Soundtrack do tego lata

Filip Lenart

The Drums, "The Drums", Universal

Na zmianę hit i wypełniacz, hit, wypełniacz...
Na zmianę hit i wypełniacz, hit, wypełniacz... 

Jak łatwo jest dzisiaj wydać singla i od razu zostać okrzykniętym przez muzyczną prasę odkryciem i nadzieją roku. Potem przez pół roku można nagrywać album, który i tak ma już zapewnione pozytywne recenzje. Potem spokojnie można zbierać plony podczas letnich festiwali, zwłaszcza z przebojem lata na ustach.

Historia jak z bajki, albo majstersztyk promocyjno-reklamowy - sam już nie wiem. Bo z jednej strony nowojorczycy z The Drums piszą świetne melodie i ubierają je w ciekawe brzmienie, będące połączeniem surf rocka z nową falą, ale z drugiej z rezerwą podchodzę do kapel, które nie uzbierały jeszcze materiału na godzinny koncert, a wyskakują z artykułów wszelkich periodyków muzycznych, niczym Doda z okładek pism kolorowych.

No, ale przejdźmy do muzyki. Bo płyta wreszcie została wydana i można się przekonać na własne uszy, jak naprawdę grają The Drums i czy pomysłów wystarczyło na cały album. Zaczynają świetnym "Best Friend", który sprawdza się zarówno jako utwór rozpoczynający płytę, ale też jako wizytówka zespołu i jego brzmienia. Charakterystyczny i nieco zmanierowany wokal Jonathana Pierce'a, dość mocna, ale prymitywna sekcja rytmiczna i bardzo delikatne gitary, brzmiące trochę jak z lat 80., a trochę w klimatach surf.

Jako drugi pojawia się "Me and the Moon", który choć bardziej energiczny i aranżacyjnie bardziej skomplikowany jest idealnym przykładem płytowego wypełniacza. Po nim pojawia się "Let's Go Surfing" czyli pierwszy hit zespołu. Klasyczny wakacyjny przebój, czyli łatwo wpadająca w ucho melodia, trochę pogwizdywania, no i ten tekst: "Hej kochanie, posurfujmy trochę, hej mała, nic więcej się nie liczy". Na Helu, który jest mekką polskiego surfingu, zapewne słychać go już z co drugiej kwatery i każdego pola namiotowego. Dla mnie to zdecydowanie najmocniejszy kandydat na przebój lata!

Niestety, dalsza część płyty układa się mniej więcej tak, jak jej początek - na zmianę hit i wypełniacz, hit, wypełniacz. Przebije pochodzą z wydanych wcześniej singli i epki "Summertime", a wypełniacze pozwoliły nowojorczykom skończyć na płytę. "The Drums" to więc średni album okraszony perełkami. Na szczęście na tyle licznymi, że można przekonać się do całości. Nie wyobrażam sobie, bym nie zabrał tego krążka do samochodu, na wakacyjny wyjazd.

6/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas