Pavarotti śpiewa z playbacku?
Czy Luciano Pavarotti, jeden z najsłynniejszych tenorów na świecie, podpiera się głosem z taśmy podczas swych koncertów? Takie rewelacje ogłosił w nowej książce Herbert Breslin, były menedżer sławnego śpiewaka.

Fani Britney Spears mogli czuć się rozczarowani, gdy podczas trwającego właśnie tournee "Onyx Hotel" ich idolka "śpiewała" z playbacku. Co jednak mają powiedzieć na podobne wieści miłośnicy talentu Pavarottiego?
W książce o niezwykle długim tytule "The King and I: The Uncensored Tale of Luciano Pavarotti's Rise to Fame by His Manager, Friend and Sometime Adversary" (Król i ja: nieocenzurowana opowieść o dojściu do sławy Luciano Pavarottiego, opowiedziana przez jego menedżera, przyjaciela, a czasami przeciwnika) Breslin nie oszczędza swego byłego podopiecznego.
69-letni Pavarotti określany jest tam jako "bardzo piękny, prosty i uroczy chłopak, który zamienił się w zdeterminowanego, agresywnego i cokolwiek nieszczęśliwego supergwiazdora". Autor przedstawia śpiewaka jako rozkapryszone, duże dziecko, które nazywa swych współpracowników "głupkami", zaś swoją drugą żonę, Nicolettę Mantovani, "ulubienicą z mojego haremu".
Dla fanów talentu Pavarottiego najbardziej wstrząsające mogą być jednak wyznania Breslina dotyczące koncertów gwiazdora. Miał on na nich ponoć często zapominać tekstu, upraszczać śpiewane frazy, a kiedy był wyjątkowo zmęczony - nawet posiłkować się głosem z taśmy.
Beverley Humphreys, znana śpiewaczka operowa i jednocześnie prezenterka sieci BBC, wątpi w zarzuty stawiane Pavarottiemu.
"Nagrany glos bardzo różni się od żywego. Ludzie zorientowaliby się. W całej mojej karierze nie spotkałam operowego śpiewaka, który udawałby w ten sposób" - stwierdziła Humphreys.
Herbert Breslin współpracował z Pavarottim ponad 30 lat. Obaj panowie rozstali się w niezgodzie dwa lata temu.
Książka "The King and I..." w Wielkiej Brytanii ukaże się w październiku.