The Weeknd "Kiss Land". Nieludzka wyspa (recenzja)

Mateusz Natali

Jeśli ktoś jeszcze przed oficjalnym longplayem nazywany bywa nawet "największym muzycznym talentem od czasu Michaela Jacksona" a media wieszczą jeden z ważniejszych debiutów ostatniej dekady, to poprzeczka ustawiona jest naprawdę wysoko. Czy The Weeknd dał radę ją przeskoczyć?

The Weeknd na tajemniczej wyspie
The Weeknd na tajemniczej wyspie 

Większość osób jako główny atut młodego Kanadyjczyka podaje jego niebanalny i tworzący niesamowity klimat wokal. Jednak The Weeknd na tle współczesnej sceny r&b to nie wokal, to pełnokrwista osobowość. Nie znajdziecie tutaj tworzonych przez speców zza biurek miłych i wpadających w ucho piosenek dla radia o miłości, zabawie czy sukcesie. Znajdziecie raczej ich lustrzane odbicie.

Weeknd swoim hipnotyzującym głosem przywodzącym na myśl młodego Michaela Jacksona wciąga słuchacza w świat ludzi zepsutych kasą, świat pełen narkotyków, autodestrukcji i szybkiego seksu pozbawionego uczuć. Świat, który kusi zza szyby a przeraża po wejściu do biznesu od środka. Swoje rozczarowanie prawdziwym obrazem wokalista przedstawiał już na dołączonym do "Trilogy" "Twenty Eight", teraz nie tyle rozwija myśl co na bieżąco przedstawia relację z własnego życia.

A słychać, że mimo młodego wieku (rocznik 1990) jest tym wszystkim coraz bardziej zmęczony, brzmienie z jednej strony wciąga i hipnotyzuje, z drugiej oddaje całą masę negatywnych emocji, które wylewa z siebie Weeknd. Na "Kiss Land" sporo mamy numerów, które na pierwszy rzut ucha brzmią pięknie, melodyjnie, dopiero po wsłuchaniu zauważamy ukryty w nich mrok. I to też wielki plus - umiejętność stworzenia muzycznego obrazu, który słyszymy, czujemy i do którego jesteśmy w stanie się przenieść.

Niektórzy narzekają, że wszystko brzmi tak samo jak na wcześniejszych darmowych albumach i że konwencja Weeknda wyczerpuje się już na debiucie - częściowo mają rację, bo brzmieniowo nie znajdziemy tu czegoś, czego nie byłoby u niego wcześniej, jednak ja odbieram to bardziej jako kontynuację niż powielanie.

Z jednej strony "Kiss Land" to wydawnictwo niesamowicie nastrojowe, tajemnicze i mroczne - sam artysta tytułową wyspę porównywał do przerażającego miejsca przypominającego horror. Idealnie nadające się na wieczorne sesje lub jesienno-zimowe spacery po zmroku. Wydawnictwo wciągające i robiące wrażenie. Z drugiej - przełomu nie ma, a innowacji w stosunku do darmowych albumów również mało, poza tym, że zmieniła się perspektywa, z której młody wokalista postrzega świat. Żeby natomiast unieść ciężar "nadziei R&B" i osoby przywoływanej jako przyszła gwiazda z pierwszego szeregu czy wręcz "następca Michaela Jacksona" Abel Tesfaye musi wyskoczyć trochę ponad ten stan. W końcu parafrazując Spidermana: "Z wielką mocą idzie wielka odpowiedzialność".

The Weeknd "Kiss Land", Universal Music Polska

7/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas