Recenzja Sztigar Bonko "Harpagan": Czarne złoto nie najwyższej próby

Krzysztof Nowak

Pamiętacie płytę Sztigara Bonko o wdzięcznej nazwie "Jo Sznupia"? Powinniście, bo był wyjątkowy na tle tego, co dzieje się w naszym rapie. A tegoroczny "Harpagan"? Cóż, to jego sporo gorsza kontynuacja.

Okładka Sztigar Bonko "Harpagan"
Okładka Sztigar Bonko "Harpagan" 

Rzadko, bo rzadko, ale zdarzają się projekty, które nie powinny mieć kolejnej odsłony. Co ciekawe, nie chodzi tylko o klasyki gatunku, lecz także bardzo dobre materiały, które wyczerpały pewną formułę i wszystko, co będzie robione na ich modłę, ugrzęźnie w odtwórczości. Ugrzązł także (chociaż może lepiej powiedzieć - został pod ziemią) "Harpagan" Sztigara Bonko - kontynuatorem niezwykle ciekawej "Jo Sznupii" z 2013 roku.

Na nieszczęście drugiego śląskiego wydawnictwa wytwórni Asfalt Records złożył się nie tylko nieprzeciętny, "gwarowy" debiut. Swoje trzy grosze dorzuciło też "Boom Bap Boogie", czyli wspólna płyta DJ-a Eproma (jego alter ego to Sztigar) i Sensiego. Album ten wziął wszystko co najlepsze ze stylistyki lat 90. i był zarazem przeglądem kadr, jeśli chodzi o tych polskich raperów, którzy nadal pałają miłością do (a jakże) boom bapu. Sam wysoko go oceniłem, bo stanowił piękną ilustrację tego, że można być oryginalnym i to nie tylko wtedy, gdy się kreuje. "Harpagan" zaczerpnął więc górniczy sznyt od "Sznupii" i listę gości z "BBP", niezbyt wiele nowego wprowadzając.

Elementem wyróżniającym, który zdecydowanie podnosi wartość artystyczną całości, jest za to jawne odwoływanie się do grupy Cypress Hill - poczynając od świetnej, follow-up'owej okładki, a na ogólnym zamyśle kończąc. Bonko, drążąc w wyrobisku, nie daje jednak plamy - mimo tego, że po odsłuchu mamy wrażenie, iż gdzieś już słyszeliśmy ten czy inny kawałek, jego specyficzna jazda okraszona wysokim, niekiedy nawet piskliwym głosem, nie męczy, a i czasem trafi się jakiś nośny refren.

Jak już wspomniałem, cypressowskie echa słychać na kilku płaszczyznach. I bardzo dobrze, bo warstwa muzyczna zdecydowanie na tym zyskała. Do klimatu dawnych lat, w który wpisują się hojnie kładzione skrecze, stuki i trzaski, dołożono jeszcze więcej niczym nieskrępowanej energii. Nie wierzcie przy tym gospodarzowi, który mówi: "robię z muzyką to, co chcę i nie ulegam modom". Ulegać nie ulega, ale to wyprodukowane przez niego samego bity grają tu pierwsze skrzypce, a nie na odwrót (takie "Back From Da Grave" to jak dotychczas jedna z najmocniejszych produkcji w tym roku). Szkoda tylko, że na "Harpaganie" znalazło się zaledwie osiem utworów. Jakiś węgielny instrumental na pewno by nie zaszkodził...

Drugi album Sztigara nie dorównał temu premierowemu. Nie mam jednak wątpliwości, że trafi tam, gdzie ma trafić: do tych, którzy szukają odskoczni od standardowego rapu i lubią ciekawostki. Dla nich nie będzie to nieudany sequel, tylko idealne dopełnienie cyklu "back in the days".

Sztigar Bonko - "Harpagan", Asfalt Records

6/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas