Świetna płyta w cieniu skandali
Sinead O'Connor "How About I Be Me (And You Be You)?", Sonic Records
Naprawdę wielka szkoda, że o Sinead O'Connor pisze się ostatnio dużo, ale tylko z powodu zdrowotnych i osobistych problemów Irlandki.
Trwające zaledwie kilkanaście dni małżeństwo, próby samobójcze, błagania o pomoc za pośrednictwem internetu, wreszcie odwołana trasa koncertowa po Europie... W ostatnich miesiącach życia Sinead O'Connor sporo się działo. Gdzieś pomiędzy doniesieniami o kolejnych problemach artystki, pojawiła się zahukana przez sensacje informacja o nowej płycie wokalistki. Informacja, która nie miała żadnych szans w walce o medialny rozgłos ze skrzętnie relacjonowanymi "skandalami Sinead O'Connor". Przykre to, bo "How About I Be Me (And You Be You)?" to płyta znakomita. Także z tego powodu, że jest do bólu bezpośrednia i szczera.
Co jest atutem "How About I Be Me (And You Be You)?". Zacznijmy od znakomitej formy wokalnej Sinead O'Connor. 45-letnia artystka wciąż czaruje syrenim, perliście czystym głosem, który choć delikatny, to jednak ma upartą energię i nieustępliwą siłę. I to nieważne, czy Sinead wydziera się siarczyście, jak w nowej wersji "Queen Of Denmark" Johna Granta z legendarnych The Czars, czy wycisza słuchacza śpiewem bliskim szeptu, jak w "V.I.P.". Wokal Irlandki od zawsze był jej największym skarbem, a "How About I Be Me (And You Be You)?" to cudownie akcentuje.
Jednak nawet najwspanialszy głos byłby niczym bez dobrych piosenek - tych na płycie jest dziesięć i każda z nich zasługuje na uwagę. Nie ma przestojów, jest różnorodnie i przede wszystkim bardzo przebojowo. Pilotujący album softrockowy singel "The Wolf Is Getting Married" to bardzo nośna rzecz o zaskakująco pogodnym klimacie.
Zresztą już otwierający album "4th and Vine", opowiadający o czterech nieudanych małżeństwach wokalistki i czwórce jej dzieci, zaskakuje nie tylko pozytywnym brzmieniem i nie do końca oczywistymi dla Sinead O'Connor wersami: "Założę różową sukienkę/ I uczeszę włosy/ Pomaluję oczy/ Będę wyglądała naprawdę ładnie". Jak na pogrążoną w depresji osobę, która z założenia niekoniecznie chce przypodobać się mężczyznom, to mocno zastanawiające słowa.
Ale małżeństwa - te przeszłe, teraźniejsze i być może przyszłe - nie są tematem przewodnim płyty. Na "How About I Be Me (And You Be You)?" jest wstrząsający utwór o uzależnionej od heroiny kobiecie ("Reason With Me"), celny kopniak w zmurszałą instytucję kościoła katolickiego i jego pozbawionych refleksji wyznawców-celebrytów ("Take Off Your Shoes" i "V.I.P."), bolesna piosenka poświęcona nieżyjącemu żołnierzowi ("Back Where You Belong"), wreszcie spojrzenie na samą siebie z zaskakująco trzeźwej perspektywy ("I Had A Baby"), w którym to utworze artystka rozbrajająco przyznaje, że "zawsze była szalona". Nietrudno znaleźć osoby, które obiema rękoma podpisałyby tak samodeprecjonującą deklarację Irlandki.
Kiedyś nowa bohaterka sceny alternatywnej, później brzydkie kaczątko muzyki pop, wreszcie - na własne życzenie - artystka zepchnięta na społeczny i kulturalny margines, Sinead O'Connor ponownie zafundowała wszystkim niespodziankę, nagrywając jeden z najlepszych albumów w karierze. Wierni fani wraz poczuciem ulgi, że tym razem nie doszło do artystycznej kompromitacji, otrzymali również kolejny argument w dyskusji na temat: "Dlaczego Sinead O'Connor jest jedną z najwybitniejszych wokalistek w historii muzyki". Bo o tym, że jest najbardziej niepokorną, przekonywać nikogo nie trzeba.
8/10