentyment do tamtej muzyki? Nie sądzisz, że są to do dziś najlepsze europejskie zespoły deathmetalowe?
Powiem ci, że właśnie odwrotnie. Uważam, że jest nas coraz mniej. Przynajmniej ja się spotykam z takimi opiniami. Ludzie rzadko sięgają już po nagrania z tamtych lat dlatego, że to jest po prostu nie na topie. Ja z tego nie wyrosłem i pewnie tak zostanie. Fakt - to są najlepsze zespoły w Europie!
Choć wasze najnowsze dokonanie powinno przypaść przede wszystkim do gustu fanom szwedzkiego death metalu sprzed ponad dekady, nie zapomnieliście o elementach grindcore'a, pewnym klimacie płyt np. General Surgery. Podejrzewam, że scena grind jest wam nadal bardzo bliska.
Zgadza się. Była i jest bardzo bliska. W twórczości Incarnated staram się połączyć wszystko, co mnie fascynuję i interesuje w muzyce. Naleciałości grind są naturalne i nieuniknione. Wszystko to wiąże się z moimi inspiracjami muzycznymi. General też jest ze Szwecji (śmiech). Moim zdaniem grind jest po prostu mocniejszą odmianą death metalu.
Chyba nadal możemy tu mówić o "Gorephobic Slaughtering Metalu", terminie, który sami lata temu ukuliście. Właściwie, kto wpadł na tę straszną nazwę? Muszę przyznać, że ja się jej nawet trochę boję.
(Śmiech) Dobre. Nie myślałem, że mogę mieć taki wpływ na innych ludzi. Poważnie, "Gorephobic Slaughtering Metal" to był mój pomysł. Myślałem, że to dobre określenie tego, co mamy zamiar robić, ale jeszcze lepsze jest to, że ludzie sami bez niczyjej pomocy określili to mianem "old-school death metal".
Dla mnie to się liczy obecnie. To świadczy o tym, że nasza muzyka jest właściwie odbierana i znana jest geneza naszej twórczości.
Czy nagrywając "Pleasure Of Consumption" staraliście się w pewnym sensie odtworzyć brzmienie starej Szwecji? Czasami ten album brzmi jakby wszedł spod palców Skogsberga w "Sunlight".
Dokładnie o to nam chodziło. Ale to jest dopiero pierwszy krok w tym kierunku. Parę rzeczy jeszcze musimy poprawić, ale już jest blisko. To miłe wiedzieć, że ktoś zauważył to, co robimy i w jakim kierunku idziemy. Wiem, że możemy również zniechęcić niektórych ludzi do siebie takim działaniem, ale trudno, tacy już jesteśmy (śmiech).
Materiał został zarejestrowany już dość dawno temu, bo w styczniu 2005 roku. Jak podejrzewam, sporo czasu zajęło wam znalezienie odpowiedniego wydawcy. Jak trafiliście do SelfMadeGod?
Niestety nie. Z SelfMadeGod Records miałem już przyjemność współpracy pod innym szyldem i wiedziałem na co ich stać. Karol jest poważnym człowiekiem, który wie co robi.
Incarnated po prostu musiało stać w kolejce wydawniczej. Tak już jest w tym biznesie, że zespoły "nowe" muszą czekać na swoją kolej. Osobiście nie narzekam, to był dobry wybór.
Skąd pomysł dodania do albumu trzech starszych kompozycji, wcześnie nie wydanych? W sumie, musze przyznać, że nie gryzą się one jakoś specjalnie z nowym materiałem.
Te trzy utwory przeleżały dobrych parę lat na półce i nie chciałem by się zmarnowały. To był ostatni materiał, jaki nagraliśmy przed poważnymi zmianami personalnymi. Materiał ten nigdy nie został publicznie odtworzony. Moim zdaniem to dobry kąsek dla fanów starej muzy. To jednak Incarnated i nie ma prawa się kłócić z tym, co robimy obecnie.
Tytuł waszej nowej płyty w połączeniu z okładką, na której znajdujemy sporo surowego mięsa, wydaje się uderzać w konsumpcyjny styl życia. Czy poza stylistyką gore, można na tym albumie znaleźć jakieś wyraźniejsze przesłanie?
Żadnych przesłań, żadnych ideologii. Człowiek jest istotą rozumną i tego powinien się trzymać. Okładka pasuje do muzyki, muzyka do okładki i to całe przesłanie. To długa historia (śmiech).
Niebawem wyruszycie w mini-trasę po naszym kraju. Jak to będzie wyglądało?
9 marca jest premiera naszej płyty i z tej okazji zagramy koncert w Białymstoku wraz z Third Degree i paroma lokalnymi zespołami. Dalej jest Chełm, Lublin i Warszawa. Na początek tyle, wkrótce będą następne miasta. Jest sporo miejsc, w których jeszcze nie byliśmy.
Udzielacie się aktualnie w innych zespołach, projektach?
Od prawie roku jestem etatowym basistą Dead Infection. Nie muszę chyba przedstawiać, co to za projekt (śmiech). Reszta zespołu niestety, a może na szczęście nigdzie się nie udziela.
Czy możemy liczyć na to, że wraz z "Pleasure Of Consumption" na trwałe powrócicie na scenę? Mam też nadzieję, że na trzeci duży materiał nie będziemy musieli czekać aż tyle czasu.
Tak też będzie. Jest jeszcze sporo piosenek do zagrania i miejsc do odwiedzenia. Na razie promujemy "Pleasure Of Consumption", ale trwają już prace nad nowym materiałem. Wszystko w rękach SelfMadeGod Records.
Dziękuję za rozmowę.