Recenzja Moonspell "Extinct": W pogoni za przebojem
Wbrew tytułowi, twórczym zasobom Moonspell daleko do wygaśnięcia. Na "Extinct" Portugalczycy wykorzystują je subtelniej niż na kilku poprzednich albumach. Pozostaje pytanie, czy ponowny kurs na gotycką przebojowość sprosta wymaganiom tych, którym ta flagowa jednostka iberyjskiego metalu kojarzy się z czymś zupełnie odmiennym.
W ostatnich latach Moonspell, podobnie jak ich koledzy po fachu z Tiamat, Paradise Lost czy Samael - czyli równie uznane grupy o tożsamej drodze rozwoju - sięgał po bardziej radykalne środki wyrazu, czego przykłady znaleźć można zarówno na albumach "Memorial" i "Night Eternal", jak i wysoce udanym, retrospektywnym "Under Satanae". Dla tych, którym nazwa Moonspell wciąż kojarzy się z tytułami w rodzaju "Goat On Fire" czy "Opus Diabolicum", przebrnięcie przez "Extinct" łatwe z pewnością nie będzie. Zawartość 11. studyjnej płyty Portugalczyków wskazuje za to, że okres nawiązywania do zamierzchłej przeszłości zespół z Lizbony ma już definitywnie za sobą.
"Historia lubi się powtarzać / I ginąć w ogniu" - śpiewa swoim ciepłym, choć władczym barytonem w otwierającym płytę, obłędnie chwytliwym "Breathe (Until We Are No More)" Fernando Ribeiro, co doskonale przekłada się muzyczną filozofię Moonspell. To jeden z zaledwie kilku prawdziwie metalowych numerów (konkretne riffy i szybkość), które znalazły się na "Extinct". Doskonały czysty śpiew kontrastuje tu z growlingiem w refrenach, a generowane syntetycznie smyczki Pedra Paixao nadają całości nieco symfoniczny sznyt, wybijający się na charakterystyczną cechę tej płyty.
Odwrotną formułę wokalną zastosowano w podobnie intensywnym utworze tytułowym, gdzie to refreny śpiewane są w sposób przywodzący na myśl Petera Steele'a, a w środku pojawia się jedne z wielu zaskakująco rozbudowanych solówek gitarzysty Ricarda Amorima, którego talent w tym względzie bywa czasami najjaśniejszym punktem całej kompozycji (rozkołysany, melancholijny "Domina"). W departamencie mocnych brzmień, to by było na tyle.
Nieśmiałe orientalne inklinacje w "Breathe" wybuchają pełnią bliskowschodniej melodyki w "Medusalem", żwawym gotycko-rockowym numerze, w którym nie trudno doszukać się inspiracji Sisters Of Mercy (z przebojowym drive'em przypominającej podobne zabiegi Tiamat w "Vote For Love").
Skrojony na listy przeboju jest też z pewnością singlowy "The Last Of Us", numer, który jednym jawić się będzie szczytem popowej wręcz melodyjności, drugim - nazbyt tandetnym chwytem poniżej pasa w rywalizacji z love metalem (sic!) Ville Valo i kolegów z H.I.M. Ten sam patent bardziej przekonująco wypada w nie mniej przebojowych, za to bardziej dynamicznych "Funeral Bloom" i "A Dying Breed", znów z dużym wsparciem preparowanych smyczków, których jeszcze więcej pojawia się w całkiem potężnie brzmiącym "Malignia". Syntezatorowe dęciaki przy akompaniamencie swingujących dźwięków fortepianu odnajdziemy zaś w kończącym "La Baphomette". Gitarową melodią rodem z "Desintegration" The Cure zwieńczoną rozmarzoną solówką spod znaku Davida Gilmoura emanuje z kolei oniryczny "The Future Is Dark".
Wyraźne przeniesienie środka ciężkości z metalowej intensywności na zwiewną melodyjność w gęstniejących z każdą minutą oparach gotyckiego rocka zaowocowało płytą, której bliżej do Bolkowa niż norweskiego Inferno Festival. Przy całym kunszcie wykonania, nie wydaje mi się to jednak niczym szczególnie oryginalnym. Twórcze moce nie podlegają dyskusji, sęk w tym, że sposób ich wykorzystania budzi mieszane odczucia, choć z komercyjnego punktu widzenia być może i ma to sens.
Moonspell "Extinct", Mystic
6/10