"Bardziej niż aktorem czuję się raperem"

Will Smith zaistniał w świecie muzyki w połowie lat 80. jako członek duetu DJ Jazzy & The Fresh Prince. Talent muzyczny połączył szybko z aktorskim i przez kilka lat zajmował się przede wszystkim graniem w filmach ("Bad Boys", "Dzień Niepodległości"), od czasu tylko pojawiając się w studio. Za sprawą wydanego w 1997 roku solowego albumu "Big Willie Style" już na dobre gwiazdą muzyki i każde swoje następne wydawnictwo łączył już pośrednio z rolami ("Faceci w czerni", "Bardzo dziki Zachód"). Nie inaczej jest w przypadku jego najnowszego dzieła "Born To Reign", na którym znalazł się utwór "Black Suits Comin'" promujący jednocześnie drugą część filmowych przygód "Facetów w czerni". Przy okazji premiery płyty Will opowiada o zmianach jakie zaszły w jego muzyce, współpracy z grupą producencką TRÂ-KNOX i wyższości muzyki nad filmem.

article cover
INTERIA.PL

Wydajesz właśnie nowy, trzeci w karierze album zatytułowany "Born To Reign". Czym różni się on od poprzednich?

Jest inny od wszystkiego co robiłem wcześniej. Przez cały ten czas zmienia się hip hop, zmienia się też moja muzyka. Tym razem spodziewajcie się usłyszeć wpływy hiszpańskie, rytmy reagge, ale i całe orkiestry i mnóstwo, mnóstwo 'żywych' instrumentów. Na wcześniejszych płytach moje brzmienie tworzyliśmy wyłącznie za pomocą komputera i różnego rodzaju samplerów. Tym razem poszliśmy w zupełnie innym kierunku.

W rezultacie cała płyta zyskała zupełnie nowego wyrazu i jest jakby bardziej dojrzała. Czy to ten efekt chciałeś osiągnąć?

Wiesz, wydaje mi się że to sprawka smyczków. Smyki z syntezatora to w dalszym ciągu tylko smyki z syntezatora - daleko im do wrażliwości i szczerości prawdziwych instrumentów. Orkiestra smyczkowa pojawia się chyba w ośmiu kawałkach z płyty. Z jednej strony brzmi to trochę retro, a z drugiej zupełnie rewolucyjnie!

Wiele wnosi pojawienie się na płycie grupy TRÂ-KNOX.

W którymś momencie podczas komponowania doszedłem do wniosku, że moje pomysły wykraczają daleko poza moje umiejętności. Wibracje, brzmienie jakie chciałem osiągnąć - wszystko to snuło mi się gdzieś po głowie, ale nijak nie wiedziałem co zrobić, żeby z głośnika popłynęło to, co chcę. Jest czymś oczywistym, że istnieją muzycy, którzy potrafią grać na instrumentach sto razy lepiej niż ja i dzięki Bogu nie mam problemów z pogodzeniem się z tym faktem. Dlatego do współpracy zaprosiłem zawodowych muzyków z TRÂ-KNOX, którzy idealnie zrozumieli moje wyobrażenia o tym, co i jak chcę usłyszeć i wyprodukowali wszystko dokładnie tak, jak zrobiłbym to ja. Gdybym umiał (śmiech).

Mieli więc bardzo duży wpływ na płytę od strony muzycznej.

Są niesamowicie utalentowani. Podobnie jak ja, są również aktorami, więc znakomicie pojmują całą koncepcję dramaturgii utworu. Umiejętnie budują punkt kulminacyjny, po to, żeby zaraz do rozładowywać. Dzięki ich doświadczeniu w muzyce i filmie mówimy tym samym językiem, często nawet rozumiemy się bez słów.


Jak znalazłeś tych gości?

Mój kolega Charlie Mack poznał ich kiedyś w Filadelfii, chociaż są z Nowego Jorku. Śpiewali już nawet na moim ślubie z Jadą więc znamy się kawał czasu.

A propos Jady - śpiewa z tobą w "1000 Kisses". To trochę ryzykowne zapraszać do studia swoją ukochaną, ale wasz duet okazał się bardzo udany. Sexy, ale i bardzo rodzinny.

Jada już dawno temu chciała zacząć śpiewać. Od zawsze powtarzała, że potrafi tak samo śpiewać, jak grać, a wiadomo, że jest świetną aktorką. Chyba nawet w wieku 16 lat wydała singla w swoim rodzinnym Baltimore. Kiedy więc zaprosiłem ją do współpracy była bardzo podekscytowana, od razu spodobał jej się nasz kawałek i fakt, że zaśpiewa go razem ze mną. Oboje wczuliśmy się w słowa tej piosenki, więc współpraca przebiegała idealnie.

A dlaczego zatytułowałeś płytę "Born To Reign" (Urodzony do tego, by rządzić)?

Już pierwsze dźwięki "Born To Reign" tłumaczą to, co chciałem powiedzieć. Pomysł polega na tym, że los każdego wcale nie musi być z góry przesądzony. Naprawdę można pokierować swoim przeznaczeniem. Sami możemy decydować, od czego tu jesteśmy, po co się urodziliśmy. A ja się urodziłem do tego, by rządzić! (śmiech)

Jak już mówiłeś, tym razem zdecydowałeś się porzucić samplowanie, ale na płycie są też zapożyczenia z twórczości Gipsy Kings, Kraftwerk czy nawet Luthera Vandrossa. Trochę dziwne zestawienie. Czyżby jedno wielkie, globalne party?

Razem z Jadą słuchamy najróżniejszych gatunków muzyki i dlatego nasze inspiracje są czasami bardzo nietypowe. Rap to w zasadzie muzyka bez muzyki i dlatego chciałem dodać do rymowania zupełnie różne style muzyczne - poszerzać horyzonty, pozostać otwartym na wszystkie wpływy. Na przykład przy piosence "Man In Black" po raz pierwszy występowałem z całą orkiestrą. Na tym mi właśnie zależy - poszerzać granice rozumienia hip hopu.

W ciągu niespełna pięciu lat wydałeś już trzy płyty, co plasuje cię w prawdziwej czołówce najbardziej pracowitych artystów. Jak godzisz nagrywanie muzyki z karierą filmową?

Swoje utwory piszę prawie zawsze i wszędzie, co potem znacznie ułatwia sprawę. Nie wychodzę z wprawy. Nauczyłem się zapisywać wszystkie swoje pomysły i kiedy przychodzi do nagrywania całej płyty, otwieram notes i mogę wybierać do woli. Ogólnie rzecz biorąc, podczas pracy nad nową płytą od początku powstają tak naprawdę może trzy - cztery kawałki.


Przyjrzyjmy się poszczególnym piosenkom na płycie. O czym opowiadasz w "I Can't Stop"?

Jakieś trzy lata temu byliśmy razem z Jadą na wakacjach w Meksyku i prawie przez cały nasz pobyt non stop słuchaliśmy Gipsy Kings. Ta piosenka mówi o tym, co czuję słysząc te rytmy, jakie emocje wzbudza we mnie muzyka Gipsy Kings.

A jak powstał "Black Suits Comin'"? Nie da się ukryć, że to bardzo filmowy kawałek...

"Black Suits Comin'" to pewien eksperyment. Prawdziwa, 'żywa' perkusja, smyki, gitara, kotły i cała orkiestra. W pewnym stopniu zaryzykowaliśmy i teraz nie mogę się doczekać reakcji ludzi na ten kawałek.

A remiks tego kawałka z udziałem Christiny Vidal to kawałek niemal w stylu Chic!

Tak, w tym numerze pojechaliśmy z typowymi old-schoolowymi podkładami rytmicznymi - chodziło nam o coś w stylu brzmienia retro. W ten sposób remiks okazał się zupełnie oddzielnym, niezależnym kawałkiem.

Jest jeszcze kawałek "How Da Beat Goes" w którym wymieniasz nazwiska Russela Crowe i innych hollywoodzkich sław.

Tak, 'Widujecie mnie obok Denzela albo Russa Crowe, ale wiecie że filmy to tak naprawdę tylko triki. I właśnie to kocham!'. Ten cytat pokazuje, że cały czas bardziej niż aktorem czuję się raperem.

Ciekawe, że spora część ludzi uważa że jesteś gwiazdą filmową, która przerzuciła się na muzykę, kiedy tymczasem jest zupełnie odwrotnie!

Swoją pierwsza płytę wydałem w 1986. Ale nic dziwnego, że ktoś kto urodził się w 1991 roku, może tak myśleć.

I ostatni kawałek, który bardzo zwraca na siebie uwagę: "Block Party". O czym opowiada?

To bardzo specyficzny utwór, napisany przez gościa o pseudonimie LES działającego z The Track Masters. Kiedy pierwszy raz miałem okazję go usłyszeć, wywarł na mnie takie wrażenie, jak kiedyś "Summertime". To ciepło i beztroska, jakie w nim słyszę powoduje, że zaraz zaczynam wyobrażać np. wakacje w Filadelfii. Świetny numer.


Przyklejono ci kiedyś ksywkę 'fresh' (świeży). Równie świeżo starałeś się brzmieć na nowej płycie?

Lubię próbować ciągle czegoś nowego. Wiele osób próbuje dopasowywać swoje piosenki do tego, co aktualnie gra się w radiach. Powstało już nawet określenie, że coś jest 'przyjazne radiu'. Kiedy jednak ja zabieram się za pracę nad płytą, idę w zupełnie innym kierunku. Moim celem jest robienie muzyki, która naprawdę wyróżnia się w radiach. Orientacja w aktualnie popularnych trendach w muzyce jest mi potrzeba tylko po to, żeby wiedzieć czego unikać!

Czyli nie interesujesz się modą, jesteś tu po to, by rządzić (ang. - reign)?

Dokładnie tak!

Płyta nagrywana była w Nowym Jorku, New Jersey i Australii.

Powstawała przy okazji moich podróży. Do Australii na przykład pojechałem odwiedzić Jade, pracująca na planie "Matrixa II" i "Matrix III". Ale tam akurat płyta była już kończona, dokładaliśmy tylko ostatnie poprawki.

Potrafisz powiedzieć dla kogo nagrałeś ten album?

Za każdym razem jednym z moich priorytetów jest nagranie płyty, którą rodzice mogliby bez obaw puścić swoim dzieciom i być o nich spokojnymi. To dla mnie bardzo ważne. A jeżeli ktoś doceni przy tym wszystkie inne zalety tego krążka, będzie mi bardzo przyjemnie.

Na podstawie materiałów promocyjnych Sony Music.

import rozrywka
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas