Na starych śmieciach
Dominika Węcławek
Morcheeba "Blood Like Lemonade", EMI
Zbłądzili, ale odnaleźli już właściwą drogę- to moja pierwsza refleksja po przesłuchaniu najnowszego albumu Morcheeby. Brytyjskie trio nagrało krążek odwołujący się do ich najlepszych dokonań.
"Blood Like Lemonade" to prezent dla wszystkich, którzy wybaczyli braciom Godfrey takie wolty jak wydane pięć lat temu i bardzo chłodno przyjęte "Antidote". To też nagroda dla tych, którzy wierzyli, że Skye Edwards, obdarzona unikalnym głosem wokalistka, powróci w szeregi zespołu. Bez niej bowiem londyńska grupa straciła wiele ze swego czaru.
Na nowym krążku jest wszystko, za co pokochaliśmy zarówno "Big Calm", jak i "Fragments Of Freedom", a więc albumy, które sprawiły, że Morcheeba na stałe zagościła w play listach rozgłośni radiowych i line-upach letnich festiwali. Słyszymy zatem przede wszystkim cieplutki soul, bezbłędnie połączony z niepokojącym trip-hopem. Do tego miejski folklor, obecny nie tylko w brzmieniach, ale również w tekstach. No i popisowy aranżacyjny rozstrzał.
Bez gitary akustycznej balladowe "I Am The Spring" cierpiałoby na odczuwalny deficyt lekkości i poetyckiego charakteru. Z kolei gramofonowe skrecze są niezbędnym składnikiem utworu tytułowego - mrocznej opowieści o człowieku, który wysysając ze swych ofiar krew jak lemoniadę, sprawiał, że złe duchy krążyły wokoło. Nie tylko w tej piosence, na całym krążku trup ściele się gęsto. Inny, bardzo dobry i frapujący kawałek "Recipe For Disaster" zaczyna się od wersów: "Chcę wiedzieć, czemu na podłodze w mej jadalni leży martwy typ".
"Blood Like Lemonade" sprawdza się w duszne letnie popołudnie, kiedy atmosfera gęstnieje, a burza wisi w powietrzu. Ale to nie tylko klimaty noir. Są też na płycie melodie z jaśniejszą dominantą, jak choćby singlowe "Even Though".
Przez to, że album raczej nawiązuje do starszych nagrań, niż poszukuje nowego, można zarzucić Brytyjczykom regres. Jednak po zespołach takich jak Morcheeba nie należy oczekiwać rewolucyjnych zapędów. Mają nagrywać właśnie takie krążki jak "Blood Like Lemonade"- zgrabne, pełne klasy. Awangardowe ciągotki zostawmy innym.
7/10