Reklama

Def Leppard i IRA w "Spodku".

W sobotę, 15 listopada, po raz pierwszy w Polsce wystąpiła brytyjska grupa Def Leppard. Koncert słynnej brytyjskiej formacji otworzyła polska formacja IRA. Niestety, koncert przyciągnął do "Spodka" niewielu fanów.

Zastanawiam się, dlaczego wyszedłem z tego koncertu niezadowolony i znudzony... Myślę, że było w tym sporo mojej winy: spodziewałem się występu legendy New Wave Of British Heavy Metal, a nie "zwykłego" zagranicznego zespołu rockowego. Jakoś przez lata nie dopuściłem do świadomości faktu, że Def Leppard nie ma już z tym gatunkiem wiele wspólnego, no ale może po kolei.

Koncert rozpoczął się o dziwo bez jakiegoś poślizgu czasowego i po krótkiej zapowiedzi na scenie pojawił się zespół IRA. Troszkę sceptycznie podchodziłem do pomysłu umieszczenia ekipy Artura Gadowskiego przed legendą brytyjskiego heavy rocka, ale już parędziesiąt minut później byłem innego zdania. IRA poradziła sobie całkiem nieźle ze zgromadzoną publicznością i - co zdziwiło mnie chyba najbardziej tego wieczora - dało się zauważyć, iż sporo osób przyszło tam właśnie dla nich. Na tapetę trochę klasyki, parę nowszych utworów, w sumie bardzo wyrównany koncert. Fani zespołu byli zdecydowanie usatysfakcjonowani.

Reklama

Chwila przerwy, zmiana sprzętu, na scenę wchodzi gwiazda wieczoru. Gwiazda weszła, ale... zabrakło mi tej magii i tego ognia jaki da się wyczuć na koncertach rockowych i metalowych. O ile pozytywnie zaskoczyła mnie oprawa wizualna (świetne światła!), tak totalnie zawiedziony byłem nagłośnieniem: wokal Joe Elliota gubił się i kotłował, momentami nie było słuchać gitar, uciekał bas. W sumie taka nasza polska norma: chyba w dalszym ciągu zbyt dużo wymagam, będąc przyzwyczajonym do zagranicznych koncertów, gdzie nawet klubowe występy na paręset osób mają o trzy poziomy wyższą oprawę techniczną.

Skoro zacząłem już marudzić, to dalej w tym kierunku: publiczność. W sumie spodziewałem się takiego obrotu sprawy, ale puste korytarze, sektory zapełnione "plamkami" ludzi i pusta ponad połowa płyty "Spodka" działały na mnie naprawdę przygnębiająco. A jak wypadł sam Def Leppard? Z rozmów z przyjaciółmi wnioskuję, że dobrze lub bardzo dobrze: poleciała mieszanka utworów starych, znanych z "Pyromanii" czy "Hysterii", jak i trochę komercyjnej papki jaka znalazła się na ostatnim krążku Leopardów.

A dlaczego muszę wnioskować, a nie stwierdzić zdecydowanie, że występ mi się podobał? Tak jak wspomniałem na początku, nastawiłem się na występ legendy brytyjskiego heavy metal rocka, a trafiłem na występ komercyjnej grupy parającej się miękkim brit rockiem. Występ bez wątpienia profesjonalny, widać, że zespół zarabia w ten sposób na chleb nie od wczoraj. Ale gdzie ta magia, ta dzikość, gdzie ten rock and roll!? Chociaż chwila, moment! Nie było tak źle, ta relacja wcale nie powinna mieć negatywnego wydźwięku. Powiem tak: koncert był dobry. Po prostu.

(tekst: Bart Gabriel)

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Def Leppard | Wielka Brytania | koncert | Ira | def
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy