Open'er Festival 2014: Wybieramy najlepszy występ!

Przez cztery festiwalowe dni zobaczyliśmy w Gdyni niejeden porywający występ. Który zasługuje na miano tego najlepszego? Głosujcie!

Publiczność Open'era stanęła na wysokości zadania (fot. Paweł Skraba)
Publiczność Open'era stanęła na wysokości zadania (fot. Paweł Skraba)Reporter

Poza kilkoma rozczarowaniami - jak The Horrors czy MGMT - Open'er Festival obfitował w koncerty, które na długo zostaną w pamięci zarówno artystów, jak i uczestników.

Na dodatek występy te operowały skrajnie różnymi emocjami - od podszytej sentymentem rockowej euforii na Pearl Jam po skupienie, wyciszenie i wzruszenie na Daughter i Lykke Li.

Nie zawiodły pewniaki, wielkie gwiazdy takie jak wspomniany Pearl Jam, a także The Black Keys, Jack White, Faith No More, spory potencjał ujawnili również debiutanci: Royal Blood czy Banks. Więcej niż solidnie zaprezentowali się Polacy. Choć tym razem nie wpuszczono ich na scenę główną, to występy Artura Rojka czy Meli Koteluk i tak zgromadziły tłumy.

Spośród ponad 70 artystów tegorocznego Open'era wybraliśmy 15 koncertów, które naszym zdaniem śmiało mogą ubiegać się o miano najlepszego show tegorocznej edycji. Zapraszamy do głosowania i komentowania!

Nasze typy:

Olek Mika: Pearl Jam

Oczywiście, spodziewałem się, że występ Pearl Jam będzie świetny. Klasa zespołu jest znana, o tym, że grupa ma wierną i fantastycznie reagującą na koncertach publiczność, krążą legendy. Nie przewidziałem jednak, że na największym bodajże open'erowym koncercie poczuję się jak na gigu u kumpli w lokalnym klubie. Nie chodzi o muzyczne niedostatki. Co to, to nie! Do swojego rzemiosła Pearl Jam podchodzi profesjonalnie. Idzie o atmosferę, którą formacja zdołała w Gdyni wytworzyć. Vedder był w znakomitym humorze, interesował się sytuacją widzów - z troską kilkakrotnie zwracał uwagę na bezpieczeństwo pod sceną; czarował konferansjerką, wspominał wizyty w Polsce, ba!, zdołał nawet rozpoznać w tłumie znanych mu z wcześniejszych pobytów nad Wisłą fanów. Repertuar zaś wybrał idealny - z wszystkich etapów kariery. I jeszcze dołożył dwa covery, przy których sam świetnie się bawił. 10/10.

Michał Michalak: Haim

Siostry z Kalifornii zdetonowały scenę namiotową potężnym brzmieniem gitar, co było o tyle niezwykłe, że ich debiutancki album "Days Are Gone" brzmi przecież bardzo miękko; żeby było jasne: to stwierdzenie faktu, nie zarzut. Nie tylko różnica między koncertowym a płytowym brzmieniem Haim sprawiła, że był to koncert pochłaniający od pierwszego do ostatniego taktu. Siostry na scenie emanują niezwykłą energią - z jednej strony dziewczęce, a z drugiej bezczelne, nie tylko w graniu, ale i w gadaniu (tu przodowała zwłaszcza basistka Este). Podczas koncertu w Gdyni nie wiadomo było, na której z sióstr zawiesić wzrok - intensywność, z jaką każda z nich wczuwała się w kolejne utwory była wprost hipnotyzująca. No i mają siostry niezwykłe szczęście, że w ich repertuarze nie ma jednego wyraźnego hitu, na który wszyscy czekają, tylko tych "hitów" jest kilka, co zdecydowanie pomaga w konstruowaniu nieprzewidywalnej setlisty.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas