Recenzja Honorata Skarbek "Puzzle": Ogólnopolski recycling

Paweł Waliński

Bycie celebrytką to ciężki los. Tu trzeba użyczyć twarzy (albo innej części) firmie modowej, tu ogarnąć profil na fejsie, tam zatweetować, zrobić sobie selfie z langoszem, pobłaznować w jakimś show Polsatu... W takim nawale nie zawsze zostaje czas, żeby przemyśleć co się nagrywa.

Honorata Skarbek na okładce płyty "Puzzle"
Honorata Skarbek na okładce płyty "Puzzle" 

I nie jest to żaden hejt. Wręcz przeciwnie. Skarbek pośród blogerek modowych/artystek akurat irytująca jest według mnie najmniej. Czego nie da się powiedzieć o jej muzyce. Z dwóch powodów co najmniej. Po pierwsze: klimat. Jest to n-ty już album, który od konkurencji rozróżnić można najwyżej po barwie głosu wokalistki. Jeśliby słuchać polskiego popu dla tych młodszych, od Eweliny Lisowskiej, po Margaret, czy Dawida Kwiatkowskiego, wydaje się, że wszystkim trzem wymienionym diwom numery pisze dokładnie ta sama osoba.

Tak samo z aranżacją i produkcją. Rozumiem argument, że to przecież ten sam gatunek, arsenał środków wyrazu ograniczony, że przecież nie dodamy growla, czy siedemnastominutowej solówki na gitarze akustycznej. Zgoda. Ale jeśli mamy uzasadnione wrażenie, że gdyby artyści powymieniali się numerami, to by nikt nie zauważył, to chyba jednak coś jest na rzeczy, prawda? Szczególnie, że brzmienia "modne" u nas w tym momencie, na Zachodzie już zastąpiły inne. Więc jest, co zrzynać... Człowiek życzyłby sobie też trochę więcej kreatywności w tekstach, które - mam wrażenie - bez wyjątku są o tym samym.

Druga sprawa, to wokal. Widziałem Honoratę przy okazji występów na jakichś telewizyjnych open airowych hucpach, gdzie śpiewa się ponoć na żywo. Nie mam konkretnego powodu wątpić w to "na żywo", a wokalnie Skarbek radziła sobie przyzwoicie. Tymczasem na płycie ktoś wyraźnie miał produkcyjną biegunkę i ponakładał na jej wokal efekty przeróżne, które efekt (nomen omen) mają taki, że brzmi to jakby chciano coś tu i tam zamaskować. Do samej Skarbek też mam na tej linii zarzut. Śpiewa odrobinę manierycznie i w większości numerów w kółko sprzedaje tę samą emocję. Nie wymagam od niej ani kunsztu wokalnego Planta, ani emocjonalnych wiwisekcji spod znaku Nicka Drake'a, ale na dłuższą metę jest po prostu nudno.

Czym z kolei broni się ta płyta wobec konkurencji? Piosenki są o pół półeczki lepsze. Choć recycling refrenu "Nie powiem jak" w "Damy radę" prędzej śmieszy, niż napawa podziwem. A słysząc "Biegnę" zastanawiałem się, czemu Honey nie wzięła do współpracy Glacy ze Sweet Noise. No, ale generalnie w numerach bardziej dynamicznych, jak choćby "Bomba" (oj, nie nagrywajcie, ludzie, gitar brzmiących jakbyśmy właśnie wkraczali w lata 90., co?) jest niezła energia i kop. Gorzej w balladach brzmiących, jakby pisał je nie człowiek, ale algorytm.

Rozumiem pop, rozumiem mainstream. Rozumiem muzykę producencką. Czego jednak próbują nie zauważyć goście "Dzień Dobry TVN", to fakt, że w takim na przykład UK, młode gwiazdy mainstreamowego popu to dziś częściej twórcy, a nie tylko wykonawcy. Nie mówiąc już o Skandynawii. U nas to zjawisko, póki co, katalizuje alternatywa, ale mam nadzieję, że się to wkrótce zmieni. Wtedy nie wystarczy selfie w toalecie na jakiejś gali, pokazanie brzucha na wakacjach, cmokanie się po pośladkach z Kingą Rusin i dobre układy labela ze stacjami radiowymi. Wtedy - o zgrozo! - trzeba będzie mieć talent.

Honorata Skarbek "Puzzle", Magic Records

4/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas