Reklama

Uwaga, prowokacja!

Die Antwoord "Ten$ion", Universal

Południowoafrykańscy hiphopowcy obrzucają słuchacza stekiem nieokrzesania, wulgaryzmów, obsceniczności oraz tanimi i wtórnymi podkładami. W tle aż razi neon z krwistoczerwonym napisem: "Prowokacja".

Dla tych, którzy byli nieobecni na pierwszym i jedynym jak do tej pory koncercie formacji Die Antwoord w Polsce podczas Open'er Festival 2010, warto przytoczyć jeden z finałowych akcentów występu. Tuż przed zejściem ze sceny, drapieżna i słodziutka jednocześnie raperka Yo-Landi Vi$$er postanowiła pokazać publiczności swój - zresztą bardzo zgrabny i kształtny - tyłek.

Reklama

Dlaczego o tym piszę? Bo cała filozofia Die Antwoord opiera się na prowokacji, ale niekoniecznie tej artystycznej, bo często opartej na prymitywizmie, ordynarności i nieprzyzwoitości. Lider formacji Ninja nie ukrywa, że skład to nie zespół muzyczny sensu stricto, a trupa artystyczna wyznającą wymyśloną przez siebie filozofię "zef" i działająca według własnych zasad. Dorzućmy do tego jeszcze plastikowy image oraz specyficzne poczucie humoru, bo to wydaje się być kluczową sprawą dla zrozumienia konceptu "Ten$ion".

Album zaczyna się utworem "Never Le Nkemise 1", w którym Ninja buńczucznie chełpi się, że jest "gangsterem numer jeden", który jest "niezniszczalny". W "Hey Sexy" mamy kolejną dawkę machowskiego prężenia się na granicy bezwstydności. Wreszcie w "Fatty Boom Boom" słyszymy przechwałki o podbiciu Ameryki, a "So What?" opowiada o sławie i pieniądzach. Tytuł "U Wanna Make Ninja Fuck" mówi sam za siebie... Typowe rapowe frazesy, podane w przerysowany sposób, a ich kulminacją jest wers: "Rapuję tak dobrze, bo mam dużego członka".

Trudno uwierzyć, że Die Antwoord wszystkie te bzdury artykułują z przekonaniem i na poważnie. Zwłaszcza że miałem okazję poznać Yo-Landi Vi$$er i Ninję, którzy okazali się być normalnymi i skromnymi ludźmi. Nie zauważyłem żadnych oznak gwiazdorzenia, zgrywania ważniaka czy puszenia się. Natomiast w swoich utworach Die Antwoord zamieniają się w postacie żywcem wyjęte z jakiejś chorej kreskówki, plujące na lewo i prawo wulgaryzmami czy kretyńskimi dowcipami.

Muzyka idealnie podporządkowuje się przyjętej formule. Wykreowany przez Die Antwoord styl nazywany rap-ravem chłonie wszystko, co świeże na scenie muzycznej, jak odkurzacz. Są oczywiście głębokie basy, powracające do łask trance'owe klawisze, wreszcie już trochę wyświechtane plemienne rytmy kuduro. Wszystko to bardzo hałaśliwe, rozbuchane, czasami aż za mocno zahaczające o remizową muzykę taneczną. Ale to też ostatni trend w hip hopie. Szkoda tylko, że na płycie nie ma takiego singla, jak genialne "Enter The Ninja" z debiutanckiego "$o$".

"Ten$ion" to album dla którego obiektywnie trudno znaleźć ciepłe słowa. Ale Die Antwoord przecież na tym zależy. Chcą być przerysowani do bólu, fatalnie beznadziejni, wtórni do potęgi, chamsko wulgarni, tanio prowokacyjni, na siłę skandaliczni i hermetycznie dowcipni. Udało im się, bo "Ten$ion" spełnia wszystkie powyższe kryteria. A że stało się to zgodnie z zamiarem twórców, to należy im się jeżeli nie uznanie, to przynajmniej akceptacja artystycznej ekspresji.

6/10

Czytaj recenzje płytowe na stronach INTERIA.PL!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Die Antwoord | Uwaga! | prowokacja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy