Powiedzmy od razu - w zestawieniu najgłośniejszych debiutantów 2010 roku Janka Samołyka nie sposób pominąć, lecz na podium się nie załapał.
Pochodzący z Wrocławia wokalista i songwriter wydaną w 2009 roku własnym sumptem EP-ką "Don't Think Too Much" rozbudził spore oczekiwania. Cztery kompozycje (trzy z nich, poza tytułową, trafiły teraz na płytę "Wrocław") pokazywały ciekawie brzmiącą dawkę głównie akustycznego indie-popu spod znaku Marka Grechuty, The Beatles i brytyjskiej alternatywy. Szybko przyszły pierwsze sukcesy (wygrana w konkursie "Zagraj na OFF Festival" 2009, finał Konkursu Młodych Zespołów na festiwalu w Jarocinie w 2010 r.) i wreszcie nadszedł pełnometrażowy debiut.
Anglojęzyczne piosenki, które dominują na płycie "Wrocław", pokazują mocną sympatię Samołyka do beatlesowskich klimatów, nawet jeśli są one przefiltrowane przez ich następców z Oasis ("Portrait Of a Drunk Tunesmith"), The Smiths ("Anybody Home?"), a nawet Radiohead (początek "In The Name Of Progression" budzi u mnie nieodmienne skojarzenia z "No Surprises" grupy Thoma Yorka). Rozśpiewany, buzujący ciekawą elektroniką na drugim planie "I Ain't Gonna Give Up (Yet)" udanie nawiązuje do Fab Four z czasów "I Wanna to Hold Your Hand" czy "She Loves You". Wówczas z łatwością Samołyk zamienia Wrocław na deszczowy Liverpool - parasol z okładki jest jak znalazł. Zawadiackie spojrzenie, ironiczny uśmiech - bez problemu odnajdujemy też lekką łobuzerkę rodem z brytyjskiego "Rewolweru i melonika".
Wywołujące ciepłe uczucia polskojęzyczne utwory (przede wszystkim "Zdjęcia", "Wszy") to z kolei Samołyk dobrze obeznany z poezją śpiewaną. Choć muzyk płytę zatytułował "Wrocław", raczej nie odwołuje się do barda swojego miasta - Lecha Janerki, lecz sięga głównie do krakowskich tradycji: z jednej strony Marka Grechuty i Grzegorza Turnaua, a z drugiej Macieja Maleńczuka.
Jako całość "Wrocław" przypomina mi ulubione powiedzonko mojej pani od języka polskiego z liceum: "zdolny, ale leń". Bo płyty słucha się bardzo przyjemnie, niewiele ponad 30 minut mija jak mgnienie oka, ale końcowy efekt jednak trochę rozczarowuje. Samołyk ma talent do układania zgrabnych melodii, szkoda że nie korzysta z niego częściej ("Piosenka o pointach" aż się o nią prosi, "Getting Colder" i "Updating family trees" trochę niebezpiecznie zbliżają się do autoplagiatu). Może na drugiej płycie się uda?
6/10