Gooral "Better Place" (recenzja): Bigos w klubie

Folklorysty mamy tu mniej niż ostatnio, elektronik rośnie w siłę, ale jedno się nie zmienia: muzyczne fusion Goorala wciąż wywołuje mieszane uczucia.

Okładka albumu "Better Place" Goorala
Okładka albumu "Better Place" Goorala 

Doskonale rozumiem tych, którzy z entuzjazmem skakali w klubie na jego wysokoenergetycznym koncercie, ale również osoby wychodzące zniesmaczone z występu na Nowej Tradycji. Znajdę bez problemu wiele jasnych punktów w dyskografii Psio Crew i na poprzednim, solowym "Ethno elektro", acz zapis woodstockowego show z Mazowszem to najstraszniejsza płyta, jaka mnie w zeszłym roku spotkała.

I tak jak do "Better Place" podchodziłem nie za bardzo wiedząc, co o chłopaku z Bielska-Białej myśleć, tak po osłuchaniu się z tą pozycją wcale nie jestem mądrzejszy.

Jeżeli porównujemy drugi krążek do debiutu, to stylistycznej rewolucji nie ma. Dominują pochodne dubstepu i electro. Zgrzytający czy warczący bas jest zdecydowanie nadużywany i w takim nagromadzeniu irytuje, choć przyznać trzeba, że częściej funkcjonuje jednak jako część kompozycji, niż bezmyślny dodatek.

Nastrojowe "The Place" podszyto trip hopem (tu nieznośny, komarzy dźwięk wiele niestety psuje), "Jasny gwint (Back To The Brightside)" to hiphopowy koszmarek z niedobrą, rapowaną partią, za to dynamiczny, drum'n'bassowy "I Need Better Place" z subtelnym, wpisującym się w ten rytmiczny galmatias śpiewem Wiosny, całkiem się udał. Wydaje się najjaśniejszym punktem płyty, tuż obok "Wondrous Machines". Cóż to jest za barbarzyński utwór - rzeźnicze, monstrualne niskie tony, wysoki, quasi-operowy wokal i ośmiobitowa melodyjka składają się na całość zostawiającą słuchacza ciut wstrząśniętym i bardzo zmieszanym. Gooral wraca do hal, ale tych przemysłowych, gdzie repertuar ma młodzież poniewierać.

Z kolei nawiązujący do garage-house'owego zamieszania "Sentymental" próbuje jakoś wpisać się w trendy i tuszować silne rażenie obcowania z "Better Place" jako pozycją wydaną sporo za późno, gdy to co masowo wobbluje i pika, wydaje się musztardą po obiedzie. Szkoda, że autor nie poszedł trochę dalej - oczyma wyobraźni widzę "Idzie dysc chłopie" pchnięte w strone trapu czy juke'ową wersję "Show Me The Place".

Jako że zbłądziliśmy w stronę syntezatorów i komputerów, nie można zapomnieć, że artysta ma jeszcze drugą, folkową stronę. I o ile przy "Ethno elektro" utyskiwałem na nadmiar przaśnych, góralskich zaśpiewów, tak tu je ograniczono i nie mam z nimi problemu. Przeciwnie, "Pod jaworem (Scapegoat)" jest ładne, zręcznie wyciąga melodię na pierwszy plan, dobrze rozgrywa patos, wokal - czy to w całości wpuszczony na zwrotkę, czy wrzucany później w strzępkach - wkomponowano właściwie. Gorzej wypadają partie skrzypiec, bowiem w "(you are my) Sunshine" czy wspomnianym już "Sentymentalu" potęgują tylko wrażenie obcowania z kakofonią.

Więcej w tym bigosu, niż skoordynowanej, autorskiej wizji. I tu jest problem z tym wydawnictwem, bo choć mamy do czynienia z realizacyjnym krokiem do przodu, większym studyjnym obyciem, to na tym przecięciu żywiołów wciąż coś do końca Gooralowi nie gra. Za to bardzo ryzykowna od początku formuła wyczerpuje się coraz mocniej.

Gooral "Better Place", Kardiogram Tunes

5/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas