Kapela Ze Wsi Warszawa "Uwodzenie": Nie ujdzie na sucho [RECENZJA]

To niebywałe, że czerpiąc z polskiej wsi da się robić muzykę tak elegancką i wysmakowaną, wolną zarazem od pretensji wpisanej w te dwa określenia. Kapela Ze Wsi Warszawa uszlachetnia mazowiecką prowincję. To swojski folklor, który pozwala na dalekie podróże. Na przykład do głębi duszy.

Okładka płyty "Uwodzenie" grupy Kapela ze Wsi Warszawa
Okładka płyty "Uwodzenie" grupy Kapela ze Wsi Warszawa 

Przez ponad dwadzieścia lat istnienia Kapeli ze Wsi Warszawa zmieniło się więcej niż wiele - muzyczne mody, technologiczne możliwości, podejście do natury i historii. W samym zespole wymieniali się członkowie, poszerzano instrumentarium, gdzie indziej szukano inspiracji. Normalna rzecz. Udało się przy tym przez cały ten czas działać na najwyższym poziomie, pracować na markę nad Wisłą i za oceanem.

Kapela - choć przecież nie unika zaangażowania - jest ponad doraźne spory, ponad trendy, często ponad gatunki. Sam nieżyjący już niestety Robert Sankowski z "Gazety Wyborczej" wywiad z grupą zaczął od wniosku, że o jej płycie (chodziło o zapatrzone na północ "NORD") pisze się wyłącznie dobrze. Jeżeli pominąć o niekończący się, akademicki spór o to, co w muzyce folkowej wolno, a czego nie, to trudno nie mieć wrażenia że tak było i tak jest.

Przy poprzedniej płycie, "Re:Akcji Mazowieckiej", impuls twórczy był pod samym nosem, pod nieodległymi strzechami, na przykład w Czarni i Zwoleniu. Z jednej strony wydawał się to ruch na przekór globalizacji i tandetnej egzotyce, której w world music z każdym rokiem coraz więcej. Z drugiej - szansa na spotkanie ze starymi ludowymi mistrzami, którym Kapela dużo zawdzięcza i na których nigdy nie pozostała głucha. Tak jak przełomowa płyta grupy z 2004 roku nazywała się "Wykorzenienie", tak "Re:Akcja..." była ukorzenieniem, a teraz można nawet mówić zakorzenieniu. Nowe wydawnictwo koncentruje się bowiem w sercu Mazowsza, bardzo blisko Warszawy, na Urzeczu. Jej bohaterką jest Królowa Polskich Rzek.

W Dolinie Środkowej Wisły rzeka była wszystkim - żywiła, pozwalała przemieszczać się, handlować, dawała tożsamość, ale też zapobiegała stagnacji. Przy groblach, pod wierzbami, za wiklinowymi płotami rodziły się zarówno tradycje, jak i legendy. I tak jest na tej płycie - konkretnie, a zarazem eskapistycznie, marzycielsko.

Porywają ciągnące się, niezwykle liryczne melodie podane w dużej mierze za sprawą wyrazistych instrumentów smyczkowych (skrzypce, fidel płocka, suka biłgorajska, lira korbowa) i zespolone z ostrymi, śpiewokrzyczanymi wokalami. To wszystko (plus cymbały) to domena trzech pań - trochę jak z Wisłą, biada temu, kto zbyt szybko uwierzy w ich łagodność. Ale też szybko daje znać o sobie głębia bębna, trochę dubowego mułu, groove narzucany przez parę powtarzanych dźwięków basu. Skoro rzeka, to numery muszą płynąć, rwać, mieć nurt. Tak właśnie jest dzięki męskiej części zespołu.

W "Oracji do wody" króluje nastrój, melodia, słowiański żywioł, z kolei "Rzeceńka" to mroczny funk-jazz, w którym rządzi rytm i nawet skrzypce potrafią brzmieć jak didżejski gramofon. Jednak nawet w tych dwóch skrajnie zestawionych na potrzeby tekstu utworach woda tańczy z ogniem, Wenus z Marsem. Posłuchajcie perkusji w tym pierwszym, ja mam skojarzenia niemal trip-hopowe.

W tym drugim chóralne wokale nie wydają się przyszyte i dostawione, to część kompozycji. To chyba w Kapeli najpiękniejsze, że to nie jest spotkanie muzycznych światów, to jeden przekonujący, spójny świat. Ile w tym zasługi stażu, zgrania, prób i koncertów, ile profesury za konsoletą Mariusza Dziurawca? Niech to będzie zawodową tajemnicą.

"Spławiany" mógłby się nazywać brzdąkany, to odpoczynek od wezbranych, zalewających emocji uwolnionych pociągnięciami smyczka; bębnienie jest plemienno-obrzędowe, dęciak mocno zaznacza swoją obecność. "Uwodzenie" stanowi popis - współpracy trąbki ze skrzypcami, koronkowych partii cymbałów, fantastycznego zagospodarowania dołu i góry w utworze. Czuły, bezpretensjonalny poeta Marcin Świetlicki idealnie się w ten świat wpisał deklamowanymi wersami pokroju "Miasto istnieje jeśli tylko ty zechcesz" i "Miasto odpływa, jeśli nie ma cię".

W kawałku tytułowym tekst jest ważny, w "Potopielce" - najważniejszy. Muzyka cichnie oddając mu pole, dzięki czemu możemy wsłuchać się w los demona rzecznego, któremu grzybienie służą za jedzenie, wodna trzcina to jego pierzyna, a rybki są swateńkami. "Chasydzki z Urzecza" dudni się i perli zarazem, znowu też nie sposób nie komplementować trębacza Miłosza Gawryłkiewicza. "Krępiański" stanowi królestwo syntezy - lejącej się, zaczarowującej melodii i uwypuklony bas. Całość wieńczy śliczna, powściągliwa kołysanka, śpiewana delikatnie i z ciepłem, z autorskim tekstem Sylwii Świątkowskiej.

Wymyśliłem sobie, że do recenzji "Uwodzenia" siądę nad Wisłą, ale to było zupełnie niepotrzebne. Główną siłą tej płyty jest to, że pozwala poczuć rzekę na środku betonowej pustyni. Jest przejawem etnograficznej fascynacji, ilustracją do historii konkretnego regionu, a słucha się tego jakby było z innego świata. Kto chce może, opłukać się z trosk i stresów, odważniejszy podpłynąć bliżej wiru, żeby zgłębić tajemnicę. Ręczę, że płyta skomunikuje się niezależnie od stopnia zaawansowania słuchacza. I że niewiele równie dobrej muzyki tej jesieni znajdziecie.

Kapela Ze Wsi Warszawa "Uwodzenie", Karrot Kommando

9/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas