Open'er Festival 2022
Reklama

Open'er Festival 2022: Kapryśna pogoda, Twenty One Pilots grający Grechutę i show Years & Years [RELACJA, ZDJĘCIA]

Czwartek na Open'er Festival 2022 przejdzie do historii jako dzień, w którym na Tent Stage działo się tak wiele, że spokojnie można by go wymienić z Main Stage. Głównymi gwiazdami tego dnia byli Twenty One Pilots, Royal Blood, Glass Animals i Playboi Carti. Pod namiotami szaleli natomiast Tove Lo i Years & Years.

Czwartek na Open'er Festival 2022 przejdzie do historii jako dzień, w którym na Tent Stage działo się tak wiele, że spokojnie można by go wymienić z Main Stage. Głównymi gwiazdami tego dnia byli Twenty One Pilots, Royal Blood, Glass Animals i Playboi Carti. Pod namiotami szaleli natomiast Tove Lo i Years & Years.
Twenty One Pilots na Open'er Festival 2022 /Ewelina Eris Wójcik /INTERIA.PL

Choć pogoda z racji zachmurzonego nieba była całkiem przyjemna, to nad uczestnikami od pierwszych chwil wisiało widmo potężnych burz, które miały nadejść w nieokreślonej przyszłości. Na głównej scenie zaplanowano muzyczny koktajl - obok dość "lajtowego" Glass Animals miał pojawić się tajemniczy, a dla niektórych przerażający Playboi Carti

Duet Royal Blood pewnie wolałby występować, gdy zajdzie już słońce, bo ich koncert składający się z numerów z nowej płyty "Typhoons" i starszych, jak "How Did We Get So Dark?" o dziwo nie przyciągnął takich tłumów jak np. Maneskin dzień wcześniej. Pod względem muzycznym był to koncert lepszy na pewno dla tych, którzy nie lubią przerostu formy nad treścią, a zamiast buńczucznej młodzieży, wolą w spokoju posłuchać kawału dobrego rocka. Solo na perkusji zagrane przez Bena Thatchera przypomniało tradycje dawnych występów, gdy skrytym w tle muzykom dawano pięć minut chwały. 

Reklama

Z czasem okazało się, że najciekawsze rzeczy o tej godzinie działy się jednak...na Tent Stage. (MK)

"Wybaczam ja, wybaczcie mi" od Żabsona

To tam fani odśpiewali przed koncertem Żabsona i Young Igiego "Hej Sokoły", a ostatni koncert trasy "Amfisbena" przyciągnął prawdziwe tłumy. "Pracowałem całe życie, żeby tu być" - mówił Żabson. I prędko zaapelował do "pana Open’era" o to, by następnym razem znaleźć się na Main Stage z racji ogromnej liczby osób i braku miejsca. To prawda, koncert zgromadził bardzo dużo oddanych miłośników duetu, którzy znali każde słowo i drop w utworach. Była zabawa pod sceną, czyli "wiertło", a także "Sto lat" zaśpiewane Żabsonowi. 

Nie obyło się bez niebezpiecznych sytuacji, gdy ktoś podczas biegu pod sceną we wspomnianym "wiertle" wywrócił się. Raper apelował do silniejszych, by pomagali słabszym w takich sytuacjach, ale koncert kilkukrotnie był z tego powodu przerywany. Jeden z ochroniarzy miał sugerować Żabsonowi ponowne przerwanie koncertu, gdy ten wskazał mu osobę potrzebującą pomocy. Po zakończeniu zwrotki nie mógł wytrzymać i dość mocno zbeształ pracownika za to, że "nie wywiązuje się z obowiązków". Publiczność reagowała na tę sytuację niemal tak samo żywiołowo jak na "Seksoholika" czy "Kap Kap". Na koniec doszło jednak do wielkiego pojednania, gdy ochroniarze dostarczyli dodatkową wodę dla uczestników zabawy. "Wybaczam ja, wybaczcie mi, wszyscy wybaczmy sobie" - mówił 27-letni raper.

I choć w porównaniu do innych uczestników mocno nie angażowałem się w zabawę, a płyta duetu nie podobała mi się, to był to naprawdę bardzo dobry koncert, a co najważniejsze - bardzo przypadł do gustu fanom. Obserwowałem tylko zachwyty nad przebranymi w kostiumy z okładki raperami, którzy najzwyczajniej w świecie świetnie się bawili. (MK)

Letni Glass Animals i Tove Lo z potencjałem na największe sceny

Po nich nadszedł czas na występ Glass Animals, którzy skontrastowali ciężkie rockowe brzmienia z lekkością, świeżością i dość wakacyjnym klimatem. "Już pięć lat minęło. Jak wspaniale jest być w Polsce" - zachwycał się lider Dave Bayley.

Grupa z Wysp łatwo tego lata nie ma, podobnie jak zresztą inni muzycy - kilka dni temu podczas lotu zagubiono ich bagaż ze sprzętem. Na szczęście zespołowi z Oxfordu nie przeszkodziło to w kontynuacji trasy, na której grają przekrojowy line up, sięgający ich debiutanckiego albumu. W Gdyni zagrali choćby kochany przez polską publiczność numer "Gooey".

Zupełnie inaczej przebiegał natomiast koncert Tove Lo. Szwedka mówiła, że w trakcie lotu zgubiła bagaż ze swoimi strojami, ale zdaje się, że wpadka nie zabiła jej entuzjazmu. Wokalistka i autorka wielu przebojów dała koncert na Tent Stage, jednak już po zbliżeniu się widać było, że powinna dostać slot na głównej scenie. Zarówno że względu na liczbę ludzi, jak i jej przygotowanie - zdecydowanie udźwignęłaby presję. Nie bez powodu zresztą Dua Lipa wybrała ją jako jeden ze swoich supportów na europejskiej trasie, przygotowując miejsce dla kolejnej kobiecej headlinerki.

"Dajecie mi tak dużo energii!" - mówiła rozradowana Tove Lo podczas występu w Gdyni. A publiczność rzeczywiście przyjęła ją bardzo dobrze, śpiewając razem z nią słowa hitów "Cool Girl" czy "Habits". (AN)

Groźby burzy opóźniły Twenty One Pilots

Każdy liczył na to, że pogoda jednak zrobi psikusa i z pewnej burzy, którą zapowiadano nawet w "Alertach RCB", zamieni się w co najwyżej mały deszczyk. Zagrożenie było duże, bo koncert Twenty One Pilots został przesunięty pół godziny, a ze sceny słychać było apele o odsuwanie się od metalowych elementów i barierek. Cud się zdarzył - burza ominęła Open'era! 

Twenty One Pilots byli największym klejnotem line-upu drugiego dnia. Niezliczone rzesze fanów i niespodziewane zwroty akcji na scenie. Nie mogło się nie udać. Początkowo odziani w kominiarki muzycy zespołu wyglądali dość groźnie, niczym skład, który najlepsze lata dawno zmarnował w pace, ale prędko okazało się, że to naprawdę wrażliwe chłopaki. Było "Stressed Out", "Muldberry Street", ale też radosny cover "Bennie and The Jets" i segment, który skradł nie tylko moje serce - zagrane przy żywym ognisku "I Can See Clearly" czy"My Girl", smaczek w postaci zagrywki z "Careless Whisper". Bardzo lubię takie małe elementy, które są jak pogłaskanie po głowie, głaskania więc na koncercie Twenty One Pilots nie zabrakło.

“Przepraszamy za spóźnienie, ale przez burzę myśleliśmy, że koncert się nie odbędzie. Ale udało się i jesteśmy tutaj, a wy z nami!" - mówił Tyler Joseph, wokalista. Repertuar był bardzo eklektyczny i myślę, że łączący wiele rozbieżnych gustów - ukontentowani mogli być fani rocka, radiowego grania, popu, ale też nieco cięższych brzmień. Moje zdziwienie było ogromne, gdy trębacz zagrał nagle... “Dni, których nie znamy". Piękny hołd i puszczenie oka Polakom, którzy momentalnie zaczęli śpiewać refren legendarnej piosenki. (MK)

Years & Years znów w namiocie i Playboi Carti na pożegnanie dnia

Olly Alexander od początku kariery w Years & Years występował w Polsce wielokrotnie i za każdym razem dostawał świetne przyjęcie. Tak było i na Open’erze, gdzie Years & Years pojawiło się już nie jako trio, ale solowy projekt Alexandra. Co nie znaczy oczywiście, że był na scenie sam. To co działo się tam podczas jego występu to jedno z najlepiej wyreżyserowanych i zrealizowanych show tej edycji gdyńskiej imprezy. Czego tam nie było: budka telefoniczna, pochylone łóżko, z którego Alexander śpiewał, kabina udająca obskurną toaletę. A w tle fragmenty klipów i animacje. Do tego kilkukrotnie zmieniane stroje (wrażenie robiły zwłaszcza lateksowe kombinezony) grupa tancerzy i tancerek no i last but not least - świetny chórek.

"Wyglądacie bardzo dobrze!" - komplementował publiczność Alexander. Zwrócił się też do osób LGBTQ zgromadzonych pod sceną. Podkreślił, jak dobrze przyjmowany jest w Polsce. W ramach podziękowania zaserwował zestaw zarówno nowszych, jak i starszych kawałków, tych z debiutanckiego albumu, choćby "Eyes Shut", "Desire" Czy zagrany na koniec "King". Po drodze musiał pojawić się cover piosenki Pet Shop Boys " It's a Sin", wizytówka serialu o tym samym tytule, w którym Olly Alexander gra jedną z głównych ról. Tak jak świetnie oglądało się ten pulsujący występ, tak równie świetnie jest obserwować przemianę Alexandra w coraz bardziej świadomego i zaangażowanego artystę. (AN)

Ostatni akt prezentujący się na Main Stage, czyli Playboi Carti reprezentuje współczesną szkołę rapu i trapu, ale jego występ był naszpikowany krzykiem tak mocno, że początkowo ogłuchłem. Jego performance był pełen gniewu, a wyczuwalne elementy gothic metalu tylko dodawały tajemniczości i tak niezbyt często pokazującemu swoją twarz raperowi. (MK)

Anna Nicz i Mateusz Kamiński, Gdynia

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy