"Siedem grzechów głównych" frontmana Slipknot

"Siedem grzechów głównych - wrodzone zło czy zniszczone dobro" - to tytuł osobliwej w formie i treści, pierwszej autobiograficznej książka Coreya Taylora, frontmana amerykańskich grup Slipknot i Stone Sour, z których obie cieszą się zasłużonym, międzynarodowym sukcesem.

Corey Taylor napisał autobiografię - fot. Michael Kovac
Corey Taylor napisał autobiografię - fot. Michael KovacGetty Images/Flash Press Media

Bestseller "New Your Timesa", na kartach którego doświadczony życiowo Taylor dokonuje błyskotliwej dysertacji popełnianych przez siebie grzechów, trafi do polskich księgarń w piątek, 11 października. Tylko w INTERIA.PL możecie zapoznać się z obszernym fragmentem rozdziału pierwszego.

"Jak było na początku - albo jak pokochałem sufitowy wentylator"

Imprezy zawsze zaczynały się w kinie. Robiliśmy zrzutę, kupowaliśmy tyle gównianego alkoholu, ile tylko zdołaliśmy i uderzaliśmy na jakiś dom, który zaopatrzony był w przytulny kąt, jakieś radio i kompleksowe ubezpieczenie. Tamtej nocy udało nam się wystarać o schronienie pod postacią szablonowego, piętrowego domu z trzema sypialniami i dwoma łazienkami na przedmiejskim piekle znanym jako West Des Moines. Wtedy, jak to mawiają, zaczęła się jazda. Do dzisiaj ludzie to, co nastąpiło, określają mianem Pamiętnej Nocy.

Pierwsze kilka godzin pamiętam jak przez mgłę: kolejki Jagera, wymiotowanie, skakanie na przejeżdżające samochody, następne kolejki Jagera, palenie na kanapie, mimo zakazu palenia wewnątrz, i jeszcze więcej kolejek Jagera... Noce, których nie pamiętacie, zawsze rodzą historie, których nie zapomnicie. Chwila ciszy przerywająca ryk szaleństwa pozwoliła mi złapać oddech.

Znalazłem się w garażu, paląc papierosa, odmrażając sobie tyłek na niewygodnym, metalowym, składanym krześle usytuowanym na betonowej posadzce. Dochodziłem do siebie, łapałem przysłowiowy wiatr w żagle, co działo się zwykle po tym, jak wyrządziłem najwięcej szkód. Opary alkoholu rozstępowały się, dając szansę zabłysnąć pomysłowości. Upajałem się tą chwilą, na tyle trzeźwy, by móc ją docenić i na tyle pijany, by nie przywiązywać do niej za dużej wagi. Później nauczyłem się, że trzeba żyć tymi chwilami, a nie dla nich. Jeśli koncentrujecie się na nich zbyt mocno, przelecą obok was. A jeśli nie wnikniecie w nie odpowiednio, będziecie tego żałowali. Tak więc kontemplowałem ją, ale niezbyt intensywnie. Dopiero się rozkręcałem.

Zobacz koncertowe szaleństwa zamaskowanego Slipknot w teledysku "The Blister Exists" z 2006 roku:

Wierzchołek trójkąta

Jak się okazało, w tej samej chwili do garażu weszła kusicielka. Na potrzeby naszej historii nazwiemy ją Beth. Była ognistooką łotrzycą o kruczoczarnych włosach, lubiła ubierać się na czarno i trzepotać mocno pocieniowanymi powiekami. Jej feromony krzyczały pożądaniem i flirtowaliśmy ze sobą od tygodni.

Beth wśliznęła się powoli przez drzwi i stanęła na szczycie schodów prowadzących do garażu. Gdy na nią spojrzałem, powiedziała coś cicho i uwodzicielsko. Będąc na innej orbicie wypaliłem:

- Co?

- Zapytałam "co robisz" głuptasie? - W jej oczach płonęła intryga i tajemnica. Coś kiełkowało w jej umyśle i, na Boga, chciałem wiedzieć co to jest.

Podeszła, usiadła mi na kolanach i nieśpiesznie pocałowała. Wtedy wyjawiła mi swój plan: okazałem się szczęśliwym wybrańcem, jako trzeci wierzchołek trójkąta z nią i jej koleżanką, którą nazwiemy Kelly. Kelly była po przeciwnej stronie seksualnego spektrum, lecz równie czarująca. Jakby na zawołanie Kelly nagle weszła do garażu i też usiadła mi na kolanach. Powiadam wam, jeśli dwie dziewczyny siadają na tobie okrakiem, stajesz się niewolnikiem woli twojego krocza. Pożądanie jest pastylką, którą można rozkoszować się całymi dniami. Ale jeszcze do tego wrócimy.

Podsumujmy więc: nasz bohater wlał w siebie niezmierzone ilości alkoholu, zwymiotował, a teraz dwie ponętne lisice proponowały mu trójkąt. Czy można wyobrazić sobie lepszy wieczór? Cóż, jak wielokrotnie pokazało mi życie, los nienawidzi nas wszystkich.

Udaliśmy się do jednej z sypialni, prawdopodobnie należącej do rodziców gospodarza, biorąc pod uwagę spartański layout i krzykliwe kolory. Ale wygląd sypialni nie miał znaczenia. Światła szybko pogasły, a nieznośne ubrania spadły w pośpiechu. Usta znalazły skórę - nastąpiło to "lepkie obmacywanie", o którym Hannibal Lecter mówił z taką rozkoszą - wkrótce nasza trójka stała się chińską układanką bez rozwiązania, pysznym trójkątem gorąca i gwałtowności. Dziewczyny chichotały i jęczały. Cieszyłem się, że potrafią zająć się same sobą, bo ja też byłem urobiony, że hej!

Przerwana schadzka

W tym samym czasie na dole knuto podstęp. Za chwilę miał nastąpić nalot, w sensie "duża liczba osób miała wtargnąć do pomieszczenia, do którego nie została zaproszona, i które nie jest w stanie ich wszystkich pomieścić". Czterdzieści osób szeptało i chichotało, czekając na odpowiedni moment, by przerwać nasze igraszki. Co gorsza, prowodyrem był mój najlepszy przyjaciel, Denny, ale było to logiczne, bo to jego poprosiłem, by pilnował drzwi, tak, żeby nam nikt nie przeszkadzał.

Gdy tylko trzy ciała zaczęły się uczyć, jak zająć tę samą przestrzeń (i gdy zaczęło robić się naprawdę dobrze), drzwi otworzyły się z hukiem, światła zapaliły, a chór okrzyków położył kres naszej miłej schadzce. Nie muszę wspominać, że byłem wściekły, ale widząc radość z udanego podstępu na twarzach obecnych, rozpogodziłem się, wygramoliłem z łóżka goły jak święty turecki i rzuciłem zużytym, acz jeszcze pustym kondomem w najbliższego gapia.

Gdy ubierałem się, patrząc na wciąż powiększający się tłum u stóp łóżka, wpadłem na genialny pomysł. Może to alkohol buzujący w moich żyłach. Może moje oczy jeszcze nie przywykły do jasnego światła. Może chciałem się odegrać na tych sk**wielach. Ale w mojej głowie zaświtał pomysł i nikt nie mógł mnie powstrzymać przed jego wykonaniem. A był on prosty: miałem skoczyć z łóżka na głowy gapiów, a oni mieli zanieść mnie na dół do kuchni, gdzie zrobiłbym sobie drinka.

Wbrew pozorom, Taylor ma też w sobie spore pokłady liryzmu. Potwierdza to choćby przebojowy singel "Through Glass" Stone Sour z 2006 roku, którym Corey Grzesznik wdrapał się na szczyt listy Billboardu:

Imprezowy zombie, albo złośliwość przedmiotów martwych

Graniczyło to z geniuszem. Dlaczego miałoby się nie udać? Już wtedy byłem Pieprzonym Coreyem Taylorem. Wsunąłem więc spodnie (byłem na tyle przyzwoity), wdrapałem się na łóżko, skoczyłem... i koncertowo przydzwoniłem głową w sufitowy wentylator, o którym albo zapomniałem, albo którego nie zauważyłem, bo byłem zbyt pijany. Przysięgam wam, i nie mówię tego by uczynić sytuację bardziej komiczną, ani by się usprawiedliwić, ale musiał to być najmocniejszy wentylator znany ludzkości. Mówimy o sile na skalę przemysłową. W ciągu dwóch sekund zdołał mnie uderzyć trzykrotnie: raz w czoło, raz między oczy i jeszcze rozkwasił mi nos. Rozciął mi głowę i zafundował dwie śliwy pod oczami. W jednej chwili byłem najfajniejszym kolesiem na imprezie, a w następnej leżę na plecach, próbując zrozumieć, co się właśnie stało. Działo się to tak szybko, że zacząłem dochodzić do siebie dopiero, gdy w otumanieniu ktoś próbował mi pomóc podnieść się z podłogi. I niech Bóg ma w opiece moich przyjaciół - nie dali mi poznać jak bardzo poharataną miałem twarz, więc przechadzałem się między nimi, nie zdając sobie sprawy, że wyglądam jak Rocky Balboa, dopóki godzinę później nie spojrzałem w łazience w lustro. Powinienem był nosić ze sobą tabliczkę ZRÓB SOBIE ZDJĘCIE Z IMPREZOWYM ZOMBIE.

Opowiadam o tym, nie po to, żeby się przechwalać, ani nie po to, by kreować swój fałszywy wizerunek. To bardzo ważny element układanki spostrzeżeń i zwierzeń, którą zrozumiecie, gdy opowiem o "grzechu". Wiem, o czym mówię. Nie trafiliście na nowicjusza. Przez dziesiątki lat nie zmyłem jeszcze swoich rąk. Pomyślcie: w ciągu jednej nocy - do diabła, w ciągu pięciu godzin! - doświadczyłem każdego z siedmiu grzechów głównych. Byłem wściekłym zaliniowym biegnącym przez moralny wachlarz obżarstwa, chciwości, nieczystości, lenistwa, gniewu, zazdrości i pychy. Do dziś dnia wspominam ten kłopotliwy łańcuch wydarzeń z sympatią i porozumiewawczym uśmiechem.

(Śródtytuły od redakcji; wydawnictwo KAGRA 2013; tłum. Robert Filipowski)

 
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas