„Najgłośniejszy zespół świata”
Amerykańska grupa Manowar, samozwańczy królowie heavy metalu, mają rzeszę fanów również w Polsce. Od lat wierni raz wypracowanej formule nagrywają płyty, które znajdują tysiące zwolenników na całym świcie – nie tylko dzięki muzyce, również ze względu na ocierający się o kicz image muzyków, będący połączeniem wyjętego spod prawa amerykańskiego motocyklisty i barbarzyńskiego wojownika z krainy fantasy. Z okazji wydania oficjalnej kasety wideo „Hell On Earth Live”, basista grupy, Joey DeMaio znalazł chwilę, by porozmawiać z Jarosławem Szubrychtem.
Czy Manowar to wciąż najgłośniejszy zespół świata?
O tak! Zawsze byliśmy i na zawsze pozostaniemy najgłośniej grającym zespołem na tej planecie! Heavy metal to najwspanialsza muzyka i nigdy nie myśleliśmy o tym, żeby grać cokolwiek innego.
Zanim założyłeś Manowar pracowałeś jako techniczny w ekipie obsługującej koncerty Black Sabbath. Czy to właśnie wtedy połknąłeś metalowego bakcyla?
To były naprawdę wspaniałe czasy! Właśnie wtedy zdecydowałem, że całe swoje życie poświęcę muzyce i założę najgłośniejszy i najciężej grający zespół świata – Manowar.
Do niektórych waszych utworów, m.in. „Defender” z płyty „Fighting The World”, gościnnie udzielił głosu Orson Welles. Czy trudno było namówić go do współpracy?
Mieliśmy naprawdę wiele szczęścia. Okazało się, że Orson Welles uwielbia naszą muzykę, czuje klimat przez nas tworzony i z chęcią zdecydował się nam pomóc. Często prasa pisała o nas negatywnie, ale Orson potrafił dostrzec sztukę w tym, co robimy. Zauważył, że gramy inaczej niż reszta zespołów rockowych i to go zaintrygowało. Jesteśmy bardzo dumni z tego, że mogliśmy z nim współpracować.
Ostatnie dwie płyty Manowar – „Hell On Wheels” i „Hell On Stage” – to albumy koncertowe. Czy to oznacza, że koncerty są kluczem do zrozumienia istoty Manowar, że są ważniejsze niż materiały studyjne?
Myślę, że wszystkie nasze płyty są bardzo ważne. Kiedy słyszysz Manowar, odczuwasz prawdziwego ducha haevy metalu i moc tej muzyki. Odczuwasz to głęboko w duszy. Manowar nie gra zwykłego heavy metalu, takiego jak wiele innych zespołów. Wydaliśmy dwie płyty koncertowe pod rząd, ponieważ oczekiwali tego po nas fani, ci którzy znali nas już z koncertów i ci, którzy nie mogli nigdy nas zobaczyć na żywo, a chcieli wiedzieć, jak wypadamy. Również do fanów należał wybór utworów, które miały trafić na te płyty. Za pośrednictwem naszej strony internetowej i za pośrednictwem fan klubu Manowar zorganizowaliśmy plebiscyt na utwory, które mają znaleźć się na tych płytach.
Czy istnieje jakaś różnica pomiędzy albumami „Hell On Wheels” i „Hell On Stage”? Oczywiście poza listą wykonywanych przez was utworów?
Obie płyty były nagrywane w inny sposób. Istnieje bowiem wiele różnych technik nagrywania płyt koncertowych. Kiedy miksowaliśmy w studiu „Hell On Wheels” nie zadbaliśmy o należytą słyszalność tego, co działo się na widowni. Dlatego na „Hell On Stage” uwypukliliśmy wrzawę, którą słyszymy występując na scenie. Nie mogę jednak powiedzieć, że jeden materiał jest lepszy od drugiego. Ojciec kocha wszystkie swoje dzieci.
Premierę waszego najnowszego wydawnictwa, zatytułowanego dla odmiany „Hell On Earth Live” przesunięto o kilka miesięcy, ponieważ mieliście jakieś problemy z firmą, która zajęła się produkcją kaset wideo. O co poszło?
Poszło o ludzką głupotę, a cóżby innego? Ci durnie nie zdawali sobie sprawy z tego, jak bardzo zależy nam na fanach, nie wiedzieli, że wszystko dokładnie sprawdzamy przed wypuszczeniem tego na rynek. Musimy się zawsze upewnić, że jakość, którą otrzymują nasi fani jest doskonała pod każdym względem. A ci popieprzeni durnie chcieli zmienić poziom nagrania dźwięku kaset wideo, bo doszli do wniosku, że jest za głośno, jak na wideo, które będzie odtwarzane w warunkach domowych. Ja im na to odpowiedziałem – „Pier***cie się!” i zrezygnowałem z ich usług. Później w ten sam sposób zerwałem umowę z dwoma innymi firmami. Nikt nie będzie próbował ingerować w brzmienie Manowar!
Jak się okazuje, kaseta wideo „Hell On Earth Live” musiała przypaść do gustu waszym fanom, bo w Niemczech sprzedaje się lepiej niż teledyski Britney Spears czy Metalliki!
Tak! Pobiliśmy też Whitney Houston i wiele innych gwiazd pop, nie tylko w Niemczech. Trzeba jednak przyznać, że chyba właśnie w Niemczech mamy najliczniejszy zastęp fanów.
Niemały znalazłby się również w Polsce. Szkoda, że nigdy do nas nie dotarliście.
To prawda. Nie graliśmy u was nigdy, bo są ludzie, którym zależy na tym, żebyśmy nie zagrali w Polsce, którzy robią wszystko, żeby nas powstrzymać. Tak samo, jak próbują nas powstrzymać przed koncertami w Rosji, Brazylii i wielu innych krajach. Mimo to, zamierzamy zagrać w Polsce! Kochamy Polskę i chcielibyśmy przyjechać jak najprędzej, musimy tylko znaleźć na miejscu jakiegoś promotora, który umożliwiłby nam to. Moja dziewczyna jest Polską, więc możesz mi wierzyć, jak bardzo chciałbym do was przyjechać.
Lubisz życie na trasie, czy może jest to niemiły obowiązek, konsekwencja tego, że gra się w zespole?
Nie, bracie. Kiedy decydujesz się grać w Manowar to jesteś jak ksiądz, który poświęca swoje życie wierze, albo jak lekarz, który przeznacza swoje życie na ratowanie ludzi. My oddaliśmy nasze życie Manowar i heavy metalowi i nigdy tego nie pożałowaliśmy. Mamy najwspanialszych fanów na świecie. Wiesz co? Inne zespoły otwarcie zazdroszczą nam fanów! Stu fanów innej kapeli jest wartych mniej więcej tyle ile jeden fan Manowar.
Czy powodem tego uwielbienia jest wasza muzyka, czy może wasz stosunek do fanów?
Myślę, że jedno i drugie. Jesteśmy bardzo uczciwi wobec nich i nigdy się nie wywyższamy. Jesteśmy takimi samymi ludźmi jak oni i nasi fani dobrze o tym wiedzą. Pochodzimy z ubogich rodzin i nie zapomnieliśmy trudnej drogi, która doprowadziła nas do tego, czym dzisiaj jesteśmy. To przecież nasi fani uczynili nas królami metalu!
Pozostaje jeszcze kwestia waszego wizerunku scenicznego, który – szczególnie w latach 80. – często krytykowała prasa. Nazywano was cyrkowcami, klaunami...
To po prostu zazdrość. Nigdy nie obchodziły nas takie opinie. Gramy naszą muzykę dla fanów, oni wiedzą, że Manowar to zawsze byli i zawsze będą wojownicy prowadzący krucjatę o zwycięstwo prawdziwego, czystego heavy metalu!
Czy wiesz, co porabia dzisiaj Ross The Boss, który opuścił Manowar jakiś czas temu?
Jasne. Ross założył rodzinę, ma dziecko. Gra też w jakimś zespole, ale nie jest to nic poważnego, nie ma czasu na to, by poświęcić się karierze. Wciąż jesteśmy bardzo bliskimi przyjaciółmi z Rossem, nie dalej jak tydzień temu rozmawiałem z nim przez telefon. Zresztą nadarzyła się ku temu nie lada okazja, ponieważ właśnie remasteruję nasz pierwszy album „Battle Hymns” i chciałem z nim omówić parę szczegółów. Kompaktowej reedycji „Battle Hymns” możecie spodziewać się już niedługo i zapewniam, że brzmienie będzie potężne.
Czy wciąż urywasz wszystkie struny swojego basu na koncertach?
Na każdym koncercie! Co wieczór! Zerwałem ich już tysiące...
Kiedy możemy spodziewać się następnej płyty studyjnej Manowar?
Nie wiem. Kiedy zostanie nagrana. (śmiech) Nie mamy jeszcze żadnych planów dotyczących nowej płyty. W tej chwili skupiłem się na budowie prywatnego studia nagraniowego. Chciałbym, żeby następna płyta powstała właśnie w nim.
Dziękuję za wywiad.
To ja dziękuję, bracie! Chciałbym powiedzieć wszystkim polskim fanom Manowar i zaprosić ich do odwiedzenia naszej strony www.manowar.org albo www.manowar.com, gdzie znajdziecie wszystko, co dotyczy Manowar po najniższych cenach.