Przewodnik rockowy. Manu Katché: Wirtuoz bębnów

Jerzy Skarżyński (Radio Kraków)

Uwaga! Drodzy jazz-fani Manu Katché. Ponieważ ten tekst piszę jako "Przewodnik rockowy", to większą część poniższej pogawędki poświęcę jego duetom z tuzami rock'n'rolla.

Manu Katché zapraszany jest do współpracy przez czołówkę pop-rocka i jazzu - fot. Francois Durand
Manu Katché zapraszany jest do współpracy przez czołówkę pop-rocka i jazzu - fot. Francois DurandGetty Images/Flash Press Media

To nieco zakrawa na zbieg okoliczności. Otóż na przestrzeni ostatnich tygodni, do mojej świadomości trzykrotnie "zapukał" muzyk, który jest znakomitym wirtuozem, ale trudno go zaliczyć do gwiazd w potocznym rozumieniu tego określenia. Oczywiście znawcy ambitnego rocka oraz jazzu jego imię i nazwisko znają doskonale, ale "zwykli" zjadacze przebojów, raczej nie wiedzą, kto zacz? A zatem - na razie telegraficznie - Manu Katché to jeden z najlepszych perkusistów świata, ale muzyk o innych walorach niż "monstra" pokroju Johna Bonhama (Led Zeppelin), Stewarta Copelanda (The Police), Neil Peart (Rush), Iana Paice'a (Deep Purple), Carla Palmera (Emerson, Lake & Palmer), Mike'a Portnoy'a (przez lata podpora Dream Theater), Cozy'ego Powella (m.in. Rainbow, Whitesnake, Black Sabbath) i kilku innych gigantów. Katché to raczej mistrz ujawniający swoją klasę poprzez nienachalne granie rzeczy maksymalnie wyrafinowanych, a więc pałker z kręgu Billa Bruforda (m.in. Yes, King Crimson, Asia), Michaela Gilesa (King Crimson), Andy'ego Newmarka i nielicznych im podobnych.

Natomiast, co do owego trzykrotnego zaistnienia w mojej codzienności, to raz - niedawno, wreszcie po ponad 25 latach oczekiwań, na oficjalnym Blue-Ray'u i DVD, ukazała się relacja pamiętnego (kiedyś opublikowano go na kasetach video) koncertu Petera Gabriela w Atenach w 1987 r. A nasz dzisiejszy bohater był właśnie wtedy bębniarzem zespołu Gabriela. Dwa - tu też Manu przypomniał mi się za sprawą Petera. Otóż właśnie teraz trwa specjalne tournée tego drugiego, które w swojej głównej części przypomina najpopularniejszy album wokalisty - krążek "So". A ponieważ ową płytę nagrywał z nim Manu Katché, to nic dziwnego, że został poproszony o wsparcie tej trasy. No i jest jeszcze ten trzeci, tak naprawdę najważniejszy powód, dla którego stukam teraz po klawiaturze - jego 55. urodziny!

Manu Katché urodził się 27 października 1958 roku w Saint-Maur-des-Fossés, we Francji. Jego mama była Haitanką, a tata pochodził z Wybrzeża Kości Słoniowej. To wyjaśnia niezwykłość jego rysów i kolor skóry. Swoje dziecięce lata Manu spędzał na przedmieściach Paryża, lecz w przeciwieństwie do większości jego mieszkających po sąsiedzku kolegów nie szwendał się po blokowiskach, nie chuliganił i nie brał udziału w bardzo tam częstych rozróbach, lecz od ósmego roku życia uczył się w szkole muzycznej. Najpierw poznawał sztukę gry na fortepianie, co dało mu wiedzę o tajnikach melodii, a potem... zanurzył się w rytmie. Zasiadł za perkusją! Zmiana instrumentu, nie zmieniła jednak jego stosunku do muzyki, co sprawiło, że już jako 15-latek został jednym z uczniów renomowanego Conservatoire National Superieur de Musique de Paris.

Gdy młody człowiek ma talent, determinację i odpowiednią wiedzę, to nie należy się dziwić, że bardzo szybko zostaje "odkryty" przez innych. W wypadku Manu Katché, za dnia, były to występy ze szkolną orkiestrą, a nocą, udzielanie się w jam-session z francuskimi jazzmanami i artystami łączącymi muzykę etniczną z rozrywkową oraz rockową. Był tak dobry, że mimo młodego wieku, dosłownie z tygodnia na tydzień, zdobył sławę prawdziwego mistrza.

W końcu posypały się najróżniejsze zawodowe propozycje, z których jedna, w jednej chwili, nie tyle zmieniła, co rozpędziła jego życie. Oto dostał szansę grania na powstającej wtedy płycie wielkiego artysty - Petera Gabriela. Nie był to przypadek, bo Peter wciąż (ujawnił to na swoich legendarnych płytach nr III i IV) wtedy fascynował się muzyką afrykańską. No a Manu, dzięki swoim korzeniom, potrafił w fantastyczny sposób łączyć rytmy Czarnego Lądu (po tacie) oraz Karaibów (to po mamie), z tym czego nauczył się podczas studiów i w czasie jamowego improwizowania.

W 1985 r. Manu Katché brał udział w nagrywaniu "So". To jego grę słychać w absolutnych klasykach z tej płyty, ze "Sledgehammer" i "Don't Give Up" na czele. Po wydaniu tego albumu i jego mega sukcesie, wziął udział w promującej go trasie koncertowej. To wystarczyło, aby młodego wirtuoza zauważył cały świat. Zaczęli się też upominać o niego najwięksi. I tak, w następnych latach Katché wziął udział w sesjach do krążków takich gwiazd jak: Sting ("...Nothing Like the Sun", "The Soul Cages", "Brand New Day", "All This Time", "At The Movies", "Sacred Love"); Joni Mitchell ("Chalk Mark in a Rain Storm", "Misses", "The Beginning of Survival", "Dreamland", "Songs of a Prairie Girl"); Loreena McKennitt ("The Book of Secrets", "An Ancient Muse"); Tracy Chapman ("Matters of the Heart"); Tori Amos ("Boys for Pele"); Robbie Robertson ("Robbie Robertson"), Jeff Beck ("Who Else!"); Joe Satriani ("Joe Satriani"); a także wspomógł zespoły: Dire Straits podczas rejestracji płyty "On Every Street" i Simple Minds w trakcie nagrywania "Street Fighting Years". A aby ta lista była jeszcze bardziej imponująca, dorzucę że bębnił także z zespołami i solistami: Tears For Fears, Eurythmics, Bee Gees, Gipsy Kings, Manu Chao, Black Eyed Peas, Gloria Estefan, Youssou N'Dour, Joan Armatrading, Richard Wright oraz Ryuichi Sakamoto.

Tu jeszcze warto zwrócić uwagę, że wielu z tych, którzy zatrudnili go jako sidemena, było tak bardzo zadowolonych z jego usług, że proponowało mu kolejne nagrania. Najlepiej to widać po dyskografii Petera Gabriela, który talent i umiejętności Manu wykorzystał na wszystkich (jeśli czegoś nie przegapiłem) swoich krążkach studyjnych oraz podczas większości tournée.

Drugim - jak uprzedziłem we wstępie - nieco odległym od moich zainteresowań, polem popisu Manu Katché jest jazz. I tu lista jego współpracowników jest równie imponująca. Wspomnę jedynie, że Katché bębnił z zespołem Jana Garbarka (na aż sześciu jego płytach!), z Herbie Hancockiem oraz na słynnej płycie Nigela Kennedy'ego - "Kafka".

A skoro doszedłem do "prawie Polaka (Krakowianina)" - Kennedy'ego, to szybko przeskoczę do innych mistrzów z nad Wisły. I tak, podczas pracy nad swoją drugą płytą autorską ("Neighbourhood"), Manu grał z pianistą Marcinem Wasilewskim, basistą Sławomirem Kurkiewiczem oraz... Tomaszem Stańką.

Dorzucę też, że wziął udział w sesjach do słynnego albumu Anny Marii Jopek - "ID". A skoro przed chwilą wspomniałem o jego krążkach solowych, to na autorską dyskografię perkusisty, składa się 5 długograjów. I tak - pierwszy - "It's About Time", został wydany w 1992 r., a zagrali na nim wspaniali instrumentaliści z ówczesnych formacji Petera Gabriela i Stinga (m.in. Daniel Lanois, David Rhodes, Dominic Miller, Branford Marsalis i David Sancious). W jednym utworze zaśpiewał też sam Gabriel!

O wydanym w 2005 r. "Neighbourhood" już wspomniałem, ale trzeba jeszcze dodać, że obok Polaków udzielał się na niej także sam Jan Garbarek. W następnych latach perkusista wydał jeszcze longplaye: "Playground" (w 2007); "Third Round" (w 2010) i "Manu Katché" (2012). Wszystkie płyty poza pierwszą wydała jedna z najbardziej renomowanych firm fonograficznych na świecie - słynny ECM!

Kończąc, dodam że Manu Katché dał się ostatnio poznać jako (podobno) srogi juror francuskiej wersji "Idola" (sezony 2-5) i że w roli jazzmana odwiedzał Polskę.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas