Pablopavo "Polor". Dancingowe piosenki o życiu (recenzja)
Dominika Węcławek
Pablopavo powraca z polotem i z "Polorem". Trzecią solową płytą udowadnia, że miejska muzyka w jego wydaniu to wciąż doskonale napisane i różnorodnie brzmiące, dobre, choć niełatwe piosenki.
Jeszcze kilka lat temu jego głos kojarzył się przede wszystkim z utworami Vavamuffin, w których to Pablo błyszczał najsprawniejszymi warsztatowo wersami. Jednak, od czasu debiutanckiego solowego "Telehonu" stołeczny artysta pokazuje, że jest przede wszystkim wyjątkowym miejskim bardem. Na szczęście nie rozdaje czerstwych sucharów zdziadziałym gestem, prędzej raczy wyborem lokalnych specjałów odwołując się do najlepszych warszawskich tradycji.
Ma sporo z grzesiukowego awanturnictwa, wiechowego podpatrywania i podsłuchiwania, stasiukowego smutnego realizmu magicznego czy charakterystycznej dla Białoszewskiego zabawy w słowa i skojarzenia. Mało? Dodajmy szczyptę hłaskowego niepokoju i duch Partii z ich piosenkami o niezwyczajnie zwyczajnych zdarzeniach, uczuciach i postaciach. Ale mniejsza o te rozliczne punkty odniesienia, skoro od samego początku do czynienia mamy z samym, bardzo wyrazistym Pablopavo.
Twórca potrafi słać barwne pocztówki z szarej rzeczywistości zaludnionej tymi, o których dziś mało kto mówić chce: bezdomnymi spod rury grzewczej, ćmami barowymi, kochankami z podrzędnych, małomiasteczkowych pizzerii. Jednocześnie nie przesładzając śpiewa pięknie o miłości i choć w "Dancingowej piosence miłosnej" upiera się, że nie umie robić tego tak dobrze, jak najlepsi z najlepszych, to jednak wystarczy się wsłuchać, by poczuć, że to bardziej wrodzona skromność. Wreszcie promowane piękną grą flashową "Koty" są doskonałą piosenką o wiośnie w sercu. Gdzieś tam czai się też jesień, z wiatrem, który się stara i mgłą przez którą trzeba przejść, poczucie przemijania, trochę egzystencjalnych dylematów.
Pablopavo nie mdli i nie nuży nie tylko dzięki zgrabnym tekstom, ale również za sprawą wiernych Ludzików. Ten zespół potrafi świetnie połączyć spójność brzmieniową z eklektycznymi wycieczkami stylistycznymi. Nie trudno znaleźć na "Polorze" przykłady na tę wszechstronność. Mamy nieprzyzwoicie dobrze brzmiącego "Mikołaja", wbijający się w głowę utwór, w którym szorstka, niewesoła pijacka historia sprzedawana jest w opakowaniu na miarę brytyjskiego duetu elektronicznego Disclosure. Jest oszczędna w środkach wyrazu "Wenecja", gdzie sekcja rytmiczna nienachalnie wsparta harmonią i gitarą są tłem dla tego, co najważniejsze - charakterystycznego, smutno wesołego głosu Pawła prowadzącego nas przez meandry pewnej historii miłosnej z niewesołym, jak to często u niego bywa finałem.
"Eleganccy pesymiści" zaczynają się od dwuminutowego instrumentalnego intro z popisami perkusyjnymi, funkującymi akordami gitary ukrytej pod efektami wah wah i przywodzącymi na myśl ścieżkę dźwiękową amerykańskich seriali kryminalnych z przełomu lat 60. i 70., wreszcie dialogiem dęciaków prowadzącym poprzez wyciszenie do wielokolorowej, jazzowej eksplozji dynamicznej, niezwykle energetycznej i rozedrganej muzyki genialnie kontrastującej z tekstem o tym, że "nasze podania zawsze przepadają, nasze uśmiechy krzywo się uśmiechają", a "nasze papierosy zawsze wypalone".
Są tu jeszcze bardziej skoczne i pozornie beztroskie utwory. Taki jest "Bulaj" przypominający o raggamuffinowych korzeniach Pablopavo. Niby nogi same się rwą do tańca, a biodra podrygują, ale opisywana łajba okazuje się dziwnie podobna do Warszawy. Spokojnie, proszę nie obawiać się płyty od stolicy dla stolicy, bo to bardzo uniwersalny album, krojony zresztą pod bardziej wymagającego niż do tej pory odbiorcę, tyle, że mocno osadzony w określonej i namacalnej rzeczywistości. Obrazki malowane na "Polorze" po prostu potrafią budzić skrajne uczucia. Niezależnie już od tego czy chcemy uśmiechać się czy wzruszać, warto posłuchać, by przekonać się, jak dobre mogą być polskie piosenki.
Pablopavo "Polor", Karrot Kommando
8/10
Zobacz teledysk "Dancingowa piosenka miłosna":