Nasz Teatr Marzeń

Niedzielny (29 stycznia) koncert Dream Theater w poznańskiej Arenie był już dziewiątą wizytą nowojorczyków w kraju nad Wisłą w ciągu ostatnich 12 lat. Kilka tysięcy polskich fanów zgotowało gigantom progresywnego metalu przyjęcie nie gorsze niż kibice Manchesteru United pupilom z Old Trafford. Przez dwie godziny mieliśmy swój Teatr Marzeń.

W poznańskiej Arenie było kilka tysięcy widzów - fot. Michał Donarski
W poznańskiej Arenie było kilka tysięcy widzów - fot. Michał DonarskiINTERIA.PL

Impreza rozpoczęła się jednak z godzinnym opóźnieniem (co przy sporym mrozie okazało się dość perfidną torturą), przez co nie dane nam było zobaczyć supportującej Dream Theater, amerykańskiej grupy Periphery, specjalistów od tzw. djentu, hasła ukutego przez Meshuggah na określenie odnogi prog metalu o brzmieniu tożsamym z wymową nazwy tego podgatunku. Dalej wszystko poszło już zgodnie z planem.

Program koncertu pokrywał się niemal w całości z tym, co Amerykanie grali do tej pory na skandynawskiej części trasy po Europie, skąd przyjechali do stolicy Wielkopolski, wracając do hali w parku Kasprowicza, na której deskach pojawili się po raz pierwszy w 2005 roku.

Po dobrze już znanym fanom Dream Theater wstępie "Dream Is Collapsing" (z filmu "Incepcja") autorstwa Hansa Zimmera, usłyszeliśmy "Bridges In The Sky", jeden ze sztandarowych numerów z wydanego w połowie 2011 roku albumu "A Dramatic Turn Of Events". Utworów z ostatniej, dobrze przyjętej płyty Dream Theater było zresztą sporo, w tym "Build Me Up, Break Me Down", "On The Back Of Angels" czy "Breaking All Illusions", którym zakończyli regulaminową część występu.

Po wyczekiwanych przez wszystkich klasykach w postaci "6:00" z albumu "Awake" (1994) i "Sorrounded" z "Images And Words" (1992), światła reflektorów skupiły się na nowym perkusiście Mike'u Manginim, którego solowe popisy już po raz kolejny - przy sporych owacjach przybyłych - udowodniły, że panująca wśród części fanów trauma po rozstaniu się zespołu ze skądinąd sympatycznym Mike'em Portnoyem, była jedynie chwilowa. Nafaszerowany przeróżnymi perkusjonaliami, wyciągnięty na rusztowaniu zestaw byłego muzyka Annihilator, niczym najnowsza zdobycz przemysłu zbrojeniowego, robił piorunujące wrażenie, podobnie jak kanonady i serie jak z karabinu maszynowego, którymi z precyzją mistrza atakował Mangini.

Nie mniejszy podziw budziły także obrotowe klawisze Jordana Rudessa, wirtuozerska, acz nie mechaniczna gra wychowanków bostońskiego Berklee Collage Of Music, czyli basisty Johna Myunga i gitarzysty Johna Petrucciego - posiadaczom lornetek można był tylko pozazdrościć, oraz ciekawa oprawa sceniczna - trzy sześciany, na których wyświetlano najróżniejsze obrazy i filmy.

Po krótkim powrocie do zamierzchłych czasów z końca lat 80. w formie "A Fortune In Lies", którym rozpoczyna się debiutancki album "When Dream And Day Unite", Amerykanie obdarowali nas dwoma akustycznymi kompozycjami, w tym "The Silent Man" z "Awake", wykonanym przez Petrucciego i - będącego w niezłej formie - wokalistę Jamesa LaBrie w pozycji siedzącej. Na moment zrobiło się dość kameralnie.

Iście atomowo wypadły z kolei połączone "War Inside My Head" i "The Test That Stumped Them All" z longplaya "Six Degrees Of Inner Turbulence" (2002) - jeden z najmocniejszych - dosłownie i w przenośni - akcentów pełnego muzycznych wrażeń wieczoru.

Nieco bardziej liryczna atmosfera powróciła w doskonale znanym wyznawcom Dream Theater, gremialne odśpiewanym "The Spirit Carries On", stanowiącym jedną z pereł niezwykle udanego albumu "Metropolis Part 2: Scenes From A Memory" z końca lat 90. Na aktualnie trwającej trasie po Europie muzycy z Long Island wieńczą koncerty megaklasykiem "Pull Me Under" ("Images And Words") lub żywiołowym "As I Am" z zacnej płyty "Train Of Thought". W Poznaniu podopieczni Roadrunner Records zdecydowali się zagrać na bis ten pierwszy, co wśród kilkutysięcznej widowni spotkało się z oczywistym entuzjazmem. Lepsze podsumowanie koncertu trudno sobie wyobrazić.

Sądząc po zadowolonych minach członków Dream Theater, polska publiczność znów uwiodła ich tak samo jak oni nas. Jubileuszowy, dziesiąty koncert Amerykanów na polskiej ziemi jest więc tylko kwestią czasu. Czekam z niecierpliwością.

Bartosz Donarski, Poznań

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Poniżej publikujemy oświadczenie organizatora koncertu, firmy Rock-Serwis, w sprawie opóźnienia z otwarciem hali Arena w Poznaniu:

"Jako organizatorzy koncertu zespołu DREAM THEATER w poznańskiej Arenie w dniu 29.01.2012 pragniemy bardzo gorąco przeprosić Państwa za narażenie na kilkugodzinne przebywanie na mrozie, związane 1,5h-opóźnieniem w otwarciu bram hali. Decyzja o zezwoleniu na wpuszczanie widzów do hali zawsze leży w gestii kierownictwa zespołu, a nie organizatora czy gospodarza obiektu. Do godz. 20:30 takiej decyzji nie uzyskaliśmy, gdyż wiele wskazywało na to, iż koncert w ogóle się nie odbędzie. Powodem były nie zawinione przez nas problemy techniczne, które staraliśmy się rozwiązać przez cały dzień, co ostatecznie się udało tuż po godz. 20:00. Był to dziewiąty organizowany przez nas koncert Dream Theater w Polsce i nigdy nie przypuszczaliśmy, że kiedyś będzie mogło dojść do takiej sytuacji. Jeszcze raz bardzo przepraszamy, choć wiemy, że żadne słowa nie zrekompensują Państwu niedogodności na jakie zostali narażeni. Może choć w części zrekompensowały je wrażenia z koncertu Dream Theater".

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas