Jazz, dwa, trzy, wejdź do gry
Dominika Węcławek
O.S.T.R. "Jazz, Dwa, Trzy", Asfalt
O.S.T.R. wydaje się nie odkładać mikrofonu choćby na chwilę. Ledwo wyciągnęliśmy z odtwarzacza drugie POE, a już mamy nowy, podwójny album. I to bardzo udany.
Gdyby przetrwanie polskiego hip-hopu zależało od umieszczenia na arce jednego tylko artysty, bez wahania wskazałabym O.S.T.R.'a. Swoją nadproduktywnością i nadkreatywnością mógłby obdzielić setkę innych twórców. "Jazz, Dwa, trzy" to dowód na to, że albo doba twórcy ma 72 godziny, albo opanował tajemny sposób robienia wszystkiego na raz. Mniejsza już o tajniki, ważne, że po słabszych "Złodziejach Zapalniczek" w łódzkiej manufakturze rapowej ilość znów poszła w parze z jakością.
Świetne, dwupłytowe wydawnictwo ma wszystko to, czego oczekuję od dobrego hip-hopu. Po pierwsze treść. Uwielbiam Adama, który rapuje o czymś. Jest po prostu za dobry, by układać łańcuchy stopniowo wytracających sens dygresji czy popadać w abstrakcję. Jego styl, technika i obycie pozwalają przecież na znacznie więcej. I to słychać właśnie na nowym krążku. Jego autor mówi o piciu - "Abstynent" to druga strona medalu, który w ciemnych barwach odmalowywał Pezet. Rozprawia o kobietach - rozczulające "W miłości" trafnie punktuje postawę niektórych pań. Pewnie, acz wciąż z emocjami kreśli swoje osiedlowe reportaże, przez co pełni obrazków z sąsiedzkiego życia "Szpiedzy tacy jak my" z miejsca stali się jednym z moich faworytów, godnym następcą "Bloku" z "Jazzu w wolnych chwilach". W "Dobie" czy "Nie potrzebuję noża" Ostrowski tworzy sobie natomiast konceptualny szkielet, który obudowuje tkanką mocnych wersów. Wers "Nie potrzebuję noża, byś mówił na mnie Ostry" kryje najlepsze ich podsumowanie, zilustrowane doskonałym podkładem opartym na tłustym groovie i uzupełnionym skreczami w wykonaniu Haema.
Zresztą cały "Jazz, dwa, trzy" pełen jest świetnych beatów. Najlepsze hip-hopowe tradycje cięcia niesztampowych sampli prosto z winyli, zyskały dzięki instrumentom oddech, całość uzupełniły zaś popisy turntablistyczne. Jazzujących klimatów nie brak, ale próżno szukać stagnacji czy rozmycia. Z kolei o momenty, w których funkowe breaki wplecione są w ciężkie, brudne podkłady nad wyraz łatwo. To właśnie brzmienie na światowym poziomie i same dobre linijki sprawiają, że płyty słucha się z niesłabnącą przyjemnością.
Dużą frajdą, zwłaszcza dla prawdziwych fanów gatunku jest bonusowe CD z instrukcją do pewnej gry. Jeśli nie znasz historii polskiego rapu, lepiej nie podejmuj wyzwania rzuconego przez łódzkiego rapera i jego kompanów, bo możesz skończyć opity olejem i wódką w mieszkaniu zdemolowanym przez nawalonych ziomków z osiedla. Za to satysfakcja z przejścia wszystkich wyzwań z czystym kontem jest bezcenna.
8/10