Bobby Womack: Wielkie skandale, wielkie tragedie, wielkie piosenki

We wtorek (4 marca) 70 lat kończy legendarny amerykański wokalista soul Bobby Womack. Artysta znany nie tylko z wybitnego talentu, ale też z niepohamowanej żądzy życia, która mogła skończyć się dla niego tragicznie.

Bobby Womack: Geniusz i skandalista fot. Ian Gavan
Bobby Womack: Geniusz i skandalista fot. Ian GavanGetty Images/Flash Press Media

Uzdolnienie przejawiał od najmłodszych lat, a niektóre historie o jego talencie brzmią wręcz nieprawdopodobnie. Jak na przykład ta o grze ośmioletniego Bobby'ego Womacka na gitarze, która zamiast struny miała... sznurówkę. Ale ponoć to prawda, tak przynajmniej wspominał artysta. Mały Bobby wbrew zakazowi ojca chwycił za jego gitarę i zerwał strunę, którą zastąpiono kawałkiem sznurka. Upiekło mu się tylko dlatego, że ojciec był "zszokowany" skalą talentu syna grającego na popsutym instrumencie.

Ojciec Bobby'ego Womacka potrafił być jednak wyjątkowo surowy. Gdy synowie - było ich pięciu - śpiewający muzykę gospel poinformowali głęboko wierzącego ojca, że za radą menedżera Sama Cooke'a zamierzają zająć się popem, ten wyrzucił ich z domu. Bracia przenieśli się do Los Angeles, gdzie przyjęli nazwę The Valentinos. Bobby miał wówczas 16 lat.

Rosnąca popularność The Valentinos - także za sprawą The Rolling Stones i skomponowanej przez Bobby'ego piosenki "It's All Over Now" - została zastopowana w dramatycznych okolicznościach. Pod koniec 1964 roku opiekujący się zespołem Sam Cooke został zastrzelony, a zdruzgotani bracia Womack postanowili zakończyć działalność zespołu.

Wtedy to po raz pierwszy czarnym bohaterem mediów stał się Bobby, który w zaledwie trzy miesiące po śmierci mentora i przyjaciela poślubił wdowę po Samie Cooke'u. Jak przekonywał w mediach, skontaktował się z Barbarą Campbell tylko po to, by pocieszyć ją po śmierci męża. "Bałem się, że zrobi coś szalonego" - zarzekał się wokalista, który wówczas starał się rozpocząć karierę solową. Bezskutecznie - w dużej mierze z powodu skandalu towarzyskiego. Z przymusu został muzykiem sesyjnym, co zapewniało mu dochód, ale też skazywało na anonimowość. Nie przestawał też komponować.

Małżeństwo Bobby'ego Womacka i Barbary Campbell rozpadło się w 1970 roku, po tym jak żona piosenkarza przyłapała go w łóżku z nastoletnią pasierbicą Lindą, córką Barbary Campbell z poprzedniego związku. Wściekła kobieta miała nawet strzelić do wiarołomnego męża z broni palnej, raniąc go niegroźnie w skórę głowy. Po tym incydencie młoda Linda miała już nigdy nie zamienić słowa z matką, a ojczym musiał wyprowadzić się z domu. Dodajmy, że później córka Barbary Campbell i Sama Cooke'a poślubiła... młodszego brata Bobby'ego Womacka, Cecila.

Nieudane małżeństwo piosenkarza miało także inny tragiczny epilog. W 1986 roku syn artysty i Barbary Campbell - Vincent popełnił samobójstwo mając zaledwie 21 lat. Świat zapamięta go jako chłopaka w pidżamie z okładki albumu Bobby'ego Womacka "Understanding" (1972).

Wróćmy jednak do muzyki. W 1968 roku piosenkarz zadebiutował solową płytą "Fly Me To The Moon", która zawierała pierwszy wielki solowy przebój Bobby'ego Womacka - nową wersję utworu The Mamas & The Papas "California Dreamin'". W tym czasie współpracował również z takimi sławami, jak Sly And The Family Stone czy Janis Joplin. Wokalista był jedną z ostatnich osób, która rozmawiała z piosenkarką tuż przed jej tragiczną śmiercią jesienią 1970 roku.

Prawdziwy sukces przyszedł wraz ze zmianą stylistyki muzycznej na albumie "Communication", który zawierał przebój "That's The Way I Feel About Cha". "Przejście" na stronę rhythm and bluesa, soulu i funku przyniosło zaskakująco dobre efekty, kontynuowane na następnych płytach, m.in. znakomicie przyjętej, wspomnianej już wyżej "Understanding" z singlem "I Can Understand It". W tym czasie Bobby Womack zarzucił amerykańskie listy przebojów takimi hitami, jak "Across 110th Street", "Nobody Wants You When You're Down and Out" czy przede wszystkim "Lookin' for a Love" z repertuaru... The Valentinos.

Sukcesy na listach przebojów nie szły jednak w parze ze szczęściem rodzinnym. O ile odejście z tego świata brata Harry'ego było dotkliwe, to jednak prawdziwym ciosem okazał się śmierć syna Trutha z kolejnego małżeństwa, który zmarł w 1976 roku jeszcze jako niemowlę. Załamany artysta pogrążył się w kokainowym nałogu, z którym zmagał się aż do końca lat 80. W tym czasie piosenkarz wydał wysoko oceniany album "The Poet" (1981) i właściwie zniknął z pola widzenia show-biznesu, przypominając o sobie w połowie lat 90. płytą "Resurrection".

Prawdziwe "zmartwychwstanie" dokonało się jednak za sprawą brytyjskiego wokalisty Damona Albarna, który w 2010 roku poprosił Bobby'ego Womacka, by zaśpiewała w singlu "Stylo" grupy Gorillaz. Piosenka, choć... pozbawiona refrenu, stała się wielkim przebojem, a Bobby Womack znów trafił na czołówki gazet - na szczęście tym razem stricte muzycznych. Współpraca z Brytyjczykiem okazała się tak owocna, że Bobby Womack postanowił nagrać z liderem Gorillaz cały album "The Bravest Man In The Universe" (2012) - pierwszy od wydanego w 1994 roku wspomnianego już "Resurrection" z wyłącznie autorskim materiałem. Album dodajmy, bardzo ciepło przyjęty przez media.

Kiedy wydawało się, że Bobby Womack wreszcie wyjdzie na prostą, znów dała o sobie znać okrutna proza życia. W 2012 roku u artysty zdiagnozowano raka prostaty, a później raka jelita. To nie były jednak jedyne problemy zdrowotne. "W między czasie moje płuca przestały działać i podłączono mnie do specjalnej aparatury. Zapadłem w śpiączkę, z której wybudziłem się dopiero po 10 dniach. Później jeszcze dwukrotnie zachorowałem na zapalenie płuc" - wspominał piosenkarz, którego - według jego słów - "cudem utrzymano przy życiu".

Z okazji 70. urodzin nie wypada nam nic innego, jak życzyć wybitnemu artyście dużo zdrowia.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas