Open'er Festival 2014: Wybieramy najlepszy występ!
Przez cztery festiwalowe dni zobaczyliśmy w Gdyni niejeden porywający występ. Który zasługuje na miano tego najlepszego? Głosujcie!
Poza kilkoma rozczarowaniami - jak The Horrors czy MGMT - Open'er Festival obfitował w koncerty, które na długo zostaną w pamięci zarówno artystów, jak i uczestników.
Na dodatek występy te operowały skrajnie różnymi emocjami - od podszytej sentymentem rockowej euforii na Pearl Jam po skupienie, wyciszenie i wzruszenie na Daughter i Lykke Li.
Nie zawiodły pewniaki, wielkie gwiazdy takie jak wspomniany Pearl Jam, a także The Black Keys, Jack White, Faith No More, spory potencjał ujawnili również debiutanci: Royal Blood czy Banks. Więcej niż solidnie zaprezentowali się Polacy. Choć tym razem nie wpuszczono ich na scenę główną, to występy Artura Rojka czy Meli Koteluk i tak zgromadziły tłumy.
Spośród ponad 70 artystów tegorocznego Open'era wybraliśmy 15 koncertów, które naszym zdaniem śmiało mogą ubiegać się o miano najlepszego show tegorocznej edycji. Zapraszamy do głosowania i komentowania!
Nasze typy:
Olek Mika: Pearl Jam
Oczywiście, spodziewałem się, że występ Pearl Jam będzie świetny. Klasa zespołu jest znana, o tym, że grupa ma wierną i fantastycznie reagującą na koncertach publiczność, krążą legendy. Nie przewidziałem jednak, że na największym bodajże open'erowym koncercie poczuję się jak na gigu u kumpli w lokalnym klubie. Nie chodzi o muzyczne niedostatki. Co to, to nie! Do swojego rzemiosła Pearl Jam podchodzi profesjonalnie. Idzie o atmosferę, którą formacja zdołała w Gdyni wytworzyć. Vedder był w znakomitym humorze, interesował się sytuacją widzów - z troską kilkakrotnie zwracał uwagę na bezpieczeństwo pod sceną; czarował konferansjerką, wspominał wizyty w Polsce, ba!, zdołał nawet rozpoznać w tłumie znanych mu z wcześniejszych pobytów nad Wisłą fanów. Repertuar zaś wybrał idealny - z wszystkich etapów kariery. I jeszcze dołożył dwa covery, przy których sam świetnie się bawił. 10/10.
Michał Michalak: Haim
Siostry z Kalifornii zdetonowały scenę namiotową potężnym brzmieniem gitar, co było o tyle niezwykłe, że ich debiutancki album "Days Are Gone" brzmi przecież bardzo miękko; żeby było jasne: to stwierdzenie faktu, nie zarzut. Nie tylko różnica między koncertowym a płytowym brzmieniem Haim sprawiła, że był to koncert pochłaniający od pierwszego do ostatniego taktu. Siostry na scenie emanują niezwykłą energią - z jednej strony dziewczęce, a z drugiej bezczelne, nie tylko w graniu, ale i w gadaniu (tu przodowała zwłaszcza basistka Este). Podczas koncertu w Gdyni nie wiadomo było, na której z sióstr zawiesić wzrok - intensywność, z jaką każda z nich wczuwała się w kolejne utwory była wprost hipnotyzująca. No i mają siostry niezwykłe szczęście, że w ich repertuarze nie ma jednego wyraźnego hitu, na który wszyscy czekają, tylko tych "hitów" jest kilka, co zdecydowanie pomaga w konstruowaniu nieprzewidywalnej setlisty.