Rastamania prześladowcza

Ras Luta "Jeśli słyszysz", Prosto

Ras Luta na okładce płyty "Jeśli słyszysz"
Ras Luta na okładce płyty "Jeśli słyszysz" 

Dobre melodie, czytelne, atrakcyjnie wyśpiewane treści, przemyślane aranżacje - to wszystko znajdziemy na debiucie Ras Luty. Osoby uczulone na kaznodziejstwo i choćby odrobinę monotonii powinny jednak spasować.

Ras Luta nigdy nie krył, że klimat modern roots - czyli tradycyjne reggae w nowym, efektownym opakowaniu - interesuje go najbardziej. A wymienione na wstępie zalety to nie wszystko. Luta nagrywał poza granicami Polski, co zaowocowało brzmieniem odpowiednio intensywnym. Nawet ten, kto nasłuchał się o kooperacji z Petem Foxem z legendarnego niemieckiego SEEED, czy austriackimi House Of Riddim (współpracowali m.in. z Chaka Demus'em i Luciano) nie zawiedzie się ani muzyką, ani jakością realizacji. Te chórki, niskie tony, absolutny brak charakterystycznego dla naszych produkcji bałaganu i przeładowania - gratulacje!

Ale skoro już oddałem Lucie co mu się należy, trochę ponarzekam. Sporo linii wokalnych, z tytułowym utworem na czele, wywołuje wrażenie, że słyszeliśmy je już na dwóch płytach jego macierzystej formacji EastWest Rockers. I wówczas pojawia się kolejne odczucie - brakuje wsparcia kolegów, harmonii między głosami, wymieszania klimatów i spostrzeżeń. Może dlatego najlepszym numerem na płycie jest oszczędne, oparte na basie i perkusji "Miasto stoi w ogniu", gdzie style się krzyżują. Mrozu śpiewa brawurowo, Fokus z doskonale radzącym sobie Rahimem nawijają, gospodarz znakomicie dopełnia całości.

Chociaż Ras Luta śpiewa sprawniej niż kiedyś, solowe "H.I.M." z pierwszej płyty EWR pozostaje najlepiej napisanym przez niego tekstem. Do tego poziomu zbliża się co najwyżej w refrenie "Na ulicach". W innych miejscach popada bowiem w rastamanię prześladowczą. Miłość, szacunek - to piękne, serio. Mniejsza o sielankowe wersy "wyglądam przez okno i do ludzi śmieję się, oni widzą, że ich kocham, dlatego kochają mnie", które w polskich warunkach budzą wesołość.

Gdy jednak słyszymy linijki takie jak "król Selassie wskaże palcem winnych, żywy ogień spali ich wszystkich", "zwycięski lew mnie błogosławi, więc żaden poganin, on nie może mnie zniesławić" czy "ogień spopieli tych co się zgięli", włącza się natychmiast bariera antyfanatyczna. Miłowanie poprzez kremowanie nie kojarzy się najlepiej...

Problemem jest również kompozycja płyty. Korzeń korzeniem, niemniej Opolanin pozwolił sobie na parę kawałków wytchnienia. Tak, żeby słuchacz mógł solidnie spocić się na parkiecie i zedrzeć gardło na koncercie. I dobrze. Ale "Jeśli słyszysz" przyspiesza późno, gdy jesteśmy ukołysani na dobre, w dodatku kawałkiem z zupełnie zbytecznym Hemp Gru. Być może ich obecność zaspakaja obsesyjną potrzebę obcowania z "realnymi ludźmi", niemniej warsztat raperów nie pozwala im się odnaleźć na szybkim, słonecznym riddimie. O wizycie Blaska z Fatum Crew ani słowa, bo tylko cudem nie zrujnowała hiciora "Chodź", bujającego niczym "Hotel" Cassidy'ego i R. Kelly'ego. Kiedy parę kawałków później Ras Luta podejmuje próbę zbilansowania swojej kariery, jestem pewien, że robi to za wcześnie. Z solówką również mógł poczekać, nieco ochłonąć, nabrać dystansu, pewne decyzje jeszcze raz przemyśleć.

6/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas