Big Cyc upomina się o rentę kombatancką czy wraca do korzeni swojego buntu? Ciekawy słuchacz sam osądzi, choć na własną odpowiedzialność. Uspokajam - da się wytrzymać, momenty są.
Właśnie minęło 30 lat od wybuchu stanu wojennego. Big Cyc jak na komendę nabrał rocznicowej powagi. Skiba, miast zwyczajowych humoresek podwyższonego ryzyka, zaserwował słuchaczom poważne słowo wstępne, chcąc przypomnieć, że "kultura niezależna w latach 80. to nie były tylko spektakle w kościołach czy koncerty bardów w salkach katechetycznych".
Dlatego wraz z grupą dotarł do podziemnych, niezależnych nagrań nieznanych szerzej (robotnicy woleli "gwiazdy oficjalnej estrady PRL-u") punkowo-reggae'owych formacji takich jak Miki Mousoleum, Brzytwa Ojca czy Cela nr 3. Wyciągnięto nonkonformistyczne teksty ze śmietnika historii, nadając im nową oprawę. W ten sposób powstał album "Zadzwońcie po milicję".
Jako że to Big Cyc, w zestawie mamy wokal niezasługujący na więcej komplementów niż "donośny", niezbyt błyskotliwe riffy, a do tego niezdrową dawkę punkowej chamówy i ludycznego ska. Ale, ale... Wzorem modnych rockowych zespołów doprawiono hałas elektroniką ("Zomo na Legnickiej") albo przeciwnie, dobrudzono go i dociążono, by prezentował się jak stylowy, mięsisty rock and roll a la Jack White ("Biały Murzyn").
Gdyby temat nie był poważny, można by wręcz sobie zażartować, że czasem człowiek nie jest pewien, czy to jeszcze Cyc, czy już może Kumka Olik. Po co jednak kpić, skoro studyjne, realizacyjno-producenckie wsparcie sprawia, że nawet jamajski kierunek w "Dzikim kraju" wstydu wreszcie nie przynosi.
Tym większa szkoda, że dysonans między przekazem a formą budzi u słuchacza dyskomfort. "Ruski Keczap" brzmi jak niezły kawałek do poskakania dla wiotkich, smutnych i grzywiastych, tylko że coś niezręcznie, gdy w tle wokalista pyta o to "kogo przytnie dziś SB". Liryczna solówka w "Czarnej Wołdze" mogłaby się podobać, gdyby za tytułową Wołgą stała jakaś femme fatale a nie sowieckie czołgi. "Życie za hymn"? Tu pasowałby sarkastyczny Stephin Merritt z Magnetic Fields, ale "sen o wolności" pasować nijak nie chce. Tak jak nie po drodze bardzo interesującej aranżacji "Na straży pokoju" i grepsom pokroju "Czerwoni stoją i nic się nie boją" - szkoda tej muzyki! . Za to "jarociński" refren "Polski" ("To my kultura robotnicza, to my, dzielnice pełne kiczu / to my, te wszystkie polskie chamy / kochamy Cię Polsko, kochamy") sprawdza się odpowiednio.
Wychodzi na to, że "Zadzwońcie po milicję" cierpi z powodu niedostatku tego, co Big Cyc akurat zwykle miał - witalizmu, ostrości, chamskiej siły przebicia. Ot, ironia losu.
5/10
Zobacz teledysk do singla "Polska":