Muzycy zginęli pod wodą
Muzycy brytyjskiej metalowej grupy After Death postanowili, że nie przerwą trasy po Ameryce Południowej, mimo tragicznej śmierci gitarzysty i zaginięciu basisty.
Londyńska grupa After Death została założona w 2005 roku - nie należy jej mylić z amerykańskim projektem o takiej samej nazwie, tworzonym przez Mike'a Browninga, perkusistę znanego z Morbid Angel, Nocturnusa i Acheron. Brytyjczycy w dorobku mają EP-kę "Eulogy", a wśród inspiracji wymieniają takie grupy, jak m.in. Killswitch Engage, In Flames, As I Lay Dying i Bring Me The Horizon.
W czwartek (21 stycznia) piątka muzyków poszła na plażę w brazylijskiej miejscowości Aracaju, by popływać. Z czasem fale zrobiły się tak duże, że porwały pod wodę 21-letniego Leona Villalbę. Próbujący go ratować 18-letni Timothy'ego Kennelly zaginął.
"Usłyszałem Leona krzyczącego pomocy!. Tim także go usłyszał i popłynął w jego kierunku. Stracił wiele energii, próbując do niego dotrzeć i także przepadł pod wodą" - opowiadał 22-letni perkusista Barry O'Connor.
Po 20 minutach woda wyrzuciła ciało Villalby. Perkusista próbował go reanimować, a także później ratownik, jednak na pomoc było za późno. Kennelly'ego wciąż nie odnaleziono i szanse na to, że znajdzie się żywy są niewielkie. Śmierć obu muzyków potwierdził rzecznik wytwórni Death Toll, a także przedstawiciel ministerstwa spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii.
"Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy" - relacjonował wstrząśnięty O'Connor.
Zespół After Death grał trasę po klubach jako support przed deathmetalową grupą Master. Pozostali muzycy brytyjskiej formacji - Marc Yacas, Barry O'Connor i Ken Do - zdecydowali, że dokończą tournee w hołdzie dla swoich kolegów.
"Wciąż jesteśmy w żałobie i ogromnie zszokowani tym, co zaszło. Ale wiemy, że Leon i Timothy chcieliby, byśmy grali dalej. Zagramy te koncerty dla nich" - powiedzieli pozostali muzycy After Death w lokalnych mediach.
Zobacz After Death w akcji: