Reklama

Uliczni intelektualiści

Nas & Damian Marley "Distant Relatives", Universal

Nas i Damian Marley pokazali jak łączyć muzyczne światy. Nagrali album dla wszystkich - "ziomali", "rastuchów", ale też tych, którym wystarczy że "radio ładnie gra." Sprawdźcie koniecznie przed występem na Open'erze.

Reggae i hip-hop to dwie różne drogi, którym często przyszło się krzyżować. Tego drugiego nie byłoby, gdyby nie wywodzący się z Jamajki Kool Herc i jego muzyczne eksperymenty ponad podziałami, przeprowadzane za pomocą gramofonów w latach 70. Najbardziej charakterystyczne style rapowania, choćby ten KRS-One'a czy Busta Rhymesa, mają oczywisty karaibski rodowód. Z drugiej strony, dancehall bardzo dużo zawdzięcza nawijaczom z amerykańskich gett.

Reklama

Piękna przeszłość, tyle że dziś słysząc o reggae'owo-rapowej fuzji obawiam się topornej jak reggaeton kooperacji na bazie fascynacji plastikiem, mdłymi wokalistkami, potrząsającymi pośladkami tancerkami, auto-tunem, seksem i bronią. Pewno gdyby "Distant Relatives" było wspólnym projektem Mavado i Tony'ego Yayo, albo Busy Signala z Young Jeezym na tym by się skończyło. Na szczęście to dzieło Damiena Marleya (najmłodszy syn Boba) i Nasira Jonesa. A noszenie tych nazwisk zobowiązuje.

Krążek porywa od początkowego "As We Enter", w którym "Yegelle Tezeta" etiopskiego jazzmana Mulatu Astatke zaadaptowano na przebojową modłę wutangowego "Gravel Pit". Po pierwszych wymianach wersów słychać, dlaczego Nas i Junior Gong chcieli razem nagrać płytę. Łączy ich więcej, niż miłość do pieniędzy. "Uliczni intelektualiści" - przedstawia siebie i kolegę Damian. I nie przesadza. Podczas gdy sam pyta czemu nie umiejąc poradzić sobie z odcyfrowaniem sekretów egipskich piramid lecieliśmy w kosmos, jego kumpel imponuje metaforami sięgającymi choćby... George'a Gershwina. Sporo czasu poświęca się Czarnemu Lądowi, obecnemu też w wielu kawałkach w postaci plemiennych rytmów, afrykańskich chórów i odpowiednio dobranych sampli ("Patience" oparto na "Sabali" niesamowitego malijskiego duetu Amadou & Mariam).

Z dużą przyjemnością obserwuje się spotkanie - słowo zderzenie nie oddałoby charakteru tej kooperacji - dwóch perfekcjonizmów. To jak Marley metodycznie rozpracowuje bardzo hiphopowy, staroszkolny podkład do "Nah Mean" zachwyci niejednego rap-ortodoksa. Słysząc jak manipuluje językiem i nadaje słowom melodię w "Strong Will Continue", trudno nie kiwać pokiwać z uznaniem głową. Z drugiej strony Jones, znany z tego, że werble nigdy nie trzymały go w ryzach, może poszaleć mając do dyspozycji rozbudowane kompozycje, w których jest miejsce na gitarę, klawisz, złożony, podawany w różnym tempie rytm i inspiracje sięgające od roots, przez gospel po pop.

Trzyma je zresztą żelazną ręką. Zapomnijmy o podśpiewującym, zdziwaczałym Nastradamusie. Swym konkretnym, prozaicznym ujęciem tematów równoważy kolegę odpływającego w stronę rastafariańskich symboli i hołdów dla duchowych przewodników. Bez szkody dla wymowy całości - zin "Rub Puls" zauważa, że na stricte reggae'owych albumach jest mniej reggae niż na tym. "Zwycięstwo można znaleźć w prawdzie, tak jak niewinność można znaleźć w młodości" - przyznaje Marley. A "Distant Relatives" to właśnie prawdziwe zwycięstwo. Może nie absolutne - przydałoby się więcej żywych numerów - lecz w żadnym razie pyrrusowe.

8/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Marley | Nas
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy